Czy wiesz, że jesteś szczęśliwy dzięki temu, że znalazłeś czas na wypicie kawy z przyjaciółką, na poranne bieganie albo wyjście do kina? To właśnie takie drobiazgi, a nie posiadanie złotego pałacu i lamborghini, wpływają na poczucie szczęścia. To dobre wieści, bo to znaczy, że możesz być szczęśliwy praktycznie non stop. Wszystko w twoich rękach.
Wiele poradników przekonuje, że można być szczęśliwym, myśląc pozytywnie, przyciągając myślami dobre zdarzenia, odrzucając smutki. Często po ich lekturze pozostaje jednak pytanie: jak tego dokonać? Jak się cieszyć, kiedy praca zajmuje większość doby, w suszarni piętrzy się góra prasowania, a dziecko czeka, aż pomożemy mu odrobić mu lekcje? Jak uśmiechać się po powrocie do pustego domu, gdy mamy w pamięci, że nie zawsze tak było? Albo jak mieć dobry nastrój, gdy przejeżdżający kierowca ochlapał nas błotem od stóp do głów? No jak tu się nie wkurzyć!
Marlena Kossakowska, psycholog SWPS, w swojej najnowszej publikacji „Projekt dobre życie” przekonuje, że się da. Książka ukazała się na rynku kilka tygodni temu i niczym nie przypomina typowych poradników o szczęściu. To sześciotygodniowy trening, który zakłada, że codziennie o dogodnej dla nas porze, poświęcamy sobie kilkanaście do kilkudziesięciu minut (w zależności od ćwiczenia i własnych potrzeb) i wykonujemy przewidziane na dany dzień zadania. Nie tylko czytamy o szczęściu, ale dzień po dniu, uczymy się wprowadzać je w życie.
Życia bez stresu trzeba chcieć
Jak tłumaczy we wstępie autorka „pomimo ogólnej poprawy warunków materialnych wzrasta również w społeczeństwach poziom depresji i uzależnień, a codzienność nie zawsze jest łatwa i przyjemna”. Regularne praktykowanie dobrych nawyków ma pomóc to zmienić. Psycholog stawia jednak trzy warunki, które trzeba spełnić, aby treningi się powiodły. Najważniejszym z nich jest motywacja wewnętrzna – dobrego życia trzeba chcieć. Drugim warunkiem jest autonomia, co oznacza, że do wykonania ćwiczeń w projekcie nie można się zmuszać. Trzecim – wytrwałość.
Uznałam, że jestem gotowa do spełnienia tych trzech warunków, aby do wrócić do dobrej formy, czyli do siebie sprzed roku. To był dla mnie rok zmian i zawirowań, które zburzyły dotychczasowy ład. Po pierwsze, oboje z mężem zmieniliśmy miejsca pracy. Te zmiany pociągnęły za sobą kolejne, głównie organizacyjne. Do codziennego zabiegania – i związanej z tym próby ułożenia nowego harmonogramu dnia i tygodnia – dołożyły się moje nasilające się problemy z zatokami. Kto choć raz miał chore zatoki wie, jak potrafią utrudnić życie. Słowem poczułam, że dotychczas ułożone życie, wymyka mi się spod kontroli.
Po trzech tygodniach ćwiczeń czuję, jak coś drgnęło, zaczynam nadawać życiu nowy rytm. Najtrudniej było przerwać tę pogoń, usiąść, wziąć do ręki książkę i razem z nią zacząć pielęgnować dobre emocje. Autorka programu treningowego trafiła w punkt. Potrzebowałam czasu, aby znowu pomyśleć o szczęściu.
Ułóżmy plan tygodnia tak, aby znaleźć miejsce na pozytywne emocje
Zanim zaczęłam uczyć się, jak te emocje pielęgnować, autorka przypomniała mi, że pozytywne emocje są jednym z czynników składających się na dobrostan. Definiuje go Martin Seligman, profesor z Uniwersytety Pensylwanii w Filadelfii (USA).
Na pełne i prawdziwe szczęście zwane dobrostanem składają się:
1. Pozytywne emocje – trzeba dbać, aby przeżywać je codziennie, dzień po dniu;
2. Sens życia – należy go odnaleźć, bo jego brak utrudnia odczuwanie radości i miłości;
3. Pozytywne relacje – warto je pielęgnować, gdyż dobre relacje ze współmałżonkiem, dziećmi, rodzicami, przyjaciółmi i kolegami z pracy pozwalają nam żyć dłużej i zdrowiej;
4. Osiągnięcia – uświadomienie sobie własnych osiągnięć sprawia, że zaczynamy się cieszyć z tego, co mamy i zaczynamy dostrzegać, że mamy tym swój udział; dla jednych będzie to realizacja pasji, dla innych fakt posiadania zdolnych dzieci;
5. Zaangażowanie (pasja) – ten element w życiu sprawia, że czujemy satysfakcję natychmiastową i radość z tworzenia.
Program treningowy, który ułożyła psycholog, miał nauczyć mnie dbać o każdy z tych elementów, ale też uświadomić mi, że wiele z tych ćwiczeń wykonuję sama bezwiednie, w ciągu dnia. „Uświadomienie sobie tego jest bardzo cenne, ponieważ daje ci poczucie, że jesteś osobą, która sama dba o swoje szczęście” – zachęca psycholog i zaprasza do ćwiczeń.
