Jeszcze nie zdążył usłyszeć zarzutów, a już został skazany. 20-letni kierowca seicento został obarczony winą za wypadek już chwilę po wypadku. Młody mężczyzna, gdyby nie pomoc mecenasa Pocieja, zostałby już dawno pożarty przez prokuraturę. Ale na taką pomoc nie każdy może liczyć. Pewnie byłoby mu łatwiej, gdyby miał w samochodzie zainstalowaną kamerkę. Takich kierowców jest coraz więcej.
– Nie przejeżdżam bez niej nawet kilku metrów – mówi mi Grzesiek, który ma prawo jazdy od dwunastu lat, a swoje auto od siedmiu. Kamery używa regularnie od dwóch lat.
– Skłoniła mnie do tego sytuacja na drodze, w której uczestniczyłem. Prawie miałem wypadek z głupoty kierowcy przede mną i to taki wypadek, za który na pewno ja bez kamery odpowiedziałbym – mówi mi. Grzesiek opowiada, że jechał krajową dwunastką i szykował się do wyprzedzania znajdującego się przed nim volkswagena golfa. – Pamiętam go dokładnie, druga generacja, charakterystyczny zielonkawy kolor. Już miałem go wyprzedzać, kiedy bez żadnej sygnalizacji kierunkowskazami kierowca zaczął gwałtownie hamować – wspomina.
Grzesiek nie miał wyjścia, sam zaczął ostro hamować, z ledwością wyrobił się przed kierowcą. Ten jak nagle zaczął hamować, tak równie nagle skręcił w prawo, w polną drogę. – Kierunkowskaz włączył dopiero w momencie skrętu. Nie wyrobił się, tylko koła z prawej strony zostały na drodze, lewa część samochodu wypadła w pole. Normalnie jak rajdowiec – wspomina.
Wtedy właśnie kupił wideorejestrator. – Ten kierowca zachował się na drodze bardzo niebezpiecznie. Dzięki nagraniu w razie wypadku być może bym się obronił. Bez kamery na pewno skończyłoby się tak, że policja zarzuciłaby mnie nie zachowanie odpowiedniego dystansu albo coś takiego – opowiada.
Śmialiśmy się z innych, sami nie jesteśmy lepsi
Takich przypadków jest więcej, co widać w sieci. Internet jest zalewany nagraniami przedstawiającymi niebezpieczne sytuacje na drodze. Takie nagrania są wszędzie: na Wykopie, bezpośrednio na YouTube, na forach internetowych, w każdym miejscu internauci dyskutują o zachowaniu kierowców.
Efekt? Jeszcze kilka lat temu śmialiśmy się z nagrań z Rosji (gdzie takie nagrania są zdecydowanie najpopularniejsze) i drwiliśmy, że to "inny stan umysłu". Teraz okazuje się, że "inny stan umysłu" to także i stanowią ważny dowód dla ubezpieczyciela) Polska. Bo tu nie chodzi o pojedyncze, incydentalne nagrania. Z popisów polskich mistrzów prostej powstają całe wielominutowe kompilacje. Niezwykle popularny kanał youtube’owy polskie drogi ma w swojej kolekcji już kilkadziesiąt takich "składanek". Profil ma ponad 137 tys. subskrybentów, a najpopularniejsze nagrania za każdym razem ogląda kilkaset tysięcy internautów, a nawet ponad milion.
Co istotne, takie nagranie z legalnego punktu widzenia stanowi ważny dowód w sprawie w razie kolizji drogowej czy wypadku. Więcej – sama policja od kilku lat zachęca polskich kierowców, którzy korzystają z kamer, do wysyłania nagrań piratów drogowych, dzięki czemu możliwe będzie ukaranie ich. W ramach akcji "Stop Agresji Drogowej" każda komenda wojewódzka utworzyła adres, na który można nadsyłać materiały.
Sprzęt prawie dla Jamesa Bonda
Współczesna kamerka samochodowa w niczym nie przypomina kamer sprzed lat, kiedy sprzęt oferował mizerną jakość nagrań.
Dzisiaj wystarczy 200 złotych, żeby kupić sprzęt z szerokokątnym obiektywem, który nagrywa płynny obraz w rozdzielczości Full HD. Można również zdecydować się na opcję nieco droższą, ale jeszcze skuteczniejszą – podwójną kamerę. Wtedy rejestrujemy zarówno to, co się dzieje przed autem, jak i to, co z tyłu auta. Kamerki oczywiście rejestrują również dźwięk – gdyby taki sprzęt miał kierowca feralnego seicento, dzisiaj nie byłoby takiego zamieszania, a on sam byłby już winny albo niewinny.
Co istotne, środowisko osób, które korzystają z kamer samochodowych, jest zorganizowane. Przykład – swego czasu Lidl sprzedawał kamerkę za 159 złotych o niezłych parametrach. Kiedy jednak w sieci pytano o jej jakość, internauci chętnie polecają sprzęt, który w ich opinii jest lepszy.
Biznes się kręci
Nasze sytuacje drogowe lub zwyczajne obawy nakręcają sprzedaż kamerek na zasadzie kuli śnieżnej. To proste – kiedy widzimy filmiki z polskich dróg takie jak wyżej, sami zaczynamy myśleć o zakupie kamery. W efekcie do sieci trafia coraz więcej nagrań, a sprzedaż rośnie.
Zważywszy na to, że mamy tylko kamerki samochodowe i sportowe, to sprzedają się rewelacyjnie – mówi naTemat Dawid Lorenz ze sklepu wideorejestratory24.pl. – W ciągu ostatnich 30 dni zrealizowaliśmy około 500 zamówień, z czego kamery samochodowe to 60-70 proc. To jest okres nieuwzględniający świąt Bożego Narodzenia, więc trzeba mieć na to poprawkę, wtedy liczba zamówień rośnie – dodaje.
Sklep działa już trzy lata. – Zainteresowanie i sprzedaż systematycznie rośnie – przyznaje Lorenz. I jak mówi, klienci zgłaszają się nie tylko przed szkodą, ale i po szkodzie. – Praktycznie codziennie otrzymujemy telefony czy zapytania mejlowe. Głównie chodzi o zabezpieczenie w razie jakiegoś zdarzenia drogowego, klienci chcą mieć dowód czy zapis, żeby wykorzystać go do swojej obrony. Wielu klientów zgłasza się po fakcie, po sytuacji, kiedy nie mieli kamery. Sporo osób pyta również o kamery, które można wykorzystać, kiedy auto jest zaparkowane. Chodzi o szkody parkingowe, wandalizm, żeby wtedy dochodzić do odszkodowania.
– Wzrosty są znaczące i konsekwentne od dwóch lat, choć nie mamy jeszcze dokładnych danych. To są dane zbieżne z tym, co się dzieje na rynku – potwierdza Michał Mystkowski z Media Expert.
– Najlepiej sprzedają się produkty w cenie 220-230 zł brutto. To kategoria średnia – dodaje iu wyjaśnia, skąd taki ruch w interesie: – To kwestia mody ze wschodu. Poza tym wiele firm transportowych wprowadziło takie standardy, że samochody służbowe muszą być wyposażone w wideorejestratory. To napędziło koniunkturę.