Osiągnęli dwa ogromne sukcesy w parę dni. Mały związek zawodowy może odesłać "Solidarność" i  OPZZ na śmietnik historii
Osiągnęli dwa ogromne sukcesy w parę dni. Mały związek zawodowy może odesłać "Solidarność" i OPZZ na śmietnik historii Fot. Facebook.com/ OZZ Inicjatywa Pracownicza
Reklama.
Wczoraj we Wrocławiu stało się to, co wydawało się niemożliwe: Zarząd Województwa Dolnośląskiego zgodził się na odwołanie przysłanego w teczce przez "dobrą zmianę" Cezarego Morawskiego z funkcji dyrektora Teatru Polskiego.
Parę miesięcy trwało niszczenie teatru i zwalnianie aktorów, ale protesty prowadzone przez związkowców zrzeszonych w "Inicjatywie Pracowniczej" dały efekt. Parę dni wcześniej i Polskę, i Niemcy obiegła wiadomość o innym sukcesie tego małego związku: Starbucks wycofał się z poszukiwania w Polsce łamistrajków, którzy mieliby pojechać do pracy za Odrę na czas protestu niemieckich związkowców. Jakub Grzegorczyk z OZZ "Inicjatywa Pracownicza" w rozmowie z naTemat wyjaśnia, dlaczego jego organizacji udaje się to, czego nie potrafią osiągnąć wielkie związki.
Dwa duże osiągnięcia w odstępie paru dni – nieźle. W czym tkwi tajemnica sukcesu?
Jesteśmy organizacją, która stara się nie ograniczać do tego, co narzuca ustawa o związkach zawodowych. Dlatego, w przeciwieństwie do innych związków, zajmujemy się sprawami osób na śmieciówkach, czy też ludzi wolnych zawodów, na przykład artystów. Przywiązujemy dużą wagę do tego, aby przynależność do związku nie oznaczała przede wszystkim płacenia składek tylko wiązała się z jakąś aktywnością – udziałem w protestach, nagłaśnianiem ich itp. To dlatego jesteśmy organizacją działającą tak prężnie.
Istotne jest też to, że współpracujemy z wieloma organizacjami na świecie. To sprawdziło się choćby w sprawie Starbucksa.
Na waszej stronie internetowej ozzip.pl nie ma informacji o władzach "Inicjatywy". Dlaczego?
Wszystko można znaleźć w KRS, bo oczywiście jesteśmy związkiem zarejestrowanym i mamy np. 9-osobową Komisję Krajową. Nikt jednak nie jest zatrudniony w związku na etacie, nikt na działaności związkowej nie zarabia. Składki finansują wydatki...
U nas nikt nie prowadzi działalności gospodarczej, więc nawet nie miałby jak wystawiać faktur. Każdy z nas ma swoją pracę, a działalność związkową prowadzi po godzinach. Na stronie "Inicjatywy" nie przedstawiamy kierownictwa związku, bo to nie jest istotne. Większe znaczenie mają inicjatywy oddolne.
Ale skoro jest kierownictwo, to i musi być siedziba. Duże związki mają duże gmachy. A wy?
(śmiech) Mamy jedną siedzibę, dość skromną. Znacznie ważniejsze są wszystkie Komisje Zakładowe. Jak przyszli do nas ludzie z Amazona na spotkanie to byli zadowoleni, że to nie jest związek, który - mówiąc kolokwialnie - wywala kasę na siedziby, tylko zajmuje się tym, czym powinien.
Siedziba jest w Poznaniu, bo to w Poznaniu wszystko się zaczęło...
W Poznaniu było dosyć aktywne środowisko anarchistyczne i byli to ludzie zainteresowani tematyką pracowniczą. W latach 2001-2004 była taka spora fala strajków: w fabryce Cegielskiego, w Stoczni Szczecińskiej, w zakładach w Ożarowie Mazowieckim. Grupa ta wspierała te akcje i z kontaktów tego środowiska anarchistycznego z robotnikami z Cegielskiego nawiązała się "Inicjatywa". Zaczynaliśmy jako związek kilkudziesięciu osób, a dziś mamy 2 tysiące członków i trend jest taki, że liczba ta rośnie.
To jednak za mało, by znaleźć się w Rady Dialogu Społecznego obok "Solidarności", OPZZ i Forum Związków Zawodowych.
Rzeczywiście, nie ma nas w tej Radzie. I nie sądzę, że chcielibyśmy w niej być. Rada Dialogu Społecznego to takie ciało, które raczej pacyfikuje aktywność pracowników. Ona przenosi walkę o prawa pracownicze do gabinetów, gdzie prowadzone są negocjacje. Ruch związkowcy w Polsce od 25 lat stosuje tę strategię, a ona doprowadziła do poważnego regresu w kwestii praw pracowników.
Wy wolicie działania bardziej radykalne?
Niekoniecznie. Stosujemy wszystkie metody opisane w ustawie o związkach zawodowych: negocjacje, opiniowanie regulaminów itp. Czasami same rozmowy były wystarczające. Tak było w L'Orealu, gdzie w wyniku udało się załatwić wyższe o 30 proc. dodatki za pracę na nocnej zmianie w magazynie i fabryce. Ale nie zawsze same rozmowy przynoszą pożądany efekt.
I wtedy?
Wtedy na przykład robimy to, co zrobiliśmy w Poznaniu w kwestii żłobków. Ich pracownice od kilku lat walczyły o podwyżki. Początkowo pisano do władz miasta, władze miasta odpowiadały, że mają to w nosie, bo nie mają pieniędzy. Skończyło się to blokadą torowiska w Poznaniu i akcjami protestacyjnymi podczas sesji Rady Miasta. No i znalazły się pieniądze na znaczące podwyżki w żłobkach.
Ale nie nazwałbym tego metodami radykalnymi. W porównaniu z działaniami związkowców z Europy Zachodniej jesteśmy bardzo łagodni.
Dziś "Inicjatywa" to kilkadziesiąt różnych Komisji Zakładowych. Działacie przy wielu teatrach, muzeach, szkołach. Ale są też komisje przy dużych firmach, takich jak L'Oreal, czy Provident. Ich pracownicy sami zgłaszają się do was?
Oczywiście, robimy akcje zachęcające pracowników do organizowania się. Szczególnie kierujemy je do osób pracujących na umowę - zlecenie. To są na przykład pracownicy gastronomii, ludzie kultury, czy też tak zwany trzeci sektor. Najczęściej jednak Komisje Zakładowe tworzone są wtedy, gdy ktoś sam się do nas zgłosi, bo podobają mu się nasze postulaty, prostota w zakładaniu związku, czy formuła działania.
A te postulaty nie są czasem nierealne? Żądacie choćby zasiłków dla bezrobotnych na poziomie płacy minimalnej.
One mogą się wydawać nierealne, gdy się przyjmie optykę liberalną. Ale to nie jest jedyny możliwy sposób patrzenia na ekonomię.

Napisz do autora: tomasz.lawnicki@natemat.pl