Fotografia przedstawiająca martwe zwierzę w pniu drzewa od wczoraj szaleje po sieci. Dla wszystkich krytyków ustawy Szyszki stała się argumentem do ataku na nowe prawo. I choć krytykę ustawy można zrozumieć, to zdjęcie wykonano je w Parku Szczęśliwickim, gdzie ustawa nie obowiązuje.
"Takie zdjęcia będą teraz codziennym widokiem. Ktoś sobie wymyślił ustawę, ktoś tworzy uchwały... Drzewa znikają... Czy ktoś zastanawia się nad tym, że każde z drzew jest domem dla wielu istot" – pisał na Facebooku internauta, od którego zaczęło się całe szaleństwo.
To, o czym wszyscy zapomnieli, to przedostatnie zdanie wpisu. "Zdjęcie wykonane przez Pana Kamila w Parku Szczęśliwickim". I w tym momencie każdemu powinna zapalić się czerwona lampeczka – bo park to teren miejski. Ustawa dotyczy wycinki drzew tylko na działkach prywatnych.
Na dodatek wiewiórka padła nie na konarze ściętego zdjęcia, jak pierwotnie informowały media, a... w miejscu uciętej gałęzi. Skąd wzięło się zamieszanie? Latem zeszłego roku mediainformowały o wycince w parku 24 zdrowych drzew. Wszystko po to, żeby zrobić parking dla mieszkańców budowanego apartamentowca.
Światło na historię wiewiórki rzuca na swoim Facebooku Wojciech Kołakowski. Jak napisał, drzewo wcale nie jest ścięte, a jedynie jego gałąź.
I co ciekawe, na aferę z wiewiórką nabrał się nawet sam... Szyszko. Tak bowiem komentował jej śmierć w mediach: