Codzienna podróż warszawskim tramwajem, bezrefleksyjnie wbijam oczy w szybę. Ronda, wieżowce, blokowiska, a na nich bilbordy reklamy, plakaty filmów i ogłoszenia. Wszędzie kobiece twarze, kobiece ciała, kobiecość w pełnej krasie. Girl power! Tylko tej feministycznej mocy za bardzo na ulicach, w telewizji, w prasie nie widać. Polska kobieta w mediach to dziwaczna hybryda, cierpiący na schizofrenię potworek, który straszy pustym spojrzeniem, dziwnie wydętymi wargami, rękoma urobionymi w mące pieczonego przez siebie własnoręcznie chleba i agresywnym krokiem bezwzględnej bizneswoman, biurwy pożerającej męskie serca na kolację (ale marzącej o księciu z bajki).
Dobra jak matka-Polka
Jakie jesteśmy? Czego pragniemy? Jak powinnyśmy się zachowywać? To wszystko starają się nam powiedzieć media. Wśród nich jeden z najmocniejszych i zarazem od lat stabilny przekaz płynie z seriali telewizyjnych. A te w przeważającej większości mówią nam – jeśli chcesz być "prawdziwą kobietą”, musisz zostać matką. Kobieta, która nie chce mieć dziecka, jest ułomna, zła lub obłąkana. Koniec, kropka.
— W większości kobiety pokazywane są z perspektywy ról rodzinnych — wyjaśnia profesor Beata Łaciak z UW, która przez lata przyglądała się kwestiom społecznym w polskich serialach. — Prezentowany stosunek do macierzyństwa jest bardzo jednoznaczny. Możemy być pewni, że jeżeli kobieta nie chce być matką albo nie spełnia dobrze tej roli, to jest bohaterką negatywną. Z drugiej strony jeśli bohaterka jest postacią negatywną, to często macierzyństwo prezentowane jest jako element oczyszczający i poprawiający jej wizerunek. Staje się matką i przechodzi wewnętrzną przemianę – jako matka staje się lepszym człowiekiem. Choć polskie społeczeństwo zmienia się, to większość bohaterek seriali wciąż prezentuje postawy tradycyjne, niezależnie od wieku i miejsca zamieszkania — wyjaśnia Łaciak.
Zresztą, zróżnicowanie bohaterek to pozory. Większość z nich to obecnie kobiety około trzydziestki, z dużych miast, wykonujące atrakcyjne zawody. Kobiet z rodzin wielodzietnych prawie nie ma, niewiele jest tych pochodzących ze wsi, raczej nie są bezrobotne. Wszystkie mają przed oczami jeden cel, czyli szczęście u boku doskonałego partnera. — Jeśli mamy mówić o jakimś przełamywaniu barier czy zmianach postaw, to w oparciu o polskie seriale można by sądzić, że kobiety u nas głównie unowocześniają się w tym, że są bardziej otwarte na relacje seksualnie — komentuje gorzko profesor Łaciak.
Dyskryminacja w wersji "light”
To prawda, że coraz częściej pokazywane są kobiety, które pracują. Jeszcze kilka lat temu prawdziwą bohaterką narodową stała się Magda M., trzydziestoletnia prawniczka. Każdy odcinek "Magdy M." gromadził przed telewizorami kilka milionów widzów. — Obejrzałam chyba wszystkie. Serial generalnie opowiadał o wielkiej miłości Magdy i jej kolegi po fachu Piotra — wyjaśnia dwudziestoośmioletnia Jowita z Pruszkowa, która deklaruje, że seriale ogląda praktycznie codziennie. — Uderzyła mnie bolesna prawda, że takich mężczyzn jak Piotr Korzecki niestety już nie ma — emocjonuje się z kolei jedna z użytkowniczek serialowego forum. Charakterystyczne dla polskich seriali jest to, że choć od lat pokazuje się kobiety pracujące zawodowo, rzadko widzimy je w pracy. To znaczy wiemy, że gdzieś tam pracują, ale głównie pokazuje się je w relacjach rodzinnych — mówi profesor Łaciak.
W XXI wieku nikt już nie będzie oglądać serialu o kobietach w kuchni, dlatego twórcy zrobili krok naprzód. Niestety, pozorny. To prawda, że mężczyźni częściej są pokazywani w roli ojców, albo na zasadzie przeciwwagi takich, którzy nie płacą alimentów. Czasami nawet, ale w zasadzie tylko w pokoleniu trzydziestolatków, pomagają w domu. — Niezależnie od takiego pozornie równościowego przekazu, bo bohaterki są aktywnymi, pracującymi zawodowo kobietami, to ciągle pojawiają się motywy matek, teściowych, które namawiają je, by zrezygnowały z pracy po urodzeniu dziecka. Albo nie robiły broń Boże kariery kosztem rodziny. A to przekaz jeszcze gorszy, bo ukrywa nierówność i wprowadza poczucie winy za nie realizowanie się w tradycyjnych rolach — konstatuje Łaciak.
— Jest takie pejoratywne określenie: karierowiczka — dodaje pisarka Sylwia Kubryńska. — Zawarta jest w tym pogarda, nagana, a nawet jakieś wycieczki w stronę macierzyństwa, bycia złą matką, albo co gorsza: nie-matką. Zimna suka, która jest zła, bo robi karierę. — Wyjaśnia, że jedną z jej ulubionych postaci jest Sofia z serialu HBO "Młody papież”. — Uwielbiam tę postać, bo ma w sobie niekwestionowaną kobiecość i siłę w niczym nieustępującą facetowi. Nikt nie pyta o jej życie prywatne. Skupiamy się na jej pracy. Czemu w Polsce to niemożliwe? — pyta autorka "Kobiety dość doskonałej”.
O to, czy czuje się dotknięta tak jednoznacznym prezentowaniem kobiety w serialach, pytam moją rozmówczynię, Jowitę. — Nie zauważyłam niczego takiego. Myślę, że częściej chodzi w nich o pokazanie uczuć i ludzkich problemów — zastanawia się. Poszukajmy zatem tych problemów.
Problemy, czyli o co "powinny” troszczyć się Polki
Praca dla serialowej Polki jest trochę jak zabawa i kaprys. Nie ma mowy o trudnościach z jej znalezieniem albo utrzymaniem. Kwestia powrotu do niej po ciąży albo znalezienia żłobka czy przedszkola praktycznie się nie pojawia. A jeśli już wspomina się o kłopotach finansowych, to wszystko inne im przeczy – wspaniale urządzone mieszkanie, dobry samochód i wakacje trzy odcinki później.
— Wszystko ma być uproszczone do miłego, niekontrowersyjnego przekazu — tłumaczy Beata Łaciak. — Jeśli pojawiają się jakieś problemy, to zazwyczaj w sferze emocjonalno-rodzinnej. I zawsze wiadomo, jak się skończą i jak mamy je interpretować. Jak pojawia się niechciana ciąża, to od razu wiadomo, że nie jest to ciąża małżeńska. Aborcję może rozważać co najwyżej młoda dziewczyna albo kobieta w związku z żonatym mężczyzną. Ona się martwi, wszyscy wokół namawiają ją, żeby tego nie robiła i ostatecznie wszyscy wiemy, jaki będzie tego finał - sielankowo odnajdzie się w macierzyństwie. Podobnie jest z przemocą, która ulatnia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A przecież wiemy z życia i z badań psychologicznych, że tylko około 1/3 osób, które przeszły terapię, nie wraca potem do zachowań agresywnych — zauważa profesor.
Polskie seriale są całkowicie wyczyszczone z codziennych problemów, z tego, co kontrowersyjne, ze sporów ideologicznych. — Prawie 20 lat temu twórcy "Klanu” uznali, że polscy widzowie nie lubią negatywnych postaci i zaplanowali cudowną przemianę postaci granej przez Izabelę Trojanowską. Nikt jakoś nie zauważył, że od tamtej pory wiele się zmieniło. Że zamiast moralizatorstwa i pokazywania czarno-białych, papierowych postaci, czasami chcielibyśmy, by przedstawiono nam różne opcje i światopoglądy. Tego u nas nie ma — komentuje gorzko Łaciak.
Polityk, polityczka
Nie ma nic złego w realizowaniu się w roli żony i matki, ale upór, z jakim polskie media starają się utwierdzić nas w przekonaniu, że tylko w ten sposób możemy spełnić się w życiu, w 2017 roku robi się wręcz groteskowy. — Myślę, że media nie tyle są odbiciem społeczeństwa, co pokazują jego potrzeby — mówi rysowniczka Marta Frej. — Jeśli będziemy domagać się uwzględnieniem naszego głosu w debacie publicznej, media w końcu będą musiały nas zauważyć — komentuje.
Wbrew temu, co moglibyśmy sądzić na podstawie programów publicystycznych i różnego rodzaju debat, kobiety interesują się polityką i kwestiami społecznymi. I choć wiadomo to nie od dziś, nie przekłada się to na naszą reprezentację w mediach. — Nie można po prostu powiedzieć, że kobiet w programach politycznych i publicystycznych jest mniej. Ta przepaść jest nie do opisania — mówi Frej, która z premedytacją unika polskich seriali, ale chętnie przygląda się kobietom na rodzimej scenie politycznej.
— Do debat wciąż zaprasza się tych samych mężczyzn, którzy albo znają się na absolutnie wszystkim, albo po prostu mieszkają w sąsiedztwie redakcji — ironizuje rysowniczka i prezentuje swojego mema na ten temat. Mimo to zauważa powolną zmianę na lepsze – rok temu powstała inicjatywa ekspertki.org, w ramach której media mogą sięgnąć do bogatej bazy z ekspertkami-kobietami z różnych dziedzin.
Zaraz, zaraz – przez kilka ostatnich lat na stanowisku premiera mieliśmy kobiety. Czy to nie załatwia sprawy równouprawnienia w polskiej polityce? Wolne żarty. Nie dość, że kobiet-polityków jest w mediach zdecydowanie mniej, zupełnie inaczej się je prezentuje. – U kobiet zwraca się uwagę na aspekty, które mają charakter poboczny. Mówi się o rzekomej histeryczności i płaczliwości. To wszystko są stereotypy – komentuje Magdalena Środa.
– Czy kobieta jest tradycyjna czy nowoczesna, podoła czy nie, jak wygląda, jaki ma charakter.... Takie dywagacje są prowadzone. U mężczyzn w ogóle się na takie rzeczy nie zwraca uwagi. Tymczasem to Tusk i Kaczyński zachowywali się czasem jak histerycy po andropauzie, ale mało kto im to wytykał – stwierdza.
Wiesław Gałązka, specjalista ds. marketingu politycznego dodaje, że kiedy mamy do czynienia z kobietami w polityce, na pierwszy plan wysuwają się cechy osobowości, prezencja i wszystko, co się z nią wiąże. Istotna robi się mimika twarzy, to, jak się ubierają, to, co sobą prezentują – nie tylko to, co mówią.
Różnice w postrzeganiu kobiet i mężczyzn w polityce świetnie widać na portalach plotkarskich. Te chętnie komentują wygląd pań, najczęściej ignorując ten aspekt prezentowania się ich kolegów z sejmowych ław. — Po aferze z udziałem Ryszarda Petru i Joanny Schmidt, to przede wszystkim kobieta została napiętnowana — zauważa Marta Frej.
Reklama cię obraża – nie kupuj
Gdyby ktoś chciał dowiedzieć się czegoś o polskiej kobiecie na podstawie ulotek, bilbordów i emitowanych w telewizji i w internecie reklam, mógłby się bardzo zdziwić. W przeważającej większości zobaczyłby bowiem wijącą się w ekstazie boginię seksu, namawiającą do grzechu albo kupna okien antywłamaniowych. Ewentualnie przedsiębiorczą panią domu, z gracją obsługującą dzieci, partnera, pralkosuszarkę. Te dwa trendy w prezentowaniu kobiet w reklamach utrzymują się od lat i to na całym świecie.
