Zatrzymany dziś przez CBA mjr Robert T. jako ekspert pomagał prawicowym mediom uwiarygadniać tezę o zamachu dokonanym w Smoleńsku na rządowy Tu-154M.
Zatrzymany dziś przez CBA mjr Robert T. jako ekspert pomagał prawicowym mediom uwiarygadniać tezę o zamachu dokonanym w Smoleńsku na rządowy Tu-154M. Fot. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta
Reklama.
Jednak wyjaśnijmy tę sprawę po kolei... W lipcu ubiegłego roku posłowie Platformy Obywatelskiej zaapelowali do koordynatora służb specjalnych Mariusza Kamińskiego, by przyjrzał się on prawdopodobnym nieprawidłowościom przy organizacji ochrony dworców kolejowych podczas Światowych Dni Młodzieży. Co ciekawe, sprawa ruszyła ponad partyjnymi podziałami. Służby i prokuratura podjęły ją, choć przewijały się w niej powiązane z "dobrą zmianą" nazwiska ówczesnego szefa Biura Ochrony Rządu gen. Andrzeja Pawlikowskiego i byłego szefa Agencji Wywiadu Marka Małeckiego. Tak pierwsza opisywała tę aferę "Gazeta Wyborcza":
"Gazeta Wyborcza"
o prawdopodobnych nieprawidłowościach przy organizacji zabezpieczenia ŚDM

Przed Światowymi Dniami Młodzieży kolej podpisała ze spółką Sensus wartą 2 mln zł umowę na ochronę dworców. (...) Umowa została zawarta z wolnej ręki, bez przetargu. Sensus nie miał żadnego doświadczenia w branży, za to szefem spółki jest Sławomir Wolny, b. oficer wywiadu. Razem z Pawlikowskim i Małeckim prowadzili spółkę Binase – wywiadownię gospodarczą założoną przez ludzi ze służb specjalnych. Czytaj więcej

Już w listopadzie ubiegłego roku Centralne Biuro Antykorupcyjne wkroczyło do mieszkania mjr. Roberta T., który po przejęciu władzy przez Prawo i Sprawiedliwość decyzją generała Pawlikowskiego wrócił do pracy w BOR. Wrócił, bo w 2009 roku został zmuszony do odejścia ze służby m.in. w związku z groźbami kierowanymi pod adresem rodziny i agresywnymi działaniami wobec sąsiadów. Jesienią CBA przesłuchało Roberta T. i zabezpieczyło należące do niego dokumenty i komputer.
W czwartek sprawa z impetem wróciła na pierwsze strony gazet donoszących o zatrzymaniu przez CBA pięciu osób, które na celownik śledczych trafiły w związku z podejrzeniem "wyrządzenia szkód majątkowych znacznych rozmiarów" w PKP SA. Wśród nich jest właśnie BOR-owski pirotechnik mjr Robert T., który miał być jedną z kluczowych postaci afery wokół organizacji zabezpieczenia dworców kolejowych podczas ŚDM.
Dla licznego w Polsce grona zwolenników tezy, iż 10 kwietnia 2010 roku rządowy Tu-154M pod rosyjskim Smoleńskiem stał się celem zamachu to powinna być informacja druzgocąca. Za sprawą działań koordynator służb specjalnych, CBA, prokuratury, a także posłów PO i dziennikarzy "Gazety Wyborczej" za kraty może bowiem trafić jeden z niegdyś najważniejszych ekspertów, którzy tezę o zamachu uwiarygadniali. Między innymi tym Robert T. zajmował się podczas przerwy w karierze oficera BOR.
– To daje do myślenia – stwierdził udzielając fachowego wywiadu mediom braci Karnowskich tuż po tym, gdy Cezary Gmyz opublikował swój głośny tekst o trotylu na wraku tupolewa. Gdy kilka miesięcy później prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie poinformowała, iż śladów materiałów wybuchowych nie znaleziono, mjr Robert T. w prawicowych mediach podważał te prokuratorskie ustalenia. Brał też udział w posiedzeniach stworzonego przez Antoniego Macierewicza parlamentarnego zespółu ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej.

Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl