
Jak to się zaczęło?
Forma kontra treść, czyli czym nie jest fine dining
O co tyle hałasu? To tylko dobre jedzenie
Jedz, doceniaj, baw się!
Można zrobić religię z każdej pasji. Jeśli chcemy płacić tysiąc złotych za kolację w fine diningowej restauracji, czemu ktokolwiek miałby to oceniać? Zarzut, że mało za duże pieniądze nie ma sensu. Nie rozliczam wędkarzy za to, ile płacą za nowe wędki. Nie krytykuję, że siedzą na pomoście i gapią się w spławik, zamiast iść prosto do rybnego i zaoszczędzić sobie nie tylko cały ten czas, ale i pieniądze wydane na wspomniany sprzęt. Tak jak wędkowanie nie ma związku z chęcią przyniesienia do domu wiaderka ryb, tak fine dining nie wiąże się z zaspokajaniem głodu. Wierzę, że jedzenie nie jest tylko paliwem, że jego jakość wpływa też na to, jak się czujemy. Dlatego to, co jemy i jak jemy jest kwestią naszych priorytetów. Jedni mają po dwa auta i 60-calowe plazmy, a ja jadam u Amaro, bo mi jest telewizor niepotrzebny. Za to lubię myśleć nad talerzem – skąd ten pomysł, czemu taki produkt, a nie inny, dlaczego taka zastawa itd. Wszystko to składa się na spójną koncepcję. To może kogoś nie interesować, można tego nie rozumieć, tak jak nie rozumiem godzin na pomoście w oczekiwaniu na rybę. Ale to nie jest powód do oceniania.
Napisz do autorki: ewa.bukowiecka-janik@natemat.pl