Pisalismy już o tym, że przedstawiające kobiety jako obiekt seksualny reklamy mają działać na zasadzie wykrzyknika. Mężczyzna podnosi wzrok na krągły biust i mimowolnie odnotowuje produkt. Kilka lat temu warszawskie Gender Center przy Polskiej Akademii Nauk skarżyło do Rzecznika Praw Obywatelskich reklamę dostawcy internetu, która przedstawiała leżącą kobietę, nad którą widniał napis "Od września dajemy za darmo”. Wystarczy przejść się po mieście, by zobaczyć mnóstwo równie poniżających haseł. Taki paradoks – edukacja seksualna jest podobno zła, ale przedstawianie kobiet jako obiekty seksualne całkiem w porządku.
Alternatywą dla nachalnej seksualizacji jest wszechobecny w reklamach skierowanych do kobiet "miękki” seksizm. Podobnie jak w przypadku seriali czy filmów, reklamy pokazują nas w tak zwanych "typowo kobiecych” sytuacjach – jako przedsiębiorcze konsumentki robiące zakupy na rodzinny obiad, troskliwe matki obsługujące zupki i kupki latorośli czy panie zapewniające, że bez tego wybielacza ani rusz. Oba przedstawienia kobiet są krzywdzące, ale czy kogoś to jeszcze wzrusza? — Wiemy o tym od dawna i chyba się na to znieczuliliśmy — zastanawia się Marta Frej.
— Jest mnóstwo produktów, których nie kupię ze względu na obrażającą mnie reklamę — mówi Sylwia Kubryńska. — Kobieta w reklamach to podmiot najczęściej oceniany, poddany konieczności zmiany, przerobienia się na kogoś lub coś innego. To też służąca, kucharka, sprzątaczka. No i oczywiście kretynka, która czerpie mądrość od dużo bardziej ogarniętego faceta. Nie znoszę reklam, wyłączam, wyciszam, unikam jak tylko mogę.
Czy jest szansa na poprawę? — Nie wiem, pewnie ktoś na tym zyskuje, ale to kwestia czasu. Jedyna reklama, którą zapamiętałam pozytywnie to chyba perfumy Kenzo. Tam jest dziewczyna silna, wolna, gniewna. Emocjonalna, ale dobrze emocjonalna.
W gąszczu dyskryminujących i deformujących obraz kobiety reklam na pierwszy plan wybijają się perełki. Dwa lata temu do sieci trafił pierwsze wideo Always #JakDziewczyna, o 180 stopni zmieniając politykę marki znanej ze spotów stylizowanych na reklamy Barbie, tyle, że z żywymi kobietami śpiewającymi menstruacyjne piosenki. O zmianę wizerunku kobiet w reklamach i ogólniej, mediach, walczą rodzime kampanie społeczne. Ich skutek jest różnorodny – z falą krytyki spotkał się ostatni spot poznańskiej Manify, pokazujący między innymi kobietę na basenie, ubrudzoną krwią menstruacyjną.
Możesz być tylko tym, co widzisz, mówi głośny dokument "Miss Representation” z 2011 roku, ukazujący, w jaki sposób kreowany jest wizerunek kobiet w Stanach Zjednoczonych. Od czasu jego powstania już trochę zmieniło się na lepsze. Na początku tego roku rekordy popularności bił filmik promujący akcję #WomanNotObject. Zachodnie firmy jedna za drugą zaczynają odchodzić od krzywdzącego przedstawiania kobiet. — Producenci polskich reklam też powinni otworzyć trochę umysły, bo kiszą się w stereotypowym światku, który coraz więcej kobiet opuszcza — komentuje Sylwia Kubryńska. Miejmy nadzieję, że wkrótce będzie to światek całkiem opustoszały.