Nikt nie ma wątpliwości, że dla Kościoła nastały ciężkie czasy. Jest krytykowany przez media, relatywizowany przez wiernych i ignorowany przez młodzież. Kościoły pustoszeją, coraz trudniej nosi się krzyżyk na szyi i otwarcie mówi o własnej wierze. Dlaczego? Bo Kościół ma fatalny PR i archaiczny system zarządzania i mimo zapowiedzi rzadko "idzie z duchem czasu" i naprawdę odpowiada na potrzeby ludzi.
Mimo to, Kościół ma ogromny potencjał. "Gdyby Kościół był firmą, a Watykan był notowany na giełdzie, jego akcje cieszyłyby się ogromnym wzięciem - właśnie jako instytucji trwałej, stabilnej, nieulegającej jednodniowym czy tygodniowym wahaniom" - tak mówi w ciekawej rozmowie z miesięcznikiem "W drodze" Eryk Mistewicz, specjalista w zakresie budowania wizerunku.
Kiepski PR Kościoła
"Kościół ma twarz osób i zjawisk, które - gdy im się przyjrzeć z bliska - w skali całej jego działalności są marginalne, ale na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie głównego nurtu" - zauważa w wywiadzie dla tego samego czasopisma Marcin Prokop, dziennikarz i współautor książki "Bóg, kasa i rock'n'roll", którą napisał wspólnie z Szymonem Hołownią. Jego pierwszym skojarzeniem jest ojciec Rydzyk. To dosyć powszechne.
Prokop w swojej książce zauważa, że Kościół ma dobry produkt, ale kiepski PR.
Eryk Mistewicz dodaje do tego, że Kościołowi brakuje realnego systemu zarządzania w sytuacjach kryzysowych. Watykan zbyt późno podjął działania w aferze z księżmi
pedofilami. W efekcie, naraził się nie tylko na wielką krytykę, ale i utratę zaufania wiernych.
Również Prokop uważa, że Kościół zbyt późno zareagował w sprawie księży pedofilii i to mu bardzo wizerunkowo zaszkodziło. Czytelnego głosu Kościoła zabrakło także w sporze o Kościelną Komisję Majątkową.
Zdaniem specjalisty marketingu, Kościół jest zbyt zamknięty na rozwój i pójście z duchem czasu. Nie dociera po prostu do szerszego odbiorcy. "(Hierarchowie - red.) oglądają "swoją" telewizję, słuchają "swojego" radia, czytają "swoje" gazety" - twierdzi Mistewicz. Kiedy już natrafią na inne media, z którymi przeciętny wierny obcuje na co dzień, są zdziwieni i zniesmaczeni. Zmieniają kanał i w ten sposób odsuwają się od ludzi, którzy Kościół tworzą.
Znak towarowy "Jezus"
Mistewicz przypomina w wywiadzie sylwetkę zmarłego abp. Johna Foleya, którego uznaje, za "najmądrzejszego marketingowca świata". To abp Foley twierdził, że Kościół prowadzi kampanię marketingową od 2000 lat.
Jak się okazuje, nie jest to do końca skuteczny marketing, a może bardziej, niedostosowany do czasów.
Kiedyś Kościół był symbolem buntu przeciwko laicyzacji i władzy. Dziś jest niemodny i kojarzony z całą paletą zakazów i wyrzeczeń. Z tego powodu w pracy coraz trudniej jest przyznać się, że jest się wierzącym. Mistewicz uważa, że wiara obśmiewana jest w wielu mediach, jest codziennie poddawana ogromnej presji. Jego zdaniem w Polsce i w mediach prowadzona jest otwarta wojna z Kościołem, a brak zdefiniowanego wroga i strategii marketingowej oznacza trudniejszą mobilizację do walki.
Oni nie wstydzą się Jezusa - o religijności polskich sportowców
Czy w przypadku Kościoła wypada jednak mówić o marce, zarządzaniu i reklamie?
Kościół z jednej strony jest instytucją z tradycjami, stabilną i budzącą zaufanie. Z drugiej jednak jest bardzo zhierarchizowany. Nie pozostawia zbyt wiele miejsca na kreatywność. Od wieków obowiązuje tu jasny podział ról i działania. To najpewniej z tego powodu, "kościelny marketing" jest przestarzały.
Ludzie mają zaufanie do stabilnych firm, z wieloletnią tradycją. Mimo to, Kościół traci "klientów". Kościół jest niszczony przez afery z udziałem księży. Duże firmy i korporacje zatrudniają specjalistów PR i prawników, którzy walczą o wizerunek firmy. Kościół o to nie zabiega. Przeważnie niestety bazuje na tradycji. Zakładając, że i tak przetrwa, bo jak pokazała już historia, Kościół zawsze wychodził z wszystkich kryzysów i skandali obronną ręką. Jak "W drodze" zauważa Eryk Mistewicz, Kościół do obrony ma "straszak w postaci kary boskiej i ekskomunikę, którą może nałożyć tylko na osoby wierzące".
