Po wczorajszym wystąpieniu w TVP Info stał się bohaterem na Facebooku. „Zaorał”, „pogrzebał”, „zniszczył” – to najczęściej używane słowa mające oddać to, co zrobił z prawicowymi dziennikarzami. W rozmowie z naTemat Bartosz Węglarczyk przyznaje, że nie o to mu chodziło i bohaterem stał się trochę mimo woli.
Krótka informacja o tym, jak wyglądała pana wizyta w TVP Info i internet się po prostu zagotował. Przeciwnicy „dobrej zmiany” robią z pana bohatera.
Zupełnie mimo woli.
Myśli pan, że po tym, jak – mówiąc internetowo – zaorał Pan prowadzącego program i drugiego gościa, jeszcze pana kiedyś zaproszą do TVP rządzonego przez Jacka Kurskiego?
A dlaczego by mieli nie zapraszać? Owszem, spodziewam się. Nikogo nie obraziłem, rozmawialiśmy tylko o faktach.
Tak niewygodnych, że prowadzący nie wiedział co powiedzieć.
Ale to jednak były wyłącznie fakty, z którymi po prostu trudno polemizować. Niczego nie komentowałem, powiedziałem jak jest.
Dobrze się pan przygotował do tej rozmowy.
Idąc do studia spodziewałem się, ze rozmowa może zejść na temat wolności słowa w mediach. Choć oficjalnie miał być inny temat rozmowy, ale zawsze staram się być dobrze przygotowany.
I powiedział pan coś, co długo będzie jeszcze cytowane w mediach, zarówno publicznych jak i tych związanych z opozycją.
No tak. Ale muszę wyraźnie podkreślić, że to dla mnie jest bardzo niezręczna sytuacja. Zawsze staram się nie komentować pracy dziennikarzy. Uważam, że nie na tym polega nasza praca, my nie jesteśmy od tego, żeby walczyć ze sobą, tylko opisywać to, co robią politycy.
Ostatnio to chyba nie bardzo się udaje.
Zgadza się. Mimo tego dziennikarze niezależnie od własnych poglądów politycznych powinni przede wszystkim pokazywać otaczającą nas rzeczywistość. Jak już powiedziałem, nie chciałbym komentować pracy kolegów z mediów publicznych. To, co robią, to ich wybór. Ja wolę rozmawiać o politykach, a nie politykujących dziennikarzach.
Jak rozumiem, politykom udało się podzielić środowisko dziennikarskie na zwalczające się obozy?
Dokładnie tak. I trzeba powiedzieć, że zrobili to po prostu doskonale. Dziennikarze zamiast rozmawiać merytorycznie, skaczą sobie do gardeł i walczą z kolegami o innych poglądach. A tak nie powinno być. Zawsze powinien być zachowany jakiś poziom merytoryczny dyskusji. Proszę zauważyć, że jakiś czas temu udało mi się spokojnie i rzeczowo rozmawiać na antenie z Rafałem Ziemkiewiczem.
Udało się nie pokłócić?
Oczywiście. Dyskusja miała charakter spokojnej, rzeczowej rozmowy, niemal przyjacielskiej. Nikt na nikogo nie krzyczał, nikt nikogo nie obrażał i nie pouczał. Później w sieci można było znaleźć wiele komentarzy internautów zdziwionych faktem, że dwóch ludzi o niemal skrajnie różnych poglądach może ze sobą rozmawiać w taki sposób.
Anna Dryjańska, nasza koleżanka redakcyjna ma jednak inne doświadczenia w relacjach z Rafałem Ziemkiewiczem.
No tak, to prawda, moje wydawnictwo też ma różne doświadczenia. Ale tę rozmowę podałem za przykład jak to powinno wyglądać. Uważam, ze dziennikarze nie powinni wzajemnie widzieć w obie wrogów. Możemy mieć różne przekonania, ale nasza praca nie polega na obronie naszych przekonań.
TVP jest rządzone przez polityków, którzy dbają o to, by niewygodne fakty i opinie nie trafiały do widza. Właśnie podziękowano Robertowi Makłowiczowi za współpracę. Pan jednak spodziewa się kolejnych zaproszeń na Woronicza?
Tak. Do tej pory byłem w miarę regularnym gościem, spodziewam się, że nie przestanę nim być. I uważam, że trzeba rozmawiać wszędzie tam, gdzie się da, nawet jeśli mówi się coś, co dla kogoś może być niewygodne. Jeśli pojawią się kolejne zaproszenia do TVP, to pójdę.