Biorę szczęście we własne ręce i przechodzę do treningu
Pierwsze ćwiczenie polega na uświadomieniu sobie swoich… zalet. Koniec z marudzeniem, skupieniem się na swoich wadach, użalaniem się i biadoleniem. Każdy z nas ma zalety, mocne strony, siłę i pierwszy poniedziałkowy trening ma mi to uzmysłowić.
Nie jest to jednak ćwiczenie pod hasłem „wypisz pięć zalet”. Moim zadaniem jest wypełnienie testu składającego się z 24 obszarów (zalet), odpowiedziom przypisana jest punktacja, dzięki czemu czarno na białym, poznaję pięć moich zalet.
Okazuje się, że są to:
1. Uczciwość i autentyczność;
2. Sprawiedliwe traktowanie innych;
3. Miłość;
4. Dystans i perspektywa;
5. Inteligencja społeczna.
Tym momencie, przypomina mi się wierszyk „Samochwała”. Żeby na nią nie wyjść, powinnam teraz zacząć zaprzeczać, że to nie do końca tak, że mam przecież wady. Wstrzymam się jednak. Skupię się na zaletach. Tak, mam zalety i dobrze mi z tym. To mój pierwszy krok do pielęgnowania pozytywnych emocji.
Do dzieła, wy też macie zalety. Gotowi, aby je poznać?
1. Zalogujcie się na stronie www.viacharacter.org/www/
2. Wybierzcie opcję: Take the free VIA survey
3. Zarejestrujcie się podając prawdziwe dane
4. Wypełnijcie polską wersję kwestionariusza.
Po pierwszym tygodniu, czuję zaczynam mówić NIE pesymizmowi
We wtorek czekało mnie dość trudne zadanie – miałam usiąść wygodnie na fotelu i pomyśleć o tym, jak chciałbym żyć za kilka lat. „Zwizualizuj swoją przyszłość, w której wszystko jest tak, jak byś sobie tego życzył” – zachęca psycholog, dodając, że nikt nie będzie mnie oceniał.
Myślałam i myślałam, i co mnie uderzyło, wielu z rzeczy wcale bym nie zmieniła. W przyszłości zobaczyłam się dalej szczęśliwą z moimi chłopakami, mężem i synkiem. Wciąż byłam dziennikarką (choć taką, która w końcu wydała książkę). To, co zobaczyłam w przyszłości, a czego jeszcze niestety nie posiadam, to domek nad morzem. To marzenie, które chodzi za mną od dzieciństwa, więc przypuszczam, że kiedyś musi się spełnić. W idealnym życiu mam więcej czasu na pokazywanie świata dziecku, spotkania z przyjaciółmi. W tym punkcie zdałam sobie sprawę, że mojemu życiu sens nadają marzenia. Lubię je mieć, aby do nich dążyć. Dobrze też czuję się ze sobą, gdy dbam o relacje z ludźmi.
Do końca pierwszego tygodnia uczę się jeszcze: (w środę) jak odganiać złe myśli i nie tracić energii na przygnębienie – mówię „stop” za każdym razem, gdy chcę poświęcić pesymizmowi zbyt dużo czasu np. gdy czułam, że nie zrobię wszystkiego co w danym tygodniu zaplanowałam, modyfikowałam listę; (w czwartek) uczę się relaksować – w moim przypadku poświęciłam całą swoją uwagę na słuchanie ulubionej muzyki, nie przy okazji, nie podczas sprzątania, ale wieczorem, leżąc na kanapie i słuchając ulubionych kawałków przy zapalonych świeczkach, tylko ja i muzyka; (w piątek) – skupiam się na budowaniu relacji w bliskimi – wykonuję ćwiczenie, dzwonię do przyjaciółki i nieśpiesznie rozmawiamy, mówię jej, że wybrałam ją do tego ćwiczenia, że chciałam powiedzieć jej, jak ważna jest dla mnie nasza relacja. Kiedy odkładam słuchawkę, czuję, że uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Rozmowa do dobrych rzeczach, o pozytywnych emocjach naprawdę działa.
W sobotę utrwalam pozytywne myślenie poprzez wypisanie na kartce trzech drobnych rzeczy, które poszły mi naprawdę dobrze i wprawiły mnie w zadowolenie (zróbcie własne).