Nowa-stara ewangelizacja
Duchowni i wierni nie mają wątpliwości, że Kościół potrzebuje nowej ewangelizacji. Nie chodzi tutaj jedynie o uatrakcyjnienie Mszy Świętej krzykliwą homilią czy księdzem w skórze.
Te wszystkie zabiegi wypadają dosyć fałszywie. Popkulturowe formy ewangelizacji niestety rzadko kiedy przynoszą skutek. W Kościele chodzi przecież o to, żeby dotarł do ludzi i pomógł im w trudach codzienności. W pójściu "z duchem czasu", nie chodzi tyle o atrakcyjność, co o dostosowanie katechezy Kościoła do zmieniających się czasów, kłopotów i wymagań, jakie niesie współczesny świat.
Bp Grzegorz Ryś, przewodniczący zespołu ds. Nowej Ewangelizacji przy KEP, zwrócił uwagę w miesięczniku "W drodze", że nowa ewangelizacja nie jest skierowana do nowych wiernych, a do tych, którzy są ochrzczeni i wierzący, a nic sobie z tego nie robią.
Zdaniem Marcina Prokopa problemem Kościoła jest powszechność, przesłanie ma trafić do wszystkich. A szykując taki ogólny "produkt" nie ma szansy dotrzeć i zadowolić wszystkich.
"Ksiądz, gdy staje na ambonie, mówi do wszystkich, a ja bym chciał, żeby jego język był tak zindywidualizowany, żebym czuł, że on bardziej mówi do mnie niż do pani w berecie obok. (...) Jest znacznie większa szansa na to, że wchodząc na mszę do przypadkowego, pierwszego z brzegu kościoła, trafię na ckliwy, niezbyt porywający, pełen wyświechtanych frazesów i zakurzonych myśli spektakl, który nie otworzy mi żadnej nowej klapki w głowie, niż na to, że spotkam kogoś, kto będzie mnie potrafił zaintrygować, zmusić do autentycznej refleksji, pobudzić moją głowę i duszę".
Kościelny szyk i sztywna tradycja. Moda księży na mszę i prywatnie
Dziennikarz szczerze przyznaje, że w czasach kiedy brał aktywny udział w życiu Kościoła, nie trafił na księdza diecezjalnego, który potrafił mu skutecznie odpowiedzieć na dręczące pytania.
Argument grzechu
Strategia komunikowania się Kościoła z ludźmi, szczególnie młodymi, pozostawia wiele do życzenia. Samo mówienie językiem młodych nic tu nie pomoże. Nadal częściej mówi się bowiem o problemach polityczno-lokalnych, a nie duszpasterskich. Wielu wiernych ma wrażenie, że ważniejsza jest np. zbiórka na ogrzewanie niż rozwój duchowy i potrzeby tych, którzy znaleźli czas i odważyli się do tego kościoła przyjść. Dlatego tak wielu młodych rezygnuje z Kościoła. Nie rozumieją np., czemu nie mogą żyć razem, przed ślubem, skoro się kochają. Mało który duszpasterz potrafi im to troskliwie wytłumaczyć. Większość po prostu potępi. Argument "grzechu" mało kogo już przekonuje.
W Kościele brakuje dyskusji. Marcin Prokop uważa, że od razu ocenia się poglądy, a rzadko duchowni wyjaśniają swoje.
"Nie oczekuję od Kościoła, żeby wynegocjował ze mną autorską wersję doktryny, która będzie indywidualnie dopasowana do moich potrzeb. Chciałbym zrozumienia moich intencji, kiedy przychodzę i mówię, że nie wiem, dlaczego tak jest. Chcę zobaczyć większy obrazek, a widzę jedynie mały wycinek" - mówi dziennikarz w wywiadzie z miesięcznikiem "W drodze".
Prokop zwraca również uwagę na to, że wchodząc w religię nie myślałby przede wszystkim o życiu wiecznym jako nagrodzie, a bardziej o tym, że "religia tu na ziemi, poprawi jego funkcjonowanie". A tego niestety bardzo często brakuje. Kościół najczęściej walczy dziś jedynie o nasz czas, o który nie jest przecież łatwo. Jednak, aby kościelna reklama była skuteczna, Kościół musi czymś przykuć uwagę. W przeciwnym wypadku "klient" pójdzie dalej. A bój toczy się o nowych klientów i o utrzymanie starych.
Jeżeli wasz Bóg jest taki, jak Go portretujecie, to niezależnie od tego, co na tej ziemi zrobię, w co będę wierzył i jak będę postępował, On mnie sprawiedliwie osądzi i wpuści do swojego domu.
Rzeczywistość wokół nas zmienia się dużo szybciej, niż jest w stanie zmienić komunikacja Kościoła, bo to jest maszyna, która od dwóch tysięcy lat działa w swoim tempie i przypomina wielki tankowiec, który zanim skieruje się na odpowiedni kurs, to już załoga zdąży się zmienić.