"Lans europosła: Foto z dzieckiem. Rodzinie dałem 5 tys. złotych" – tak portal gazeta.pl komentuje postępowanie Marka Migalskiego. Czy nie wypada chwalić się dobrymi uczynkami? Czy mówienie o działalności charytatywnej to "lans"?
Europoseł PJN Marek Migalski przyznał tabloidowi, że zrobił coś dobrego. Pomógł kilkuletniemu chłopcu i jego ojcu renciście Januszowi Pietrzakowi. Polityk wziął małego Jasia na zakupy. Zaopatrzył go w ubrania, zabawki i rower. Dodatkowo opłaci dziecku żłobek. Pozował też do zdjęcia z Jasiem. Reakcja na taki gest jest różna.
Uwaga ofiary rozbuchanej donacji €posła! Jeśli nazwisko jest prawdziwe, może zażądać zwrotu darowanej sumy. To pisior. Swoisty rodzaj bukmacherki na ludzkim dramacie. Politycy to jednak skur*** - pisze jeden z internautów. CZYTAJ WIĘCEJ
Wsadziłabym mu te pieniądze w du**, a dalej jak mają żyć? - zżyma się internautka Gosia. CZYTAJ WIĘCEJ
Czy angażując się w akcję charytatywną powinniśmy pozostać anonimowi? A może skromność jest mitem? Niektóre znane osobistości są chwalone za swoje dobre uczynki. Są jednak tacy, którzy takimi działaniami wzbudzają jeszcze więcej niechęci.
Kompleks polskości?
– Przyjęło się kulturowo w Polsce, być może wiąże się to z religią, że nie jest dobrze afiszować się ze swoją dobroczynnością – mówi w rozmowie z naTemat Jakub Śpiewak. Jako założyciel fundacji Kidprotect spotyka się z licznymi przejawami działalności charytatywnej. – Ważne jest, że ktoś pomógł. Nawet Jurek Owsiak powiedział kiedyś, że przyjąłby pieniądze od samego diabła, jeśli miałyby posłużyć szczytnym celom – dodaje Śpiewak.
Firmy często działają dobroczynnie nie kryjąc się z tym. Robią to, aby ocieplić swój wizerunek. Rzadko to jednak przynosi zamierzony skutek. Z kolei grupowe przejawy hojności spotykają się często z aprobatą. Spójrzmy na irlandzkich kibiców, którzy zebrali 4500 euro dla Hospicjum Nadzieja. Pieniądze pochodzą z towarzyskiego meczu między polskimi a irlandzkimi fanami (przegranego przez naszych rodaków 3-1).
Nie każdy dobroczyńca jest zły
– W obliczu takiej sytuacji duże znaczenie ma nasza narodowa niechęć do polityków. Anna Dymna i Ewa Błaszczyk prowadzą fundacje. Ich działalność nie wywołuje takich reakcji, jak w przypadku Marka Migalskiego – tłumaczy Jakub Śpiewak. – Nie bez znaczenia jest nasze narodowe upodobanie do "hejtowania", nieporównywalnie większe niż gdziekolwiek na zachodzie. Taka jest polska specyfika – mówi.
Dodaje także, że lubimy ubliżać innym. Mamy w sobie dużo żółci i trzeba ją na coś lub kogoś wylać. – Każdy powód jest dobry. Ja nie widzę potrzeby, by afiszować się ze swoją charytatywnością, tak nakazuje kulturowy obyczaj. Najważniejsze, by te pieniądze dobrze służyły – twierdzi Jakub Śpiewak. Zaznacza też, że dawanie pieniędzy nie jest najlepszym sposobem na bycie dobroczyńcą, gdyż to oferowanie ryby zamiast wędki. Długofalowo to może być niebezpieczne.
Rzuć hejtem!
Samą niechęcią do polityków wszystkiego wytłumaczyć nie sposób. Kilka miesięcy temu bramkarz reprezentacji Wojciech Szczęsny wywołał oburzenie wśród dużej części Polaków tylko dlatego, że miał gest. Podczas wizyty w restauracji trafił na imprezę urodzinową małego fana Arsenalu. Porozmawiał jubilatem i jego kolegami, rozdawał autografy. Wychodząc, pokrył koszt imprezy, nic nikomu nie mówiąc. Zachwyceni rodzice nagłośnili sprawę. Fani klubu z północnego Londynu bardzo pozytywnie to przyjęli. Politycznego celu w tym nie miał, skąd ta nienawiść?
Zagraniczni piłkarze nie wywołują takich reakcji. Didier Drogba pomaga chorym na malarię. Samuel Eto'o brał udział w niezliczonych akcjach na rzecz poprawy bytu potrzebującym w Afryce. Swego czasu jego bramki dla Barcelony wymieniane były na samochody wysyłane do Kamerunu. Michael Essien organizuje mecze charytatywne z udziałem najlepszych piłkarzy z Afryki. Tymczasem prosty gest polskiego bramkarza został przez wielu odebrany jako "lans".
– Polacy są nieufni, to podejrzewanie jest u nas czymś naturalnym – mówi naTemat prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny z Uniwersytetu Warszawskiego. – Często wszystkich, nawet sąsiadów, posądzamy o złe intencje, szukamy ukrytych celów. Nie ma dużego znaczenia, czy zrobił to polityk, chcący polepszyć swój wizerunek czy mający gest piłkarz. Oprócz najbliższej rodziny, wszyscy inni mogą nas wyprowadzić w pole – tłumaczy psycholog. Dodaje też, że na Zachodzie poziom zaufania jest nieporównywalnie wyższy. Jednak nie ma co chować głowy w piasek. – Trzeba się afiszować ze swoją działalnością charytatywną, być może będzie to jedna z kropli, która przeleje czarę goryczy i zmieni nastawienie Polaków. Nie musimy trzymać się na uboczu – dodaje prof. Czapiński.
Mityczna skromność
A co ze skromnością? Niektórzy twierdzą, że jesteśmy skromni, bo tego wymaga od nas społeczeństwo i musimy przystosować się do obowiązujących norm. – Uważam, że nie ma ludzi skromnych od urodzenia. Ta cecha jest wynikiem obawy. Boimy się reakcji reszty społeczeństwa. Nie manifestujemy swoich sukcesów, nie wychylamy się, bo może to zostać źle odebrane – tłumaczy prof. Czapiński.
Innego zdania jest Jakub Śpiewak. – Znam wiele osób, które absolutnie nie chcą, by ich działalność dobroczynna została nagłośniona. Pomagają, bo chcą pomagać. Z drugiej strony potrzeba akceptacji jest całkowicie naturalna, nie ma w niej nic złego – tłumaczy. Dodaje, że snobizm czy "lans" nie są z natury złe, tak długo, jak służą dobremu celowi.