
Sieć "Cho no tu", czasem żartobliwie określana, jako "wiejskie Żabki", podbija małe miejscowości w Wielkopolsce. Wyrastają tam, gdzie przez lata funkcjonowały słynne pawilony "GS", w których można było kupić niewiele poza piwem, cukierkami i chlebem. Za to był zeszyt. Ten "obciachowy" obrazek wiejskiego życia odchodzi do przeszłości.
REKLAMA
Sołtys Chraplewa Arkadiusz Wolgetan przez chwile usiłuje przypomnieć sobie, kiedy ostatni raz był w "Cho no tu". – Byłem w piątek! Wyskoczyłem tylko po papierosy, ale ich w końcu nie kupiłem, bo nie mieli rozmienić dwustu złotych – śmieje się. Wieś liczy sobie ok. 400 mieszkańców. Położona jest w gminie Kuślin.
Więcej osób chce stąd wyjechać niż w niej zamieszkać. Kilka domów wciąż jest na sprzedaż. Przed laty działał tutaj "geesowski" sklep. Te niewielkie sklepy miały charakterystyczną bryłę. Drugim typowym obrazkiem było stałe grono bywalców przesiadujących z piwem czy innym trunkiem na progu sklepu. – Teraz już nie przesiadują. Pewnie dlatego, że lepiej jest już z pracą. U nas "Cho no tu" jest od dwóch, może trzech lat. Trzeba przyznać, że wyremontowali lokal. Zmienili wygląd – Wolgetan mówi z uznaniem.
Przekroczyli granice Wielkopolski
– Ja mieszkam na wsi wśród lasów. Mam blisko do sklepu, oczywiście naszego – opowiada Tomasz Kaczmarek, z GS Opalenia odpowiedzialny za tworzenie sieci sklepów "Cho no tu". Powstały już 43 sklepy, ale firma chce rozbudować sieć do 100 placówek. Podbili już województwo wielkopolskie, powstał już pierwszy oddział poza granicami – w Lubuskiem.
– Ja mieszkam na wsi wśród lasów. Mam blisko do sklepu, oczywiście naszego – opowiada Tomasz Kaczmarek, z GS Opalenia odpowiedzialny za tworzenie sieci sklepów "Cho no tu". Powstały już 43 sklepy, ale firma chce rozbudować sieć do 100 placówek. Podbili już województwo wielkopolskie, powstał już pierwszy oddział poza granicami – w Lubuskiem.
W firmie tłumaczą, że nie ma jednolitej zasady pozyskiwania lokali. Czasem to budynek po punkcie skupu mleka, a innym razem tylko grunt, na którym firma buduje budynek od podstaw. – Bywa, że zgłaszają się właściciele, którzy nie chcą już prowadzić, czy też remontować sklepu. Odkupujemy od nich lokal – opowiada Kaczmarek.
Koniec z zakupami na zeszyt?
Nazwa firmy GS Opalenica nie przypadkiem budzi skojarzenie z dawna nazwą popularnych "geesów". – Kiedyś była to "Gminna Spółdzielnia", która przekształciła się w spółkę. Jesteśmy Gminnymi Składami Opalenica – wyjaśnia. Rozmowę zakłóca pogłos silnika. Kaczmarek wraca z objazdu nowej "miejscówki". Jak w wielu "geesach" i opalenicki ma własną piekarnię oraz wędzarnie. Towar sprzedają w swoich sklepach.
Nazwa firmy GS Opalenica nie przypadkiem budzi skojarzenie z dawna nazwą popularnych "geesów". – Kiedyś była to "Gminna Spółdzielnia", która przekształciła się w spółkę. Jesteśmy Gminnymi Składami Opalenica – wyjaśnia. Rozmowę zakłóca pogłos silnika. Kaczmarek wraca z objazdu nowej "miejscówki". Jak w wielu "geesach" i opalenicki ma własną piekarnię oraz wędzarnie. Towar sprzedają w swoich sklepach.
– Zyski ze sklepów w małych miejscowościach nie są duże, dlatego chcemy stworzyć sieć. Wówczas to będzie bardziej opłacalne – tłumaczy przedstawiciel wielkopolskiej firmy. Kupujący muszą przyzwyczaić się, że kupowanie na zeszyt to przeszłość, przynajmniej oficjalnie... – Polityka naszej firmy nie pozwala na takie praktyki – przekonuje Tomasz Kaczmarek.
Depczą po piętach popkultury
"Cho no tu" może przebić się do popkultury jak "geesy". Zdjęcia sklepów "Cho no tu" już podbijają internet. Oprócz charakterystycznej nazwy, mają też specyficzny wygląd w czerwono-zielonych barwach. Kto stworzył nazwę?
"Cho no tu" może przebić się do popkultury jak "geesy". Zdjęcia sklepów "Cho no tu" już podbijają internet. Oprócz charakterystycznej nazwy, mają też specyficzny wygląd w czerwono-zielonych barwach. Kto stworzył nazwę?
– Prezes – opowiada pracownik GS Opalenica. – A specyficzny „dizajn” – pytam. – Też prezes – słychać w telefonie. Szef GS Opalenica, czyli Piotr Wojciechowski w 2008 roku zapoczątkował budowę sieci "Cho no tu". Opatentował nazwę sklepu, która pochodzi z gwary wielkopolskiej. – Cieszę się, że jest tak żywo komentowana. Zauważyłem, że wiele osób robi sobie zdjęcia pod szyldami naszych sklepów. I nie przeszkadza mi, że czasem żartują z nazwy. Im więcej się śmieją, tym więcej o niej mówią – kwituje. Czy w dobie dyskontów jest sens tworzyć sieć niewielkich sklepów? – Tylko w mniejszych miejscowościach. Przy tym ich oferta, czy nawet wyposażenie nie może odbiegać od miejskiej – zapewnia Piotr Wojciechowski.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl
