
Premier Szydło była twarda. Postawiła Unii Europejskiej cztery warunki i Unia te warunki uwzględniła. Wszystkie cztery znalazły się w Deklaracji Rzymskiej, która ma podpisana w sobotę podczas jubileuszowego szczytu w UE w Rzymie. Ledwo dzień wcześniej premier groziła, że niczego nie podpisze, jeśli w dokumencie nie będzie polskich postulatów. Jest sukces? UE nas słucha, UE się z nami liczy, zrobili to, czego żądaliśmy – takie przesłanie płynie teraz z góry. Jeszcze się okazuje, że walka o jedność UE to też zasługa rządu RP.
REKLAMA
Przypomnijmy, do ostatniej chwili nie było wiadomo, czy Beata Szydło tę Deklarację podpisze. Sama groziła jeszcze w czwartek, że może tego nie zrobić. Szczyt UE jest w sobotę, a w kraju, z tego powodu, gotowało się od kilku dni.
Wielkie napięcie i nagle bach! Polska uratowała szczyt UE. Polska uratowała swoje interesy. Sukces na każdym polu, bo premier podpisze dokument.
Po co ten cyrk?
Strach, że Polska znów narazi się na śmieszność, wstyd i kpinę, nieco zmalał. Internet już zresztą śmiał się i szydził niemiłosiernie, że Szydło nie przeczytała dokumentu, bo treść Deklaracji znana jest od kilku dni i te postulaty już się w nim znajdują: jedność UE, obrona współpracy z NATO, wzmocnienie roli parlamentów narodowych oraz zasady wspólnego rynku.
Strach, że Polska znów narazi się na śmieszność, wstyd i kpinę, nieco zmalał. Internet już zresztą śmiał się i szydził niemiłosiernie, że Szydło nie przeczytała dokumentu, bo treść Deklaracji znana jest od kilku dni i te postulaty już się w nim znajdują: jedność UE, obrona współpracy z NATO, wzmocnienie roli parlamentów narodowych oraz zasady wspólnego rynku.
A zatem po co ten cały cyrk? Polacy nie są głupi, sami doszli, o co chodziło – by po powrocie, PiS mógł ogłosić swój wielki, dyplomatyczny sukces. Gdyby Szydło nie podpisała – byłoby, że broniła interesu Polski. Gdyby podpisała – znaczy Unia się ugięła i spełniła polskie warunki. – Tu chodziło o grę na użytek wewnętrzny. Żeby pokazać, że osiągnęliśmy, co chcieliśmy – kwituje Bogusław Sonik, były europoseł PO.
Chodziło o to, by dać Polsce możliwość podpisania
Sukces przyszedł w momencie, gdy w UE pewnie rwano sobie włosy z głowy nad polskim rządem, że znowu się burzy i sprawia kłopot, stawiając jubileuszowy szczyt pod znakiem zapytania i na ostrzu noża. Albo śmiano się, że postulaty są w sumie oczywiste i mało w nich odkrywczości. Któż by się z takimi nie zgadzał?
Sukces przyszedł w momencie, gdy w UE pewnie rwano sobie włosy z głowy nad polskim rządem, że znowu się burzy i sprawia kłopot, stawiając jubileuszowy szczyt pod znakiem zapytania i na ostrzu noża. Albo śmiano się, że postulaty są w sumie oczywiste i mało w nich odkrywczości. Któż by się z takimi nie zgadzał?
– Uwzględniono te postulaty, by dać Polsce możliwość podpisania tego dokumentu. UE nie zatrzaskuje przed nikim drzwi, a nas zaczyna traktować, jak kraj specjalnej troski. To przykre i smutne, ale gdyby Polska nie podpisała tego dokumentu, byłaby to totalna kompromitacja dla polskiego rządu – mówi nam Jarosław Kalinowski, europoseł PSL.
Specjalnie pytam o opinię europosła z innego niż PiS, czy PO, ugrupowania. – Już nawet zaprzyjaźnieni koledzy patrzą na nas inaczej. Mnie razi ta buta i straszenie innych. To poczucie, że Polska jest Mesjaszem i najmądrzejszym państwem UE, a wszyscy inni są durniami i nie rozumieją wyzwań, jakie stoją przed UE. Albo ostatni wywiad premier Szydło, w którym po raz kolejny obraża się unijnych partnerów – mówi.
