Kierowcy BOR pokonują tysiące kilometrów rocznie. Ubezpieczenie auta musi kosztować krocie
Kierowcy BOR pokonują tysiące kilometrów rocznie. Ubezpieczenie auta musi kosztować krocie Fot. Dariusz Borowicz / Agencja Gazeta
Reklama.
Ten rok dedykowany typowej polskiej "szkole" jazdy w wykonaniu rządu rozpoczął się od wypadku z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy. 4 marca prezydencka limuzyna pędziła do Wisły po A4, kiedy pękła opona (była bardzo stara, nikt nie zadbał o wymianę ogumienia). Samochód wypadł z drogi i skończył porozbijany w rowie. Później mieliśmy kilka miesięcy spokoju, bo lato udało się polskim politykom przejeździć bez szwanku.
21 listopada w kolizję miała premier Beata Szydło. Kolumna rządowych aut jechała z lotniska w Tel-Awiwie, kiedy doszło do kolizji pomiędzy autami w kolumnie. Premier nic się nie stało, ale do szpitala trafili funkcjonariusz BOR oraz była wiceszefowa MSZ. 2017 rok to już jazda bez trzymanki. Zima w tym roku jest jednak sroga, a władza zawsze w pośpiechu, więc zaczęła się czarna seria rządu. 25 stycznia kolumna z Antonim Macierewiczem na pokładzie spowodowała karambol pod Toruniem. Wypadkiem premier z piątku w Oświęcimiu żyje cały kraj. Do tego dochodzi Jarosław Gowin, w którego aucie pod koniec stycznia również pękła opona.
"Jazda polska" kosztuje
Mówimy oczywiście o pewnym uproszczeniu, czy nawet zabawie, ponieważ do wypadków dochodziło w różnych autach, w różnych warunkach i prowadzonych przez różnych kierowców, a sam BOR na pewno nie ubezpiecza aut na warunkach dla śmiertelników, ale sprawdziliśmy, ile kosztowałoby ubezpieczenie samochodu, który w ciągu roku zaliczył aż pięć poważnych zdarzeń drogowych. To tylko pokazuje koszty rządowego grand tour po polskich szosach – od napraw aut (lub kupna nowych) aż po ubezpieczenia.
Beata Szydło swój ostatni wypadek miała audi A8 i to właśnie ten samochód wzięliśmy na celownik. Auta tej marki pojawiły się w rządowej flocie tuż przed szczytem NATO. Dlatego za rok produkcji samochodu przyjęliśmy 2016 rok. Premier (i innym członkom rządu) zależy na komfortowym transporcie z punktu A do B, a dodatkowo samochody są często opancerzone, więc wybraliśmy najmocniejszy silnik. Ubezpieczyć chcemy auto od marca – do tego czasu może uda się je "wyklepać" po ostatnim wypadku. Samo OC to oczywiście za mało: bierzemy pełen pakiet z AC, NNW i Assistance.
logo
Fot. Rankomat.pl
Cena ubezpieczenia pewnie w tym momencie już rośnie, ale rząd ma kilka asów w rękawie. To na pewno porządnie zabezpieczone auta – dlatego klikamy immobilizer, blokadę skrzyni biegów, alarm i monitoring GPS. W końcu minister Błaszczak mówił, że auta mają coś w rodzaju czarnych skrzynek. Samochód ponadto stoi na parkingu strzeżonym, więc raczej nikt go nie ukradnie. Do tego kierowcą nie jest byle kto, a stateczny pracownik służb mundurowych.
logo
Fot. Rankomat.pl
Kolejna strona w popularnej porównywarce cen ubezpieczeń i… potężny zawód. Pytają nas o ilość szkód, a nam wyszło pięć tylko w ostatnich 12 miesiącach. Na zniżki też nie ma co liczyć. Nie podejrzewamy rządu o ubezpieczenia aut w przeszłości u zachodniej konkurencji, więc stawiamy na polskie PZU.
logo
Fot. Rankomat.pl
I w końcu jest cena! Niestety, choć na polskim rynku działają dziesiątki firm ubezpieczeniowych, tylko jedna ma ochotę na ubezpieczenie naszego wozu. Pod warunkiem, że przelejemy na jej konto 60 tysięcy złotych.
logo
Fot. Rankomat.pl
I nagle zniżki dla posłów na PKP wydają się rozsądnym rozwiązaniem...

Napisz do autora: piotr.rodzik@natemat.pl