Tak wygląda polska dyplomacja. Najpierw był Victor Orbán, wielki przyjaciel PiS, który zdradził rząd RP, głosując w Brukseli za Donaldem Tuskiem. Teraz okazuje się, że zawodzi białoruski dyktator. Człowiek, który w oczach marszałka Senatu miał być ciepłym człowiekiem, nagle – ku zaskoczeniu marszałka – brutalnie stłumił pokojową manifestację, czym zaprzepaszcza szanse na zbliżenie z Polską. Nie wiadomo, czy śmiać się, czy kpić... Takich sojuszników sobie szukamy?
Można powiedzieć, marszałek Senatu nagle odkrył, że Aleksander Łukaszenka jest zły. Większość Polaków o tym wie od dawna, podobnie jak trzy czwarte Europy. A mimo to marszałek Senatu Stanisław Karczewski spotkał się w grudniu z Łukaszenką. Ocenił go jako ciepłego człowieka, wyrażał nadzieję, że Polska i Białoruś będą odbudowywać zaufanie, a oba narody oczekują solidnej współpracy.
Wygląda na to, że Karczewski po sobotniej, brutalnie stłumionej manifestacji, musiał być mocno zaskoczony zachowaniem dyktatora. Nie tak przecież Łukaszenka obiecywał...."Brutalne tłumienie pokojowych demonstracji i aresztowania zaprzeczają jego deklaracjom" – napisał Karczewski na Twitterze.
Kpina? Naiwność marszałka? "Poważnie? Czy Panu Marszałkowi nie jest nieco teraz wstyd za poprzednią, naiwną opinię o prezydencie Białorusi?", "A przecież był taki ciepły!" – internauci już mocno sobie używają.
Mało kto poważnie potraktował też jego apel do Łukaszenki, by wypuścił aresztowanych.
A prezydent Andrzej Duda tak zareagował na wydarzenia na Białorusi. – Z dużym rozczarowaniem przyjąłem tę sytuację, jak władze białoruskie, pan prezydent Łukaszenka, postępują wobec opozycji – stwierdził podczas wizyty w Słowenii.
Pojawia się jednak poważniejsze pytanie o stan polskiej dyplomacji. O to, gdzie i jakich sojuszników szukamy. Węgry, Białoruś i jeszcze Wielka Brytania. Wszyscy mają z UE na pieńku. "Uwierzyli Orbánowi, uwierzyli Łukaszence, a teraz płaczą, że ich okłamano. Dorośnijcie!" – pisze na TT Bartosz Wieliński.