On też przyznaje, że treść Deklaracji Rzymskiej znana była już na początku tygodnia. Choć o groźbach Szydło mówiła w czwartek. – Już we wtorek można było przeczytać, że treść deklaracji została uzgodniona i znalazły się w niej zapisy, o które w czwartek postulowała premier. Rozumiem, że to prężenie muskułów PiS na użytek krajowy – mówi europoseł.
Bogusław Sonik: – Wiadomo, że przed takimi szczytami wszystko jest do uzgodnienia. Nikt nie będzie stawiał takich spraw na ostrzu noża. A deklaracje są przygotowywane o wiele wcześniej przed szczytami.
"To sukces polskiej dyplomacji"
Być może z powodu właśnie takich medialnych doniesień, które zarzucały Szydło, że nie zna deklaracji, sukces rządu PiS objawił się już na lotnisku przed wyjazdem premier do Rzymu. Właśnie tu usłyszeliśmy, że deklaracja, co prawda, nie jest ambitnym dokumentem, ale polskie postulaty zostały w niej uwzględnione, dlatego premier gotowa jest dokument podpisać. Co, oczywiście jest sukcesem Polski.
Być może z powodu właśnie takich medialnych doniesień, które zarzucały Szydło, że nie zna deklaracji, sukces rządu PiS objawił się już na lotnisku przed wyjazdem premier do Rzymu. Właśnie tu usłyszeliśmy, że deklaracja, co prawda, nie jest ambitnym dokumentem, ale polskie postulaty zostały w niej uwzględnione, dlatego premier gotowa jest dokument podpisać. Co, oczywiście jest sukcesem Polski.
Premier czekała z tym do ostatniej chwili, bo – jak usłyszeliśmy – chciała mieć pewność. – Jedność i niepodzielność Europy. Ten zapis znalazł się w deklaracji. To sukces polskiej dyplomacji – mówiła na lotnisku.
Wtórował jej wiceszef MSZ. Sugerując, że wcześniej podpisywaliśmy unijne dokumenty w ciemno. – Chcemy, by nigdy w Polsce dokumenty unijne nie były podpisywane bez względu na ich treść – z tych słów wynika, że teraz taka będzie praktyka, a wcześniej tak nie było. Oczywiście, teraz będzie lepiej i to też sukces rządu PiS.
– Do tej pory było tak, że gdy Niemcy lub Francja nie zgadzały się na coś, czego chcieli wszyscy, to tego nie było. A inne kraje, jak Polska, degradowały się do poziomu przytakiwacza. Jak powiedziała pani premier, pewna Europa, w której jedni stawiali warunki drugim, już się skończyła. To nie jest tak, że będziemy się teraz zgadzać na wszystko – mówi nam europoseł PiS Karol Karski. Jest przekonany, że gdyby polskie postulaty nie zostałyby uwzględnione, premier Szydło nie podpisałaby dokumentu.
Każdy mówi o swoim sukcesie
Europosłowie opozycji mówią jednak, że taka jest domena unijnych szczytów. Każdy premier czy prezydent chwali się potem swoim sukcesem. – Absolutnym zwyczajem zawsze było to, że każdy lider po powrocie do swojego kraju, ogłaszał swój wielki sukces. I to nie jest tak, jak premier uważa. Że to ona i PiS są najmądrzejsi i mogą UE uczyć rozumu. Z zażenowaniem przyjmowane jest takie zachowanie – mówi europoseł Kalinowski.
Europosłowie opozycji mówią jednak, że taka jest domena unijnych szczytów. Każdy premier czy prezydent chwali się potem swoim sukcesem. – Absolutnym zwyczajem zawsze było to, że każdy lider po powrocie do swojego kraju, ogłaszał swój wielki sukces. I to nie jest tak, jak premier uważa. Że to ona i PiS są najmądrzejsi i mogą UE uczyć rozumu. Z zażenowaniem przyjmowane jest takie zachowanie – mówi europoseł Kalinowski.
Dlatego jeśli premier Szydło mówi dziś o sukcesie, to 26 innych uczestników spotkania w Rzymie też pewnie się nim pochwali. Na przykład, że dzięki nim polski rząd podpisał deklarację i jubileuszowy szczyt, który upamiętnia 60 rocznicę podpisania Traktatów Rzymskich, mógł spokojnie przejść do historii. W zgodzie, i bez awantury.
Napisz do autorki : katarzyna.zuchowicz@natemat.pl
