Pytamy sex coacha, Martę Niedźwiecką czy "dotknij, uszczyp, ugryź, pośliń (...) szeptem, krzykiem, pieść językiem", czyli refren utworu "Saute" Moniki Brodki jest dobrą instrukcją dla każdej kochanki.
Jeśli się wstydzimy, a chcemy zrobić dobre wrażenie powinnyśmy...?
… robić tylko to, czego się nie wstydzimy i na co mamy ochotę. Jedno jest pewne – seks nie jest polem do manipulacji i popisów w stylu „to ja mu teraz pokażę, kto jest najbardziej wyzwolony”. Robimy to, co lubimy. Natomiast jeśli seks ma być kartą przetargową, jakąś umiejętnością, za pomocą której wkupimy się w czyjeś łaski to lepiej sobie odpuścić. Myśląc o seksie warto wyczulić się na odczucie wstydu, bo to nie jest uczucie, które zasila seks. Wstyd często zawiera w sobie lęk przed byciem źle ocenionym oraz sporą porcję negatywnych przekonań lub postaw. Zawsze warto sprawdzić czego się wstydzimy i z jakiego powodu.
Na przykład z powodu swojego ciała?
Na przykład. Pozbywanie się wstydu jest uwalniające jeśli przy okazji pozbywamy się lęków. Tyle, że pokonywanie nie polega na zmuszaniu się do czegoś, raczej na głębokim zastanowieniu się, co tak naprawdę nas blokuje. Trzeba się przyjrzeć, czego i dlaczego się wstydzimy. To temat na rozmowę z samą sobą i ustalenie własnych granic, które można przesuwać, ale lepiej robić to świadomie. Możemy nie chcieć seksu francuskiego na początku znajomości, ale po kilkunastu zbliżeniach uznać to za standardową pozycję w swoim „łóżkowym menu”. Dlatego rzadko seks na pierwszej randce jest szczególnie udany, bo jednak większość ludzi jeśli odkrywa się świadomie, to robi to powoli.
Czyli pierwszy nieudany seks nie świadczy o tym, że nie jesteśmy dobrymi kochankami?
Z pewnością nie. Nie istnieje taki byt jak "idealna kochanka". Jedna osoba może być zgrana z kimś, może być "dobrą kochanką", ale w innym układzie okazać się niedopasowana.
Internet twierdzi inaczej. I nawet podaje uniwersalny zestaw cech i umiejętności.
Bo uwielbiamy się porównywać, tworzyć rankingi, ustalać co jest w seksie normalne, a co nie. Tymczasem seks jest doświadczeniem bardzo intymnym, każda norma w nim jest wyimaginowana. Nasze preferencje seksualne są płynne. Możemy mieć okres w życiu, w którym będziemy ciążyć w stronę BDSM, a niedługo potem możemy potrzebować wyłącznie zaangażowanych emocjonalnie pieszczot. Jak zatem ocenić kto był lepszy w sztuce kochania skoro porównujemy nieporównywalne?
A jednak to robimy i nie wydaje mi się, żeby to było zupełnie bezpodstawne. W końcu każdy z nas ma doświadczenia erotyczne, które na samo wspomnienie wywołują ciarki, oraz takie, których wolimy nie pamiętać.
I w naszej ocenie sprawca najlepszych orgazmów będzie dobrym kochankiem, a ten który przyprawił nas o zażenowanie będzie kiepskim. Ale to subiektywna ocena. Inne kobiety mogą mieć dokładnie odwrotne odczucia w doświadczeniach z tymi samymi kochankami. Istnieje coś takiego jak zwykłe erotyczne dopasowanie.
I nie istnieje nic prócz tego? Nie wierzę.
Istnieje. Na przykład prawdopodobieństwo, że nasz najlepszy kochanek był uważny w nauce naszych potrzeb i chętny do ich zaspokajania, dlatego zajął pierwsze miejsce w rankingu.
Czyli dobra kochanka jest otwarta, uważna i chce się uczyć?
