Jarosław Kaczyński w Sejmie głównie siedzi, patrzy i słucha. Czasem się uśmiechnie, czasem machnie ręką. Zdarza się, że przywoła kogoś do siebie i wyda instrukcje. Ale kiedy w Sejmie zaczyna się robić nudno, wkracza na scenę. A jak już coś powie to tak, że komentarze długo nie cichną.
Nie inaczej było dziś, gdy Jarosław Kaczyński mówił o "panach”. Prezes PiS z mównicy sejmowej powiedział nie mniej nie więcej, tylko "jesteśmy ludzkimi panami, bo jesteśmy panami, w przeciwieństwie do niektórych”. Nie trudno zgadnąć, że posłowie opozycji poczuli się urażeni do żywego.
Poseł Kaczyński znowu poniża Polaków. Skandaliczna wypowiedź z mównicy sejmowej: "Jesteśmy Panami". pic.twitter.com/vR2e49Hrn6
Wypowiedź tak po prawdzie została trochę sprowokowana. Gdy Jarosław Kaczyński mówił o tym, że nie użyto siły wobec okupujących mównicę parlamentarzystów, ktoś z sali rzucił hasło "ludzki pan”. – Tak, jesteśmy ludzkimi panami – szybko odpowiedział Kaczyński. Błąd? Nie. To naturalna konsekwencja przekonania o tym, że racja jest po stronie Prezesa Kaczyńskiego. Reszta się nie liczy, jest nieważna, to gorszy sort i marność nad marnościami.
Mali i mierni
– Nasi przeciwnicy to strasznie mali ludzie, marni pod każdym względem, intelektualnym i moralnym – mówił szef Prawa i Sprawiedliwości na konferencji prasowej 11 lipca 2007 roku. Cztery miesiąc później podał gabinet do dymisji i przez wiele lat wydawało się, że PiS już nigdy nie wróci do władzy. Mimo tego Jarosław Kaczyński nigdy chyba nie planował zmieniać tonu swoich wypowiedzi. Dzięki temu przez kilka milionów Polaków postrzegany jest jako silny polityk, który wie czego chce i potrafi wskazać tych, którym wizja wielkiej Polski się nie podoba.
Przecież dziś wcale nie był pierwszy raz, gdy Jarosław Kaczyński w jednym zdaniu zawarł tak ogromny bagaż negatywnych emocji. Niektóre z jego wypowiedzi już na trwałe weszły do słownika języka polskiej polityki i ulicy. Wyrażenia takie jak "gorszy sort” czy "zakamuflowana opcja niemiecka” będą pewnie żyły w powszechnej świadomości długo, kto wie, czy nie przeżyją samego prezesa Prawa i Sprawiedliwości.
Sens wypowiedzi jednego z najważniejszych dziś polityków w kraju dzieli Polaków na dwa obozy,"my” i "oni”. "Oni” to wróg, czasem zdefiniowany, jak ci co stali tam, gdzie kiedyś ZOMO. Innym razem pojęcie wroga jest dość szerokie, jak wówczas, gdy mówił do przeciwników politycznych, że "cała Polska z Was się śmieje”. Z kogo? To już musiał doprecyzować Joachim Brudziński, krzycząc o komunistach i złodziejach.
Zjednoczenie przez podział
Można się śmiać, można obrażać, ale trudno odmówić logiki w tym, co robi Jarosław Kaczyński. Przede wszystkim cementuje swój elektorat, tworzy w nim poczucie jedności, a wytykając wszystkich dookoła jako wrogów, "gorszy sort”, zapewnia swoim zwolennikom swoiste poczucie jedności. Przekonuje, że to Prawo i Sprawiedliwość stoi po stronie, światła, mądrości, a reszta tylko czyha na okazję, żeby znów dorwać się do koryta.
Trzeba powiedzieć wprost, to była próba puczu – grzmiał Jarosław Kaczyński, gdy próbował przekonać Polaków do tego, że okupacja mównicy przez posłów opozycji, do której doszło w grudniu była czymś nielegalnym i karygodnym. W tym samym czasie prezydent Duda spokojnie szusował sobie na nartach, na urlop udał się też Marszałek Sejmu. Czy w chwili zagrożenia ktoś, komu ojczyzna miła jedzie na urlop w chwili, gdy puczyści okupują mównicę sejmową? To już nie ważne, licz się to, że kolejny raz pokazano posłów opozycji jako warchołów i zdrajców.
Choć Jarosław Kaczyński pozuje na inteligenta z Żoliborza, to trudno dostrzec w nim wyważonego polityka, który długo waży słowa i nie pozwala sobie na wypowiadanie słów obrażających oponenta. Już bliżej mu do trybuna ludowego Andrzeja Leppera. Podobnie jak Lepper buduje swój autorytet na kłamstwach i pomówieniach. Podobnie jak były prezes Samoobrony Kaczyński używa w debacie publicznej wyświechtanych haseł i słów wytrychów. Lepper niemal każde wystąpienie kończył słowami "Balcerowicz musi odejść”. Kaczyński niemal zawsze mówi o zdrajcach lub głupkach.
