Euro 2012 jest dla nas wielkim świętem? Wiele osób, które tak myśli z błędu próbuje dziś wyprowadzić Prawo i Sprawiedliwość, które piórem posła Krzysztofa Szczerskiego tłumaczy, że turniej zorganizowano "na zamówienie obozu władzy" i jest on "wielkim świętem oligarchii rządzącej dziś Polską". Opozycja twierdzi, że Euro miało wmówić Polakom, "że tak naprawdę to zawsze kibicowali nie tylko Polsce, ale i Rosji i Niemcom równocześnie".
Tuż przed ostatnim ćwierćfinałem Euro 2012, na jednym z prawicowych portali internetowych poseł Krzysztof Szczerski z PiS przepuszcza bezpardonową krytykę organizowanych w Polsce i na Ukrainie mistrzostw Europy. Wyliczając między innymi, kto na zaangażowaniu w tę imprezę stracił. Obok budowlańców, którzy zbankrutowali na realizacji inwestycji przygotowujących nasz kraj do turnieju, wymienia też Telewizję Polską, która na Euro prawdopodobnie straci nawet 60 mln zł.
Zdaniem polityka Prawa i Sprawiedliwości, większą stratę TVP poniosła jednak wizerunkowo. Poseł zarzuca bowiem publicznemu nadawcy, że w czasie Euro 2012 pomaga rządzącym wprowadzić plan mający na celu przekonanie Polaków, do rzeczy, które dla Krzysztofa Szczerskiego są nie do zaakceptowania.
Parlamentarzysta opozycji zarzuca dziennikarzom sportowym TVP, że w czasie meczów z udziałem reprezentacji państw, które PiS od dawna uważa za największych wrogów Polski, manipulowali rzeczywistością, np. wmawiając widzom, że większym dopingiem w spotkaniu Niemcy-Grecja cieszą się ze strony Polaków nasi zachodni sąsiedzi, niż kadra Fernando Santosa.
Szczerski podsumowując swoje opinie stwierdza, że jedynymi wygranymi Euro 2012 są w tej chwili Grzegorz Lato i Michael Platini. Jego zdaniem, szefowie polskiej i europejskiej piłki "urządzili sobie, za nasze publicznie pieniądze, fajną zabawę, z której wrócą z milionami wrażeń i milionami euro". Poseł zapomina więc chyba, że z sukcesem o prawo do organizacji tej zabawy starał się przecież rząd Jarosława Kaczyńskiego i sam śp. prezydent Lech Kaczyński, który osobiście potwierdzał gwarancje państwowe dla polsko-ukraińskiej kandydatury.
Euro miało być, na zamówienie obozu władzy, nie tylko wielkim świętem oligarchii rządzącej dziś Polską (z Pierwszym Kibicem Rzeczpospolitej, jak Komorowskiego określił red. Szpakowski i Pierwszym Szalikowcem Rzeczpospolitej, jak wymyślili to PRowcy Tuska), ale także miało zrealizować dwa cele reedukacyjne: wmówić Polakom, że tak naprawdę to zawsze kibicowali nie tylko Polsce, ale i Rosji i Niemcom równocześnie, tym drugim zwłaszcza dlatego, że grają tam dwaj faceci, którzy wolą "robić u Niemca" niż wrócić i harować w Polsce. CZYTAJ WIĘCEJ
Niemcy grają dalej, więc pewnie akcja na rzecz germanofilstwa jeszcze się potoczy. Jej największymi wrogami są jednak zarówno sami Polacy, jak i reprezentanci Niemiec. Ci pierwsi, bo jakoś nie dają się porwać telewizyjnej reedukacji. Polacy kibicowali in gremio Grekom, zaś piłkarze Niemiec, gdy zapytano ich o ich kolegów polskiego pochodzenia, zamiast powiedzieć, że są z nich dumni odrzekli, że... są im bardzo pomocni w... kontaktach z niedokształconym językowo personelem w hotelach. Nic nie pobije niemieckiej subtelności, nieprawdaż?