Na pewno. Przede wszystkim, by być dobrą kochanką trzeba lubić seks i siebie w seksie.
W każdych warunkach? Dobra kochanka lubi seks przy świetle dziennym?
Prawie na pewno tak. Im bardziej akceptuje i lubi siebie, tym mniej przejmuje się czy wystaje jej fałdka czy nie, bo zazwyczaj do tego służy przyciemnione światło. Im większa pewność siebie, tym mniej pruderii i obaw. Natomiast ma prawo nie lubić określonych rzeczy, bo po prostu woli inny rodzaj klimatu. Jeśli odmawia, to dlatego, że zna swoje granice. Dobra kochanka wie czego pragnie, sięga po to i chce oraz potrafi dawać.
Skupmy się zatem na słowie „potrafi”. Znalazłam w sieci informację, że 70 proc. mężczyzn bezwzględnie ceni satysfakcjonujący seks francuski. W niemal każdym mniej lub bardziej poważnym zestawieniu cech idealnej kochanki znalazła się umiejętność zaspokojenia mężczyzny oralnie. Czy można zatem przyznać, że to w miarę uniwersalna zasada?
Faktycznie, większość mężczyzn jest zachwycona, gdy ich kochanka specjalizuje się w seksie francuskim. Natomiast nie oznacza to, że zna ona jakieś specjalne sztuczki, a nawet jeśli to nie znaczy, że zadziałają na każdego. Technika czasem może stanąć w sprzeczności do kreatywności.
Kreatywność to kolejna cecha dobrej kochanki?
Zgadza się.
To jednak dość płynna definicja... Czy naprawdę nie ma jakichś wskazówek, które zadziałają zawsze?
Myślę, że do uniwersalnych zasad, które można zastosować wobec pieszczot oralnych należy ta, aby pamiętać, że seks francuski nie powinien ograniczać się do stymulacji ustami samego penisa, ale może angażować także dłonie, włosy, skórę osoby dającej. I że pieszczotom podlegają także: jądra, perineum, wewnętrzne strony ud i brzuch. Im szerszy obszar obejmiemy pieszczotami tym ten seks będzie bardziej satysfakcjonujący. To jest zasada, która sprawdza się w każdym rodzaju seksu. Mistrzostwo polega na robieniu właściwych rzeczy we właściwych momentach. Na początku potrzebna jest w miarę intensywna, ale spokojna stymulacja intymnych części ciała, ale i brzucha czy piersi. Wszystko po to, by wypracować podniecenie. A potem im głębiej jesteśmy zanurzeni w podnieceniu, tym intensywniejszych i precyzyjniej wycelowanych bodźców potrzebujemy. Bardzo podniecony mężczyzna i bardzo podniecona kobieta będą potrzebowali, żeby pieszczota oralna obejmowała to miejsce, które podnieca ich najbardziej. Wówczas np. rozpraszanie się na łagodne pieszczoty pośladków spowoduje spadek napięcia. Oczywiście możemy tego użyć, by seks trwał dłużej. Wtedy trochę się rozpraszamy, a potem znów budujemy. Dzięki temu stopniujemy napięcie i możemy wzmacniać orgazmy. Jak pani widzi, to jest cały czas granie tym, czym dysponujemy, to nie żadne triki, ani fizyka jądrowa. Dograni kochankowie w seksie francuskim mogą sięgnąć wyżyn. Proszę mi wierzyć, kiedy to, co robimy sprawia przyjemność również nam, podnieca nas i budzi pożądanie, instrukcje idą na bok.
Znalazłam w sieci poradę, by przed zabraniem się do pieszczot oralnych wziąć do ust miętowego cukierka. Co Pani na to?
Osobiście – odradzam! Śluzówka jest wrażliwa i cienka, landrynka może ją uszkodzić. To ślepy zaułek. Satysfakcjonujące fellatio to fellatio wykonane przez kobietę, którą to kręci. Namiętności nie da się wywołać trikiem i potwierdzi to każdy, kto choć raz przeżył namiętny seks francuski. Wystarczą proste obserwacje – jeśli wiemy jak na podniecenie reaguje penis, jak perineum, a jak okolice odbytu to naprawdę sobie poradzimy. Odrabianie lekcji w tym przypadku nie polega na przepisaniu w zeszycie sto razy „będę dobrze robić loda” (śmiech).
