Przez tydzień dusił w sobie polityczne emocje, a na Twitterze pisał o sprawach trzeciorzędnych, albo od niechcenia rzucał dziennikarzom w windzie „no comment”. Przed weekendem zmienił taktykę i zaczął sugerować, że całe zamieszanie wokół jego osoby to zwykłe nieporozumienie, któremu winni są dziennikarze. Wreszcie – już po formalnym zgłoszeniu przez PiS jego kandydatury na szefa Rady Europejskiej – dał upust swojemu ego.
Jacek Saryusz-Wolski zdążył już ogłosić, że to „on wprowadził Polskę do Unii Europejskiej”, że niczym Piłsudski „wysiadł z PO na przystanku Polska”, i że to „on przedstawił Tuska Angeli Merkel”. Czy to tylko megalomania?
Aktywność i polityczna narracja Saryusz-Wolskiego na Twitterze zmieniała się ostatnio niczym w kalejdoskopie. Po artykule „Financial Times”, który jako pierwszy napisał o planie zgłoszenia go przez PiS przeciwko Donaldowi Tuskowi na szefa Rady Europejskiej, polityk nabrał wody w usta. Pisał o... spotkaniach z prezydentem Armenii i gazociągu Nord Stream 2, ale nie zająknął się nawet o sprawie, której potwierdzenia albo dementi wszyscy oczekiwali.
Najpierw odwracał kota ogonem
Gdy media zaczęły drążyć temat, unikał kontaktów z dziennikarzami albo odwracał kota ogonem. Pisał, że rewelacje na jego temat to spekulacje oparte na jednej korespondencji z Moskwy i na dwóch anonimowych źródłach. I dowcipkował: „Swoją drogą korci, by zażartować, że paradoksalnie PO nie popiera swego członka, a popiera nie-członka”.
Gdy wreszcie szef MSZ Witold Waszczykowski zgłosił oficjalnie jego kandydaturę - Saryusz-Wolski mógł sobie pofolgować. Niczym gejzer wybuchnął megalomanią, egoizmem, mesjanizmem i innymi cechami, które nie przystoją do formatu polityka na jakiego przez lata się kreował i nadal chce się się kreować.
Jak to rozumieć? – To jest znany psychologiczny proces zmiany poglądów, która następuje w związku ze zmianą stanowiska służbowego, społecznego, przy awansach, ale też przy redukcjach. W sposób niekontrolowany dla człowieka jego poglądy dostosowują się do aktualnych interesów i sytuacji społecznych. Czyli jeśli ktoś jest ubogi, to szuka powodów dla których ubóstwo jest cnotą moralną, ale jak się już czegoś dorobi, to szuka powodów, dla których, to zamożność należy się co bardziej szlachetnym i wybranym osobom – diagnozuje w rozmowie z naTemat prof. Zbigniew Nęcki, psycholog społeczny.
Narcyzm i "woda sodowa w mózgu"
– To jest proces interpretowania siebie w świetle swoich aktualnych potrzeb społecznych. Te wszystkie, „ja zrobiłem”, „ja wprowadziłem”, „ja załatwiłem”, to jest dorabianie, czyli racjonalizacja uzasadnień dla swoich decyzji. To dotyczy wielu polityków, którzy przechodzą z jednej partii do drugiej, z lewicy na prawicę, czy z liberalizmu do konserwatyzmu – dodaje prof. Nęcki.
Według niego, politycy, którzy dokonują takich wolt nie widzą pretensjonalności zmiany swojego zachowania, ale widzi je za to otoczenie. – Skromność jest cnotą rzadką wśród ludzi bardzo eksponowanych, otoczonych wianuszkiem wielbicieli. I on prawdopodobnie ma mnóstwo klakierów, którzy utwierdzają go w „tej wielkości”, pompują to jego i tak bardzo napompowane ego. Nazywa się to popularnie "woda sodowa w mózgu". Ale są też w tym zachowaniu wielkie pokłady narcyzmu i działania podkręcające swoją rolę – tłumaczy Nęcki.
Co konkretnie pisał w weekend Saryusz-Wolski? „Nie akceptuję donoszenia na własny kraj i popierania przeciw niemu sankcji. Nie po to wprowadziłem Polskę do Unii Europejskiej”; „Byłych kolegów z PO proszę o niemumifikowanie mnie za życia”, „Radość o poranku bez Targowicy”, „Wysiadam z Platformy na przystanku Polska”, „Wielka prośba: pierwszy człon mojego nazwiska nie odmienia się”; „Przeraża, że nikt nie dopuszcza innych motywacji niż karierowo-ambicjonalnych”, „Od 10 lat uczestniczę w szczytach EPP”; "Lata temu przedstawiłem PDT szefowej CDU”, „Wrocław był momentem przekroczenia ostatniej czerwonej linii nielojalności wobec własnego państwa”...
Saryusz-Wolski herbu Jelita
Zapewne poza rozdętym politycznym ego, jakiś wpływ na Saryusz-Wolskiego mogło mieć arystokratyczne pochodzenie. Wywodzi się on bowiem z rodziny pieczętującej się herbem Jelita, którego korzenie sięgają 1316 roku. Tym herbem na pieczęci miał się posługiwać Tomysław z Mokrska. Choć zgodnie z zachowanymi źródłami dziś uznaje się, że na jego tarczy znajdują się trzy kopie, w dawnych czasach niektórzy twierdzili, że widniały tam włócznie.
Na temat nadania herbu Jelita krąży legenda. Zgodnie z nią, prawo do posługiwania się tym godłem otrzymał od Władysława Łokietka rycerz walczący u jego boku pod Płowcami.
– Powrót arystokracji zaznacza się ostatnio w życiu społecznym. Są różne kluby, koterie, podnosi się znaczenie błękitnej krwi. Pan Saryusz-Wolski jest arystokratą nie tylko z nazwiska, ale także z psychiki. Po to, żeby podkreślić wielkość swojego rodu, a tym samym wielkość swoją; że nie wypadłem sroce spod ogona, bo przecież noblesse oblige – mówi Nęcki. – To jest wspólny zestaw poglądów, które kształtują człowieka. Zgodnie z takim myśleniem ktoś tłumaczy sobie, że z pochodzenia, z myślenia i z pozycji jest wielki. Ale uśmiechnijmy się na to – zaleca prof. Nęcki.