Ulica Powstańców Śląskich - jedna z głównych ulic Oświęcimia. Jedyna droga, którą kolumna premier Szydło niemal tydzień w tydzień mknie przez miasto. Stąd tylko kilkanaście kilometrów do jej domu w Przecieszynie pod Brzeszczami. I tu, na skrzyżowaniu z Orzeszkową, miał miejsce wypadek. Mieszkańcy nie pamiętają podobnego zdarzenia w tym miejscu od lat. Chętnie jednak dzielą się emocjami, które od ponad roku wywołuje u nich rządowa kolumna. Bo nie brakuje takich, którzy mają jej dość.
Od ostatniego piątku, gdy zdarzył się wypadek, Paweł Wodniak, dziennikarz "Faktów Oświęcim" przez pół nocy dostawał telefony od mieszkańców. Po tym, jak mówił o wypadku na antenie, ludzie dzwonili i opowiadali swoje historie o tym, jak boją się kolumny pani premier. Nie tylko z Oświęcimia, ale z różnych ościennych miejscowości. Chrzanów, Libiąż, Bobrek i innych, które znajdują się na trasie rodzinnego przejazdu pani premier. Po zjeździe z autostrady A4, w stronę Brzeszcz. I w drugą stronę, na lotnisko Balice.
– Dzwonili i opowiadali, jak musieli uciekać z drogi. Jak musieli zjeżdżać w boczne ulice. Jak się bali, nie wiedząc, jak się zachować, bo nie mieli gdzie uciekać, a samochód BOR-u jechał bezpośrednio na nich. Ostatni telefon odebrałem o wpół do pierwszej w nocy. Wszystkie głosy są negatywne – mówi naTemat. Jakby mieszkańcy nagle się otworzyli, bo Paweł Wodniak nie pamięta, by wcześniej tak głośno o tym mówili.
Spotkali się na zakręcie
Najbardziej pamięta telefon od starszego – sądząc po głosie – mężczyzny, który z autem BOR spotkał się na zakręcie. – Nagle zobaczył, że samochód jedzie na niego z naprzeciwka. Jego pasem, z bardzo dużą prędkością. Było widno, nie zauważył błysków. Nie było też sygnałów dźwiękowych. Mężczyzna powiedział, że nie wiedział, co zrobić i po prostu stanął. Wtedy kolumna zjechała, ominęła go i pognała dalej. Powiedział, że jak jest doświadczonym kierowcą, to tak bardzo jeszcze się nie bał – opowiada Paweł Wodniak.
Te historie dotyczyły ostatnich miesięcy, roku. Za bardzo, jak słychać w Oświęcimiu, rzucały się w oczy. Wytłumaczenie jest proste. Oświęcimianie od lat są przyzwyczajeni do przejazdów oficjalnych delegacji, które odwiedzają Muzeum Auschwitz - Birkenau. – I to kolumn uprzywilejowanych, składających się nawet z kilkunastu samochodów. Tyle że przy ich przejeździe policja zamyka fragmenty ulic na kilka minut i kolumny nie jadą wtedy w pełnym ruchu samochodów. A gdy kolumna rządowa zaczęła jeździć przez Oświęcim, ludzie po prostu zaczęli się bać – ocenia Paweł Wodniak. Jak mówi, tak jakby głupieli, nie wiedząc, jak się zachować. Albo czego się spodziewać.
Powinni jeździć wolniej
Kilka telefonów do firm znajdujących się na trasie przejazdu rządowej kolumny. Mieszkańcy potwierdzają, że wiedzą o kolumnie rządowej, która ul. Powstańców Śląskich jeździ bardzo często, ciągle, co piątek albo nawet bez przerwy. Tak mówią. Jedni zwracają na nią uwagę, inni nie. – Szybko przejeżdżają. Spokojnie. Ale przeważnie bez sygnału. Najwyżej, jak ktoś ich nie zauważy, to włączają, żeby się usunął – dzieli się swoimi obserwacjami jedna z pracujących tu osób. Ona nie ma nic przeciwko tym przejazdom. Mówi, że premier ma przecież prawo jeździć do domu. Innego wyjścia nie ma. Niech jeździ.
Inni? – Moja żona mówi, że jeżdżą jak idioci – to mieszkaniec miejscowości Broszkowice. Tu zdarzają się wypadki, bo część drogi jest nieoświetlona. – Wszyscy teraz mówią, że powinni jeździć wolniej. Przejeżdżają tędy bardzo często, a nie słyszałem żadnych sygnałów dźwiękowych. A w Oświęcimiu to najgorsze rondo. Największy ruch tam jest, koło galerii handlowej. Tam jest strasznie. Na czas przejazdu tej kolumny powinni wyłączać to rondo z ruchu – mówi.
Z Krakowa, na autostradę, do Brzeszcz Ten brak sygnalizacji dźwiękowej pojawia się w każdej relacji. Ludzie mówią, że kolumnę rządową widują, ale jej nie słyszą. – Mieszkańcy mówią, że kierowcy jej nie używają. Jeżdżą bardzo szybko. Za szybko, to ludzie widzą i mówią, że obawiają się tych prędkości. Z jednej strony, jeśli są to samochody uprzywilejowane, to mają do tego prawo, ale z drugiej strony, to przecież droga do domu. I zachowanie kierowców... . Wielu ludzi mówi, że nie jeżdżą, jak należy – mówi naTemat Szymon Chabior z portalu Oswiecimskie24.pl.
Lokalna droga premier do domu, co odkrywają teraz mieszkańcy, zaczyna się na lotnisku w Balicach. – To jest praktycznie jedyna droga, która leci od Krakowa. Właśnie nią poruszają się wszelkiego rodzaju kolumny, którą jadą do Oświęcimia z autostrady lub bezpośrednio z Balic. Jest jeszcze jedna droga, ale ona jest nie po drodze dla Beaty Szydło. Jej kolumna leci autostradą, wpada w Chrzanowie. Mija Libiąż, Bobrek, Broszkowice, wjeżdżają do Oświęcimia. Tu, na drugim rondzie, skręcają w prawo, na ulicę Powstańców Śląskich. Mają przed sobą małe rondo i galerię handlową Niwa. 100 metrów od galerii doszło do wypadku. Dalej jest dworzec PKP i prosta w kierunku Brzeszcz – tłumaczy nam drogę premier Szydło Szymon Chabior.
Z Krakowa do Oświęcimia to około 50 minut drogi, do Brzeszcz jeszcze jakieś 10 minut. – W sumie nie dziwię się, że pani premier prosi, by wyłączać sygnał dźwiękowy. Godzinę jechać z tą potwornie wyjącą syreną... – mówi Paweł Wodniak. W piątek był na miejscu wypadku. Zajmuje się lokalnymi wydarzeniami od 18 lat. – Nie pamiętam, żeby w ciągu ostatnich lat w tamtym miejscu był jakiś wypadek. Tam za bardzo nie ma się jak rozpędzić. W mojej ocenie to ruchliwa droga, ale bezpieczna – mówi. Choć przyznaje, że Oświęcim ma opinię miasta często zakorkowanego. Brakuje obwodnic, ruch jest duży, w wielu miejscach nie ma chodników, pobocza nie są szerokie.
Wszyscy jesteśmy z nim
To tyle sytuacja w mieście. Druga jest taka, że bardzo, bardzo wielu mieszkańców trzyma z 21-letnim kierowcą seicento. Poparcie dla niego jest ogromne, a emocje z tym związane naprawdę słychać w każdej rozmowie. – Wszyscy jesteśmy za nim! – prosi o przekazanie jeden z mieszkańców.
A Paweł Wodniak ma taką historię na koniec. Jeden z mieszkańców spod Oświęcimia powiedział mu wprost: – Panie, jak mają być takie cyrki z tym BOR-em, to już bym wolał, żeby pani premier plac koło domu zrobili i niechby już tym helikopterem latała. Ona będzie szybciej, nic nie będzie wyło, a ludzie pewnie popsioczą, ale potem też będą zadowoleni. Bo na drodze będzie bezpieczniej.
Napisz do autorki : katarzyna.zuchowicz@natemat.pl