
Milczenie nie jest złotem, czyli ciche dni
Jeśli nasze milczenie to kara, wyrządzamy partnerowi najdotkliwszą z krzywd. Może się wydawać, że milczenie jest lepsze niż rzucanie w siebie mięsem... Jednak krzyk, czasem nawet złość wyrażona fizycznie zostawia z psychice mniej śladów niż milczenie za karę. Milcząc dajemy wyraźny sygnał – nie jesteś godny/godna, by z tobą rozmawiać. Powstaje bariera, której nie da się przeskoczyć, bo jak, skoro przeciwnik nie reaguje. Badania udowadniają, że dzieci, które karze się w ten sposób przeżywają postawę rodzica tak samo jak jego śmierć. Kiedy stajemy się emocjonalnie martwi, w drugiej osobie rodzą się wyrzuty sumienia, panika, automatycznie spada poczucie własnej wartości i pewności siebie. Pozostawianie partnera czy partnerki bez informacji o tym, co dzieje się w ich związku to jak skazywanie go na czekanie na wyrok. Oczywistym jest, że słowa mogą ranić, jednak nic nie zostawia tak głębokich ran, jak pasywna agresja.
Foch
Nie powiem mu teraz, po co psuć atmosferę...
Nie widzę nic złego w odpuszczaniu partnerowi winy za porzucone w kącie skarpety, podczas pierwszego od dawna spokojnego wspólnego obiadu. Pod warunkiem, że obiad w towarzystwie skarpet na podłodze nie wyprowadza nas z równowagi. Jeśli machniemy ręką na zachowanie, które nas drażni, bo potrafimy je w danej chwili wybaczyć, w porządku. Jeśli jednak ugryziemy się w język, bo szkoda nam miłej atmosfery przy obiedzie, a tak naprawdę w środku będzie buzować złość, dolejemy kolejną kroplę do czary goryczy.
"Bo ty zawsze", "bo ty nigdy", czyli wypominanie
Szaleństwem jest postępować wciąż tak samo i liczyć, że coś się zmieni. Jeśli całe życie walczymy z konkretną cechą lub zachowaniem naszego partnera, bez skutku, to znaczy, że czas dać od siebie więcej niż wolę walki i cierpliwość. Czas na akceptację. Pytanie "czy jeśli on tego nie zmieni, nadal będę chciała z nim być?" powinniśmy sobie zadać już na początku związku, a nie wiązać się "pod warunkiem, że".
Telefon do przyjaciela, pytanie do publiczności
Bo jak ma się czuć ktoś, kto został obgadany za plecami w najintymniejszych sprawach? Podle, bez dwóch zdań. Tego typu zachowanie niszczy zaufanie, wysyła sygnał, że ktoś inny jest nam bliższy. To zwyczajna nielojalność. Poza tym wciąganie osób trzecich w toksyczny sposób w nasze problemy, powoduje, że zwykłe "co słychać?" od wtajemniczonego brzmi tak naprawdę "i co, kłócicie się jeszcze?" To nie są okoliczności sprzyjające wyjściu z kryzysu.
Słowa na wiatr
Licytacja na dramaty
Sytuacja, w której partner będzie tropił nas czy przypadkiem nie mamy mniej na głowie niż on, żeby za chwilę oskarżyć nas o niezasłużony odpoczynek to jak życie w obozie pracy. Tam też trzeba było udawać, że się coś robi, żeby nie dostać batem po plecach. Porównywanie stanu swojego zmęczenia, licytacja na ilość pracy to tak naprawdę obwinianie za nasz stan, drugiej osoby, bo to ona ponosi konsekwencje naszego złego samopoczucia, a to jest bardzo toksyczne. Nie twierdzę, że każdy powinien radzić sobie sam, jednak pomoc powinna wynikać z dobrych intencji drugiej strony, a nie wyrzutów sumienia czy przymusu.
Gra w zazdrość
Gra w zazdrość jest w porządku do momentu, w którym uczestniczymy w niej dobrowolnie, świadomie i panujemy nad jej konsekwencjami. Jeśli mimo przekomarzania się czy subtelnym aluzjom czujemy się w związku bezpiecznie, to wszystko w porządku. To poczucie bezpieczeństwa jest miarą, jak daleko możemy się posunąć. Są przecież pary, które potrafią przesunąć granice bardzo daleko i np. zaprosić do sypialni kolejną osobę. Ale są też związki, które powinny trzymać się z daleka od wzbudzania zazdrości w partnerze czy partnerce. Niektóre osoby reagują automatyczną utratą pewności siebie, lub zadręczają się myślami o utracie ukochanego.
Źle się czuję – to twoja wina!
Ludzie często zapominają, lub nie potrafią dostrzec faktu, że w reakcji na czyjeś zachowanie, czy wydarzenie zanim pojawi się uczucie, przychodzi myśl. I to od niej zależy to, co czujemy. Jeśli, wracając do przykładu z porzuconymi skarpetami, widzimy leżące na podłodze części garderoby, myślimy: "co za leń i niewdzięcznik, lekceważy mnie!", z pewnością poczujemy frustrację i złość. Jeśli jednak skierujemy nasze myśli ku wnioskowi, że zmiana tego nawyku najprawdopodobniej jest niemożliwa, ale i tak kochamy tego człowieka, to emocjonalnie zbliżymy się do stanu akceptacji. I tak jest każdym razem kiedy coś nam się przytrafia. Ponadto, tego typu oskarżenia ad personam prowokują do odbicia piłeczki i bezsensownej gry "ty to, a ty tamto".
Napisy do autorki: ewa.bukowiecka-janik@natemat.pl