Wisłocka pisała o sztuce miłości francuskiej jako o najwyższym stopniu zbliżenia i wspomniała w swej książce nieraz, że bez tego gra wstępna jest niepełna.
Po pierwsze, gra wstępna to teoria, od której ja się odżegnuję. Zwykliśmy nazywać penetrację seksem, a całą resztę pettingiem, grą wstępną itd. A dla mnie wszystkie te czynności składają się na seks, nie każdy seks musi się kończyć penetracją. Wisłocka pisała o seksie oralnym z perspektywy niemal tantrycznej. Nie ma niczego bardziej intymnego niż seks francuski. Połączenie ust z genitaliami jest gestem ostatecznej intymności. A jest to forma pieszczot często umniejszana i pauperyzowana, sprowadzona do kilku prostych ruchów i nazywana wulgarnymi określeniami. To zaprzeczenie jej idei. Rzeczywiście trudno jest mi wyobrazić sobie dobrą kochankę, która nie lubi seksu francuskiego. To dziedzina, która daje ogromne pole do popisu. W akcie seksu francuskiego można wykazać się maestrią, seksualną intuicją i inteligencją.
Seksualną intuicją? To taka istnieje?
Intuicja erotyczna to ta sama intuicja, której używamy w innych sytuacjach. To zdolność oceniania sytuacji poza granicami logiki i intelektu. Szósty zmysł, poziom wyżej nad inteligencją erotyczną, który jest zdolnością do uczenia się.
Intuicja w praktyce to...?
Wyczuwanie czego partner potrzebuje, przewidywanie, co się wydarzy. To wcale nie jest umiejętność rzadka wśród ludzi, którzy świadomie zaczynają zajmować się kształtowaniem swojego życia seksualnego. Ona się sama budzi jak zaczynamy poświęcać tym wszystkim detalom uwagę i przestajemy jechać na automatycznym pilocie w łóżku.
Czy to nie jest czasem ten moment kiedy wpadamy w trans, rzeczy dzieją się same i jest coraz lepiej?
Ten trans to flow, do którego w seksie tak dążymy. Intuicja budzi się już wcześniej. W transie nie zastanawiamy się już nad tym jak wyglądamy, nad pozycjami itd. A używając intuicji po prostu stajemy się otwarci sensorycznie, odbieramy sygnały i wykorzystujemy je. Intuicja to są pomysły, które niespodziewanie przychodzą nam do głowy, myśli typu „teraz dotknę go intensywniej, podniosę nogę do góry itd.” i gdy to robimy, to działa.
Można z tego typu pomysłów zrobić zestawienie tych zawsze skutkujących?
A pani znów poszukuje Świętego Graala seksu (śmiech). Nie, nie można. To są proste rzeczy, które znamy wszyscy – zmiana tempa, zmiana stylu pieszczot z intensywnych na delikatne itd. Po prostu użyte mądrze i świadomie mogą dawać naprawdę zaskakujące efekty. Sposób penetracji, pozycje, nagłe zastygnięcie, to wszystko są brzydko mówiąc narzędzia, dzięki którym seks staje się bardzo ciekawy, nie tylko satysfakcjonujący. To też jedyny sposób, by nie wpaść w rutynę w seksie.
Rutyną nazywa pani stan „jechania na autopilocie”?
Tak. To sytuacja, w której nudzimy się w łóżku. Korzystamy wyłącznie z przyzwyczajeń i robimy wszystko tak samo, bezmyślnie. Natomiast jeśli uruchamiamy intuicję i seksualny intelekt to mamy fajny seks zawsze nawet po 20. latach małżeństwa. Znudzonym parom naprawdę nie trzeba więcej do szczęścia niż po prostu wyrzucić wspomnianego autopilota.
A co z teoriami Wisłockiej, że im dłużej się znamy i większa jest bliskość, tym łatwiej o zaspokojenie? One przeczą łóżkowej nudzie w wieloletnim związku.
Bliskość to tylko potencjał. Dodajmy, że Wisłocka za warunek dobrego seksu stawiała wzajemną ciekawość, głód drugiej osoby. To wyklucza działanie autopilota. Prawdą jest, że dwudziestolatka nie będzie wybitną kochanką. Ani dwudziestolatek. Mogą być namiętni, kreatywni, fantastyczni, ale wybitni nie będą, bo jednak doświadczenie, wyczucie i dojrzałość robią swoje. Nawet jeśli młodzi ludzie mają bardzo aktywne życie seksualne to raczej nie są w stanie zdobyć doświadczeń, które zdobywa się przykładowo przez 15 lat czynnego życia seksualnego, chociażby w małżeństwie. Bo prócz tego, że doświadczenia się zbiera to również się je z czasem „przetrawia”, dostosowuje, sprawdza.
Ciekawość, głód, wyrzucanie autopilota, burzenie rutyny... Jeśli w naszym łóżkowym menu jest seks francuski, próbowaliśmy analnego, byliśmy w łazience, na stole, na kuchennym blacie i pod prysznicem. Robiliśmy to „na ostro” wczesnym rankiem i romantycznie wieczorem, to na czym będzie polegało przesuwanie granic?
Na robieniu tego samego tylko inaczej.
To znaczy?
Nie chodzi tylko o to, żeby zmieniać pozycje i miejsca. Można zaangażować emocje i wypróbować np. eksperymenty z użyciem władzy i podległości. Albo zwykłe eksperymenty z oddychaniem. Można też pobudzać się multisensorycznie przed seksem i w trakcie. Możliwości są bardzo szerokie i dla jednych będzie to zaproszenie kogoś do trójkąta, a innych opracowanie zestawu zapachów, które podniecają ich bardziej niż cokolwiek innego i dzięki którym „zwykły” seks nabierze zupełnie innego charakteru. Polecam naprawdę skupić się na pobudzeniu wszystkich zmysłów, nie tylko wzroku i dotyku, niech to będzie również, smak zapach i słuch. Bo to pozwoli nam zupełnie inaczej odczuwać te dobrze znane nam już czynności erotyczne.
Skąd czerpać inspirację? Z filmów pornograficznych?
Oglądanie filmów pornograficznych nie jest inspirujące. To tak jakby do wygrywania Paryż Dakar miałby mnie inspirować film instruktażowy o naprawianiu silników. Być może dla niektórych osób film to silny bodziec natury seksualnej, natomiast bodziec nie ma nic wspólnego z inspiracją. Chyba, że w takim rozumieniu, że podniecenie wywołane filmem spożytkujemy w łóżku. Porno jako instruktaż się nie sprawdza, bo jest nierealistyczne. Możemy natomiast pozwolić, żeby nasze ciało wskazało nam, w którym kierunku należy zmierzać, by przesunąć wspomniane granice. Pobudzanie multisensoryczne może zacząć się chociażby od intensywnych i długotrwałych pieszczot tych miejsc na ciele, które znamy jako strefy erogenne, ale nie używamy ich zazwyczaj.
Na przykład?
Plecy, kark, brzuch, piersi, pośladki... Ciało mężczyzny nie składa się wyłącznie z penisa, mam wrażenie, że i kobiety, i mężczyźni o tym zapominają. Kiedy skupimy się na dłuższy czas na innych częściach ciała niż genitalia mamy szansę nauczyć ciało naszego kochanka, że tamtędy też chodzą bodźce. Fachowo to się nazywa powiększanie receptywności. Całe ciało długo i intensywnie pieszczone daje napięcie, którego inaczej się nie zbuduje. Penetracja jest wtedy tylko kolejnym krokiem, a nie celem samym w sobie. Pieszczenie całego ciała powoduje, że seks jest zwyczajnie przyjemniejszy, głębszy, że trwa dłużej. A jakie są orgazmy!