Moja lista wyglądała tak:
1. Zrobiłam synowi na kolację placki z jabłkami i usłyszałam, że fajna ze mnie dziewczyna;
2. Wystroiłam sąsiadkę na bal karnawałowy. 8-latka zapukała do mnie mówiąc, że nie ma co na siebie włożyć i rozważa rezygnację z balu (!). Wyszła z kreacją, którą odkopałam sprzątając dom metodą Marie Kondo i którą włożyłam do worka „do oddania”;
3. Uprałam ręcznie koszulkę mężowi. Ucieszył się bardzo, zwłaszcza że wrócił padnięty późno po pracy i potrzebował tego T-shirtu. Wyznał, że zawsze wie, że może na mnie liczyć.
Psycholog uświadomiła mi, że te dobre rzeczy spotkały mnie, bo mam wiele zalet: jestem wrażliwa na potrzeby innych, kochająca i troskliwa. Dziwnym uczuciem było to usłyszeć, a jeszcze dziwniejszym o tym napisać. Po tym emocjonującym tygodniu w niedzielę koncentruję się na oddechu. Przychodzi mi też do głowy myśl, że jako osiągnięcie (czyli element dobrostanu, nad którego osiągnięciem pracuję) traktuję wywiązywanie się dobrze z różnych ról w jakich jestem - matki, żony, przyjaciela, córki (prywatnie) czy dziennikarki, pracownika (zawodowo).
Jestem w połowie drogi, ale czuję, jak nabieram sił
W niedzielę skończę trzeci tydzień ćwiczeń. Pozostanie jeszcze trzy tygodnie. Wiele ćwiczeń już procentuje. Nie pozwalam, aby pesymistyczne myśli zatruwały moją głowę, a gdy pojawiają się problemy, skupiam się jak je rozwiązać. Znajduję czas dla innych. Okazuje się, że wystarczyło się zatrzymać, aby chociażby zaprosić sąsiadów na filiżankę różanej herbaty – spotkanie trwało może godzinę. Spotkaliśmy się wieczorem z dziećmi, piliśmy wyśmienitą herbatę z płatków róż, dzieciaki się bawiły, my siedzieliśmy w kuchni i niespiesznie rozmawialiśmy.
W tygodniu pomyślałam, o zrobieniu niespodzianki dla dziecka. Po przedszkolu zabrałam go na salę zabaw pod domem. I znowu wystarczyło zatrzymać się, pomyśleć o innych, o budowaniu relacji. Wystarczyło skupić się na „tu i teraz”. Z takich zupełnych drobiazgów napisałam do znajomej, od której dostałam tę herbatę, z podziękowaniem. Napisałam, jej, że mała sąsiadka określiła jej smak jako „wiecznej miłości”. W odpowiedzi dostałam „nie pozostaje mi nic innego, jak takiej miłości ci życzyć”. Znowu drobiazg, znowu uśmiech.
To, co jest w książce istotne, to możliwość robienia notatek. Ja robię je ołówkiem, bo czuję, że będę chciała przejść przez niektóre ćwiczenia jeszcze raz. Czuję po nich wyraźną poprawę nastroju. Czuję też, że poprawia się moja relacja z samą sobą i ludźmi w koło. Spokój i zadowolenie przekłada się z kolei na lepsze przeżywanie codzienności. Łatwiej mi pogodzić życie prywatne, z życiem zawodowym.
Bardzo ważne jest też to, że trening uczy, jak nie wstydzić się, myśleć i mówić o sobie dobrze. Pokazuje jak myśleć i mówić dobrze o innych. Co więcej, po tych trzech tygodniach czuję, że dostaję więcej ciepła i pozytywnych sygnałów od innych. Otwieram się na dobre życie.
Mój dobrostan na dziś wygląda tak:
1. Pozytywne emocje – staram się o nie dbać poprzez drobiazgi takie jak znalezienie chwili na wysłuchanie dobrej piosenki, wzięcie relaksującej kąpieli, wykonanie telefonu do przyjaciółki czy zjedzenie kolacji z rodziną. W pogoni łatwo zapomnieć to takich umilaczach czasu;
2. Sens życia – przypomniałam sobie, że o tym, że lubię marzyć; wynajdowanie marzeń sprawia, że chce mi się wstawać codziennie z łóżka;
3. Pozytywne relacje – częściej dzwonię do bliskich, z którymi nie mogę się spotkać, z siostrą, która mieszka w Londynie widzę się co kilka dni na Skypie;
4. Osiągnięcia – paradoksalnie, wielkim osiągnięciem jest dla mnie fakt, że dopuszczam do siebie myśl, że mogę być dobrą matką, a nie muszę być idealna;
5. Zaangażowanie (pasja) – na powrót do pasji, jaką jest robienie biżuterii jeszcze jest za wcześnie – do tego potrzeba kilku godzin wolnego; na razie cieszy mnie to, że wróciłam do śpiewania w wannie (nawet nie zauważyłam, że przestałam!).