Robert Bolesto, Jakub Żulczyk, Monika Powalisz, Krzysztof Rak - to choćby im zawdzięczamy dobre rodzime produkcje serialowo-filmowe. Zgarniają nagrody, których jeszcze kilka lat temu nie było komu dać. Tyle, że z kolegami tworzą mniejszość, więcej polskich scenarzystów pisze paradokumenty i popularne serie. Żeby powstało coś naprawdę wow, trzeba potu, łez i krwi oraz... szansy.
Pierwsze kroki
Marzący o pracy scenarzysty trafiają na pojawiające się jak grzyby po deszczu warszaty, idą do szkół teatralnych albo nie i tworzą bez niczyjej pomocy i wskazówek. Robert Gucman jest przedstawicielem pierwszej z tych grup. Skończył kilka kursów scenopisarstwa organizowanych przez firmę Bahama Films.
Słyszę, że z 8-9 kursantów scenariusz napisało 3 - 4. Według Gucmana, łatwiej zrobić to komuś, kto już zajmuje się pisaniem. – Żyję z tego, jestem redaktorem, autorem podręczników. Wiem jak pisać i jak się do tego zdyscyplinować – mówi. On zajmuje się pisaniem scenariuszy seriali paradokumentalnych.
Co się pisze
Na takie w Polsce jest największy popyt, są najprostsze (odcinek liczy od 20 do 40 stron) i dobrze płatne. – Kilkaset osób czerpie z tego korzyści finansowe, choć myślę, że tylko niewielka część jest się w stanie utrzymać tylko i wyłącznie z tego. Ja pracuję jeszcze jako redaktor. Podobno osoby, które siedzą w tym długo, mają zlecenia a co ważniejsze - swoich odbiorców, są w stanie osiągać miesięczne zyski rzędu nawet do 10 tys. zł – mówi scenarzysta.
Scenariusze seriali "prime time'u", jak określa je Gucman, to inna para kaloszy. Zapotrzebowanie na nie jest zdecydowanie mniejsze niż na paradokumenty. Z drugiej strony, ponoć więcej się za nie płaci. Oba rodzaje tekstów łączy fakt, że pracują nad nimi kilku- bądź kilkunastoosobowe zespoły scenarzystów.
"Pakt" (1 serię) pisało pięciu: Marcin Kubawski, Jarosław Kamiński, Maciej Kubicki, Miłosz Sakowski i Andrzej Gołda, "Belfra" stworzył duet Monika Powalisz - Jakub Żulczyk, za "Watahą" stoi siedem osób: Kamil Chomiuk, Krzysztof Maćkowski, Wiktor Piątkowski, Julie Rutterford, Artur Kowalewski, Wojciech Miłoszewski i Maciej Maciejewski.
Ciężki kawałek chleba
Orła 2017 w kategorii Najlepszy Scenariusz dostał Robert Bolesto, rocznik 1977, z sześcioma scenariuszami w emploi. Pierwszy napisał 13 lat temu i nominowano go za niego do Nagrody Polskiego Kina Niezależnego im. Jana Machulskiego. Potem była "Aria Diva" (krótki metraż dla telewizji). Dzisiaj może chwalić się "Hardkorem Disko", "Córkami Dancingu", "Ostatnią rodziną" (właśnie nagrodzoną przez Polską Akademię Filmową) i "Sercem miłości" (wkrótce w kinach).
Kiedy pytam Gucmana, czy trudno jest napisać dobry scenariusz fabuły, słyszę, że to na pewno nie bułka z masłem. – Trzeba ogarnąć całą masę spraw, począwszy od techniki, czyli rozpisania wszystkiego, poprzez stworzenie czegoś, co będzie trzymało w napięciu, skończywszy na dobrych dialogach, których dobrze się słucha – tłumaczy scenarzysta. Problemem było i wciąż jest też to, że nie ma kto pisać i realizować scenariuszy z dużym potencjałem.
W 2012 r. Maciej Pisuk, autor scenariusza do filmu "Jesteś Bogiem" nawet się z tym specjalnie nie krygował. – Nie mamy w Polsce scenarzystów filmów fabularnych. Polscy scenarzyści piszą seriale pod dyktando producenta, czyli też są ludźmi do wynajęcia – mówił portalowi Kinoradio. – Przy czym to nie scenarzyści są inicjatorami projektów, lecz producenci. Robimy serial na określony temat, bo takie jest zapotrzebowanie – skwitował.
Scenarzysta poszukiwany
Zdaniem Moniki Powalisz, która opowiadała nam o sukcesie "Belfra", dorośliśmy do momentu, w którym chcemy oglądać polskie historie. W jej odczuciu, coś się zmienia - widownia nie kupi już byle czego, nie nabierze się i oczekuje produkcji na najwyższym poziomie. Ale żeby taką stworzyć, należy mieć czas. Powalisz z Żulczykiem pierwszy odcinek "Belfra" napisali... po roku. Przez 12 miesięcy tworzyli tzw. biblię postaci i zarys fabuły. Latem 2015 r. rozpoczęły się zdjęcia do serialu - ze scenariuszem po wielu, wielu poprawkach.
Praca autora czegoś takiego jak "Belfer" i "Ostatnia rodzina" jest naprawdę czasochłonna. Pisuk mówił o chwilach zwątpienia, znajdowaniu się na skraju załamania. Reżyserzy w Polsce ciągle sami piszą sobie scenariusze, choćby Patryk Vega i Wojciech Smarzowski. Środowisko filmowe widzi jednak, że to nie wystarczy. – Może dzięki właśnie sukcesowi "Belfra" będzie już tylko lepiej? – zastanawiała się w rozmowie z nami Powalisz. Do głowy przychodzą jeszcze wspomniane "Pakt" i "Wataha", oryginalne produkcje HBO.
Kursy scenopisarstwa tanie nie są, ale chętnych wcale nie brakuje. Konkursów na scenariusze też jest pełno. A to bardzo dobry znak. Pytanie tylko, czy przy realizacji o czymś się nie zapomina. Gucman podaje przykład "Belle Epoque". – Od lat jestem wtłoczony w historie kryminalne, i nie tylko jest to związane z pisaniem scenariuszy, ale i z zainteresowaniem historią kryminalistyki, i uważam, że ten serial jest największym marnotrawstwem, jakie zostało ostatnimi czasy poczynione – mówi.
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl
Na pierwszym poznałem podstawowe informacje dotyczące tego jak pisze się scenariusz od strony technicznej i w jaki sposób powinien być on skonstruowany od strony dramatycznej.
Potem trafiłem na kilka kursów kontynuacyjnych. W moim przypadku były to kursy pisania serialu i fabuły. Każdy obejmował 5-6 sesji, odbywających się mniej więcej co dwa tygodnie. Efektem, przynajmniej za moich czasów, powinno być, chociaż nie we wszystkich przypadkach, napisanie scenariusza, oczywiście dla siebie. Zdarzały się jednak przypadki realizacji.
Robert Gucman
o zespołach scenarzystów
Nas w tej chwili do jednego z seriali pisze kilkanaścioro. Każdy prowadzi swój, oprócz tego jest parę osób, które opiekują się każdym z tych projektów oddzielnie.