Tak było ostatnio, gdy protestujących określił słowami: "to jest tylko domysł, ale obawiam się, że niektórzy z nich byli pracownikami dawnych organów bezpieczeństwa, z kolei też wydaje mi się, że widać tam troszkę twarzy osób specjalnej troski.” To wypowiedź typowa dla Kaczyńskiego, on nigdy nie powie, że Pan taki i taki jest zdrajcą i sprzedawczykiem. Nie, zawsze czyni to w taki sposób, by móc się wykręcić w przypadku ewentualnego procesu o zniesławienie.
Tusk z krwią na rękach
Wyjątek robi dla byłego premiera Donalda Tuska. Tu już nie mamy wątpliwości, "Tusk ma krew na rękach”, "układał się z Putinem,” "nie jest godny reprezentowania Polski za granicą”. Kaczyński sugeruje też, że czeka go w Polsce proces, podobno miał mówić Angeli Merkel o wystawieniu za byłym premierem europejskiego nakazu aresztowania.
I choć Tusk jest wrogiem Polski numer jeden, to Kaczyński nie ustaje we wskazywaniu kolejnych. Tych, którzy uniemożliwiają rządzenie. Rząd premier Beaty Szydło funkcjonuje już od ponad roku i jak nigdy wcześnie w historii polskiej demokracji może liczyć na większość w parlamencie i przychylność ze strony Trybunału Konstytucyjnego i Prezydenta. Mimo tego ciągle słychać o kłodach rzuconych pod nogi przez posłów Nowoczesnej i Platformy Obywatelskiej. – Tak się nie da rządzić – mówi prezes. Nawet o złe prawo dopuszczające wycinkę drzew prezes oskarża … opozycję.
Zawsze winny jest ktoś inny, bo jak sam prezes mówi, w Polsce jest taka fatalna tradycja zdrady narodowej. Ta zdaniem Kaczyńskiego ma być wpisana w geny najgorszego sortu Polaków. Ale zdarza się, że niektórzy przeszkadzają w sposób nieświadomy. Jak pielęgniarki w 2006 roku. – To nie jest wina lekarzy czy pielęgniarek, bo oni mogą sobie tego nie uświadamiać. Ale inni szatani są tam czynni – tłumaczył prezes pikiety służby zdrowia pod Kancelarią Premiera.
Szef Prawa i Sprawiedliwości wydaje się nie mieć wysokiego mniemania o inteligencji Polaków. Pielęgniarki i lekarze w jego ocenie dawali sobą manipulować, podobnie jak internauci. – Wiadomo, kto ma przewagę w Internecie i kto się nim posługuje. Tą grupą najłatwiej manipulować, sugerować na kogo ma zagłosować – powiedział prezes zapytany, czy jest za dopuszczeniem w Polsce głosowania przez internet. Ta ostatnia wypowiedź jest o tyle ciekawa, że podczas ostatnich wyborów prezydenckich parlamentarnych to właśnie Prawo i Sprawiedliwość zdawało się lepiej rozgrywać kampanię wyborczą w sieci. Można by pomyśleć, że udało im się dokonać manipulacji.
Panowie i reszta
Dziś PiS, oprócz rządu i prezydenta ma jeszcze w ręku publiczną telewizję. Niewykluczone, że zamiast przemilczeć dzisiejszą wypowiedź Kaczyńskiego Jacek Kurski użyje różnych sztuczek propagandowych, żeby jakoś złagodzić jej ponury oddźwięk. Trzeba przyznać, że prezes TVP pilnie wypełnia przesłanie Kaczyńskiego, który jeszcze 10 lat temu mówił: – w dzisiejszej Polsce stosuje się powszechnie goebbelsowską metodę "Kłam, kłam, a coś z tego zostanie".
– Tam, gdzie niknie związek między słowem a rzeczywistością, tam i demokracja zaczyna działać źle – przekonywał Kaczyński, gdy władza usuwała mu się spod nóg. Kwestionował później wielokrotnie wyniki przegrywanych wyborów, o Bronisławie Komorowskim mówił, że prezydentem został przez przypadek. – Nie będę współpracował z nikim, kto był nie w porządku wobec mojego brata i innych poległych – przekonywał w czasie, gdy nikomu jeszcze nie przyszło do głowy hasło o totalnej opozycji.
Pół roku po wygranych wyborach na roku na spotkaniu z działaczami powiedział, że państwo prawa nie misi być państwem demokratycznym. I to są słowa, które mogą więcej znaczyć, niż nazwanie siebie ludzkim panem.