A orgazm bez dotykania najbardziej intymnych miejsc jest możliwy?
Tak, ale to już wyższa szkoła jazdy. Trzeba wykazać się naprawdę wysoką znajomością swojego ciała, by to osiągnąć. I to jest umiejętność, którą możemy ćwiczyć na sobie. Zatem jeśli ona będzie najlepszą kochanką świata to nie znaczy, że będzie potrafiła bez dotykania penisa swojego partnera doprowadzić go do orgazmu. To on musi się otworzyć na te bodźce i posiąść zdolność do szczytowania w ten sposób. Najlepiej byłoby ćwiczyć razem.
Czy można uznać za uniwersalną zasadę, że każdy facet lubi masaż prostaty, tak jak seks francuski?
Nie do końca. Pieszczoty prostaty związane są z bardzo delikatnym dla mężczyzn tematem pieszczot analnych. Nie radzę przechodzić do rzeczy bez wcześniejszych ustaleń, bo może się to skończyć bardzo źle. Jest to oczywiście bardzo satysfakcjonująca dla mężczyzn technika seksualna zwłaszcza, że można ją łączyć np. z seksem francuskim, ale też na tyle obca dla naszej kultury, że może wywołać nawet skrajne oburzenie. Seks analny jest obłożony tabu, kojarzony jest z metodami pokazywania władzy czy opresji, dlatego stosowany bez konsultacji może spowodować, że nasz kochanek zamiast się podniecić, wścieknie się i wyjdzie.
Zatem dobra kochanka powinna wiedzieć, że nie powinna wychylać się z wiedzą czy umiejętnościami, nazwijmy je egzotycznymi, bez uprzedzenia?
Tak, to będzie świadczyło o jej świadomości. Podobnie jest np. z przywiązywaniem do łóżka. Nie wszystko kręci każdego.
Czyli przebieranie się do łóżka w strój pielęgniarki z sex shopu czy siadanie na stole podciągając przy tym kieckę z hasłem „bierz” też nie zadziała na każdego?
Na pewno nie. Co prawda nie znam mężczyzny, który nie zareagowałby na widok swojej kochanki, której pożąda gdyby ta usiadła na stole bez bielizny i zaprosiła go do seksu, ale może nie widziałam wszystkiego (śmiech).
Naprawdę? A co z nastrojem, ochotą na seks w danej chwili i danego dnia?
Siadanie na stole bez majtek to znów nie jest ten Święty Graal. Po prostu myślę, że w takich okolicznościach podniecenie tworzy się samo. A jeśli nie, to może partner jest zwyczajnie zmęczony.
Moja przyjaciółka opowiadała mi kiedyś o tym, jak przebrała się do łóżka w jakiś seksowny strój. Jej mąż prawie umarł ze śmiechu. Fakt, że później i ją ta sytuacja rozbawiła, ale przebranie pożądania nie wzbudziło.
Seks to jest strefa, w której kłamstwo bardzo szybko wychodzi na jaw. Jeśli tego typu zachowanie nie wynika bezpośrednio z naszej namiętności, charakteru i temperamentu, tylko ma być trikiem, który wywoła lawinę, z którym się nie identyfikujemy, który nas nie kręci, to nie wróżę sukcesów. Jeśli mąż pani przyjaciółki ją zna, a ona nagle robi coś takiego, zamiast reagować podnieceniem, pyta sam siebie „ale o co chodzi?!”. Najważniejsze jest nasze przekonanie i chęć. Jeśli mamy na coś ochotę to granice można przesunąć naprawdę daleko, ale trzeba tego pragnąć i wyczuć moment. A nie stwierdzić: „hm, wieje nudą. To przebiorę się w seksowny strój i wejdę na stół” (śmiech). Bycie idealną kochanką to bycie swobodną w swoim ciele kobietą, która wie co lubi i chce dawać przyjemność. Ot cała tajemnica.
Napisz do autorki: ewa.bukowiecka-janik@natemat.pl