Szymon Hołownia "namierzył" antychrysta. Nie ma ludzkiej postaci, ale ma na na dominujący wpływ. Zmarginalizował też Trójcę Świętą. Boga, Syna i Ducha, zastąpił Google, Facebook i YouTube.
– Dziś większy wpływ niż Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty mają przecież na nas Google, Facebook i YouTube – zauważa Szymon Hołownia w najnowszym felietonie w "Newsweeku".
Z tego powodu publicysta nie zdziwi się, kiedy nagle pojawi się ktoś kto uzna, że Trójca święta to przeżytek. Hołownia dodaje, że gdyby tylko miał samolot, jeździłby po świecie i głosił, że namierzył antychrysta i to w wersji "odhumanizowanej". – Jest leżącą na stole opcją, egzystencjonalnym wirusem; gdy rozpakujesz pakiet, sam staniesz się Antychrystem – ostrzega.
I dodaje, że "Boga, źródło wszelkiej wiedzy, nie pyta się już o nic, bo po co, skoro jest Google i Wikipedia". Również swoją pozycję stracił Duch Święty. Źródłem natchnienia jest teraz YouTube. To tam młodsi i starsi szukają inspiracji, a ambicją wielu jest wrócić na portal, z którego "wyszli" i podbić liczbę odsłon filmiku. Bez wątpienia podejście do Boga się zmienia.
– Gdyby Jezus dziś przyszedł na ziemię, od kandydatów na apostołów nie mógłby pewnie wymagać, by Go kochali, ale co najwyżej by polubili go na Facebooku. Chrześcijaństwo budowalibyśmy nie na jakichś tam karmiących duszę i ciało Eucharystiach, ale na gromadzeniu lajków – stwierdza publicysta.
Ta "nowa trójca" daje mu pozór szerszego spojrzenia i pozór głębi. Przywołuje przykład akcji na Facebooku – "Wierność jest sexy" zobrazowaną zdjęciem obrączki na środkowym palcu. Twórcy zachęcają Hołownię, żeby polubił akcję. Publicysta zastanawia się, jaki to ma sens i czy szanowałby człowieka, którego do takiej akcji przekonuje jego "lajk", a nie siła argumentu. – Czy życie już nie zmieniło się w obserwowanie taśmociągu spraw i ludzi, którym wydaję certyfikat "fajne", "niefajne", a na rozkminianie nie ma czasu, bo za chwilę przyjdą taśmociągiem następne – dodaje.
Hołownia zwraca jednak uwagę, że problem nie leży tyle w Googl'u, YouTube i Facebooku, tylko w człowieku, bo pozwoliliśmy, żeby zamiast "narzędziem obsługi świata, stały się dla nas światem". – Życie w świecie, w którym niebem jest to, co podoba się sąsiadowi, skończy się klaustrofobią – konkluduje.