Euro 2012 to prawdziwe eldorado dla producentów i sprzedawców wszystkiego, co składa się na typową kibicowską dietę. Od początku czerwca najlepiej sprzedaje się więc piwo i słone przekąski. – Po miesiącu picia piwa i zagryzania go chipsami może być nas nieco więcej, niż trzeba – mówi naTemat dietetyk Ewa Ceborska-Scheiterbauer. Ekspertka radzi też, jak poradzić sobie po miesiącu eurodiety.
Z danych Polskiej Izby Handlu o sprzedaży detalicznej wynika, że ostatnimi czasy najlepiej sprzedają się rzeczy potrzebne do kibicowania uczestnikom Euro 2012. W sklepach z elektroniką świetnie sprzedają się więc nowe telewizory. W spożywczakach królują natomiast piwo, chipsy, paluszki i tym podobne przekąski. Piłkoszał sprawia, że w pubach potrafi zabraknąć piwa, a hipermarkety co dnia sprzedają je kartonami. W tonach liczona jest sprzedaż słonych przekąsek.
Organizm kontuzjowany kibicowaniem
W jednym ręku piwo, w drugim orzeszki - właśnie tak wygląda typowy kibic zasiadający do oglądania meczu na swoim nowym telewizorze kupionym specjalnie na Euro 2012. Tak wygląda, gdy mecz się zaczyna, w jego przerwie (wtedy pęka nowa paczka chipsów) i tym samym zestawem świętuje zwycięstwo, lub pociesza się po klęsce ulubionej drużyny. Czy po zakończeniu turnieju będzie nam łatwo wrócić do nieco bardziej urozmaiconej wieczornej diety? – Przestawić się na normalny tryb żywienia będzie można dość łatwo. Pytanie, jak odbije się na nas sam fakt jedzenia przez cały miesiąc takich rzeczy – mówi naTemat Ewa Ceborska-Scheiterbauer z poradni dietetycznej Food & Diet.
– Miesiąc jedzenia chipsów i popijania ich piwem może sprawić, że będzie nas nieco więcej, niż trzeba – dodaje. Przez taką dietę piłkarskie mistrzostwa Europy mogą się odbić na naszej kondycji nie mniej, niż na sportowcach kontuzje, których nabawili się na murawie. Z wyliczeń ekspertki od dietetyki wynika, że eurodieta może sprawić, że po miesiącu przeciętny kibic przebudzi się mając nawet 10 kg więcej, niż przed rozpoczęciem święta europejskiego futbolu.
Sprzed telewizora do szpitala
Poza tym dietetyczka podkreśla, że nawet jeśli waga kibica specjalnie się nie zmieni, to w trybie życia opartym na trójkącie telewizor-piwo-chipsy istnieje wiele innych zagrożeń. – W takich słonych przekąskach jest także mnóstwo sodu. W połączeniu z brakiem ruchu sprawia to, iż w organizmie zbiera się woda, a co za tym idzie, podnosi się ciśnienie – tłumaczy Ceborska-Scheiterbauer. A to, jak wiadomo, prosta droga do narażenia organizmu na choroby układu krwionośnego. Pyszne chipsy i inne tego typu przekąski niestety przyczyniają się też do większego zagrożenia nowotworami. – Takie jedzenie jest produkowane na bazie skrobi i powstaje substancja zwana akrylamidem, który jest związkiem niebezpiecznym i rakotwórczym – przestrzega ekspertka.
Jak podkreśla, ciągłe dostarczanie organizmowi wspomnianego związku, nie tylko podczas miesiąca Euro, ale i w trakcie kibicowania przez cały rok ligom europejskim, wystawia organizm na poważne niebezpieczeństwo. – Miesiąc takiej laby dietetycznej może jeszcze nie zaszkodzi. Natomiast dietetycy zauważają, że dieta kibicowska stosowana przez cały rok ewidentnie źle wpływa na stan zdrowia. Co bardzo łatwo zauważyć na wadze, która po prostu rośnie – stwierdza dietetyk.
Jak się ratować?
Dla rozkochanych dotąd w eurodiecie jest jednak ratunek: zmiana nawyków żywieniowych po zakończeniu mistrzostw. – Po turnieju należy wrócić do regularnego jedzenia świeżych, sezonowych produktów, takich jak warzywa i owoce – radzi Ewa Ceborska-Scheiterbauer. Dodając, że po dłuższym okresie spędzonym z piwkiem w ręku trzeba również zadbać o odpowiednie nawodnienie organizmu. – Jak wiadomo, alkohol odwadnia. Gdy każdego wieczoru sięgamy po piwo, automatycznie się odwadniamy. Dlatego najlepiej "leczyć" organizm wodą mineralną, szczególnie niskosodową – dodaje. Podkreślając, że przede wszystkim trzeba po prostu na jakiś czas odstawić to całe eurojedzenie.