Wybory w Egipcie wygrał Mohamed Morsi, kandydat Bractwa Muzułmańskiego. Chociaż egipski parlament został rozwiązany, a wybory do niego mają być powtórzone, to nikt też nie wątpi, że wygra je islamska partia Wolność i Sprawiedliwość – którą reprezentował Morsi. Czy to oznacza koniec opalania w bikini i nocnego szaleństwa z alkoholem, a tym samym – koniec egipskiej turystyki?
W wyborach parlamentarnych jednoznacznie wygrała partia Wolność i Sprawiedliwość, będąca przedstawicielstwem Bractwa Muzułmańskiego. I chociaż parlament potem rozwiązano, bo przepisy dotyczące wyborów okazały się niekonstytucyjne, to i tak spodziewać się można ponownego sukcesu tego ugrupowania.
Pojawiły się już głosy, również w Polsce, wyrażające obawy o turystyczną przyszłość Egiptu. Muzułmanie mogą zabronić paradowania w bikini, picia alkoholu, a tym samym pozbawią Europejczyków ich idealnego, wypracowanego na przestrzeni lat modelu wakacyjnego lenistwa pod parasolem i z drinkiem w ręku. Czy rzeczywiście za pięć lat Hurghada i Sharm al Sheikh przestaną być urlopowymi hitami, także Polaków?
Trudna sytuacja Egiptu
Obecnie turystyka to jedno z głównych źródeł dochodów Egiptu. I niedługo rzeczywiście ten sektor może ucierpieć, a pojechanie do Egiptu nie będzie już beztroskim lotem w rajskie warunki. Jeśli jednak tak się stanie, to nie ze względów religijnych, a ekonomicznych. – O ile był to kraj otwarty na turystów, to teraz może się to zmienić. Pogarszająca się sytuacja gospodarcza powoduje, że coraz więcej Egipcjan żyje w ubóstwie. To sprawia, że ich nastroje się radykalizują i mieszkańcy będą odczuwać coraz większą niechęć wobec turystów – ocenia dr Piotr Kwiatkiewicz, ekspert od arabistyki i spraw międzynarodowych.
Taki stan rzeczy wynika z bardzo wysokiego wzrostu demograficznego. Co roku w Egipcie przybywa 2,5 miliona ludzi, a już teraz liczba ludności wynosi tam 80 milionów. Za kilka lat może ich być nawet dwa razy więcej, bo demografia tam nie zwalnia. – I może się okazać, że za 5 lat połowa obywateli będzie bezrobotnych, a wtedy wolty polityczne mogą następować z każdą kolejną porą roku. Wszystko może się zdarzyć – przestrzega dr Kwiatkiewicz.
Kurorty bezpieczne
Mimo to nasz rozmówca przyznaje, że Hurghada i Sharm-al-Sheikh pozostaną zapewne "enklawami turystycznymi".
Opinię tę potwierdza doświadczona podróżniczka i dziennikarka, Beata Pawlikowska, która nie martwi się o turystykę w Egipcie. – Ludzie, którzy kupują gotowe wycieczki, jeżdżą do kurortów, gdzie nie obowiązują prawa obyczajowe danego kraju – wskazuje podróżniczka.
Jako przykład potwierdzający tę tezę Pawlikowska przywołuje Malediwy: – To bardzo muzułmański kraj, w którym jest zakaz posiadania i spożywania alkoholu i wieprzowiny. Ale w luksusowych kurortach nie brakuje ani alkoholu, ani wieprzowiny. Myślę, tak samo będzie w egipskich kurortach i turyści wciąż będą mogli opalać się w bikini i pić drinki.
A nawet jeśli takie zakazy zostaną wprowadzone to odbędzie się to, zdaniem Pawlikowskiej, z korzyścią dla nas.
– Europejczycy są przeświadczeni o własnej wspaniałości i uzurpują sobie prawo do mówienia wszystkim innym kulturom jak mają się zachowywać i jak żyć – tłumaczy swoją opinię podróżniczka. – Jeśli w Egipcie zostaną wprowadzone bardziej surowe obyczaje, to może zmusi to Europejczyków do większej powściągliwości w zachowaniu i nie kojarzenia rozrywki głównie z alkoholem.
Podróżnicy bezpieczni, zagrożone zabytki
Tak czy owak, raczej nie należy spodziewać się takiej radykalizacji obyczajów w Egipcie. Również osoby, które jeżdżą tam na własną rękę, nie powinny się obawiać. – Tacy podróżnicy nie ubierają się wyzywająco i raczej nie piją alkoholu. Wiedzą, że ich bezpieczeństwo zależy od tego jak wyglądają i jak się zachowują, więc muszą
przestrzegać zasad – wyjaśnia Beata Pawlikowska. Chociaż dr Kwiatkiewicz wskazuje, że jeśli władze Egiptu zdecydują się na rozbrojenie struktur stworzonych przez Mubaracka, na przykład policji turystycznej, to "bezpieczeństwo się zmniejszy".
Nowa władza może też, zdaniem Piotra Kwiatkiewicza, stanowić zagrożenie dla… zabytków. Piramidy, Dolina Królów i wszystko, co znajduje się w okolicy Nilu. – W niebezpieczeństwie mogą być świątynie egipskie i inne obiekty tego typu. Władze mogą je zamykać dla turystów i dążyć do tego, by ograniczyć przemieszczanie się wzdłuż Nilu – wyjaśnia dr Kwiatkiewicz.
Nie należy też wykluczać przypadków niszczenia takich zabytków, tak jak zdarzyło się to w Afganistanie, gdzie talibowie za pomocą artylerii i materiałów wybuchowych zniszczyli ogromne posągi Buddy. Wobec takiego scenariusza jednak sceptyczna jest Beata Pawlikowska: – Wierzę, że ludzie są mądrzy, a nikt mądry nie będzie niszczył swojego dziedzictwa, bo wie, że z tego się wywodzi i to stanowi o jego tożsamości.
Turystyka się nie martwi
Sytuacja w Egipcie interesuje cały świat, ale biura turystyczne zdają się nią nie przejmować. – Póki jest popyt, zainteresowanie, niskie ceny, to są podróże – uważa Józef Ratajski, członek zarządu Polskiej Izby Turystycznej. – To rynek kształtuje nasze oferty i na dzień dzisiejszy nie ma przesłanek, by nie wysyłać ludzi do Egiptu.
Przyszłość również niespecjalnie zajmuje organizatorów wycieczek. – Nie martwimy się ich sytuacją polityczną. Jak nie będzie Egiptu, to będzie inne miejsce – twierdzi Ratajski.
Zdaje się to o tyle słusznym podejściem, że jak wskazuje Beata Pawlikowska, nie możemy kategoryzować muzułmanów jako ludzi agresywnych bądź niechętnych Europejczykom. – Ostatnio podróżowałam samotnie przez miesiąc po Indonezji. To bardzo muzułmański kraj, a ludzie są niezwykle łagodni i pogodni. Mają w sobie wewnętrzną łagodność i ciepło, to było naprawdę wspaniałe – wspomina podróżniczka. – Zwykłych ludzi nie można utożsamiać z władzą.
Beata Pawlikowska dowodzi też, że poziom radykalizacji polityki nie zależy wcale od religii: – W każdej kulturze znajdą się osoby szerzące nienawiść i one są najbardziej widoczne, szczególnie jeśli zajmują się polityką. W Polsce też mamy takich polityków, którzy deklarują się jako katolicy, ale szerzą nienawiść i wojnę.