
Ile razy dziennie na swoim profilu na Facebooku widzisz prośbę o wsparcie? Pewnie niemało. Osób potrzebujących jest bardzo dużo. Może nawet jest tak, że w ogóle nie patrzysz na te prośby i scrollujesz dalej, bo już mało co cię wzrusza. Obok historii tej niezwykle dzielnej babci i niesamowicie dzielnej wnuczki nie można przejść obojętnie.
REKLAMA
– Będę chodziła do ostatnich swoich dni, ile tylko można będzie. Żeby tylko Julcia była zoperowana. Rozdawała będę te ulotki. Kocham ją. Tak ją bardzo kocham. I chciałabym, żeby udało się, żeby mogła wyjechać do Ameryki na tę operację – mówi pani Genowefa, babcia 13-letniej Julii Szponar na nagraniu, jakie udostępniła Fundacja Siepomaga. Widać na nim, jak starsza kobieta zaczepia przechodniów w najbardziej ruchliwym miejscu w Warszawie, przy wejściu na stację metra Centrum. Prosi o pieniądze, wręcza karteczki z numerem konta, na które można dokonywać wpłat. Nie odczuwa tego jako jakiekolwiek upokorzenie – w końcu walczy o życie swojej najukochańszej wnuczki.
Walka nie jest łatwa, bo jest to walka z czasem. Operacja musi być przeprowadzona pilnie, bo serce 13-latki nie daje rady pracować. Zbiórka była już prowadzona i termin operacji w USA był wyznaczony na marzec, ale nie udało się zebrać odpowiedniej kwoty. Zabrakło bardzo, bardzo wiele. A potrzeba aż 3 mln zł! Teraz wciąż brakuje około 2 mln, ale odkąd wczoraj na Facebooku pojawił się film panią Genowefą, wpłat przybywa lawinowo.
Dlaczego operacja musi się odbyć w Stanach? Ani w Polsce, ani nawet w Europie żaden lekarz nie potrafi wykonać tak skomplikowanego zabiegu, jakiego potrzebuje 13-latka. Dziewczynka urodziła się z wadą, której długo nikt nie potrafił zdiagnozować. Okazało się, że w jej organizmie nie ma połączenia między sercem a płucami. "Tego serca nie da się zoperować, wada jest zbyt skomplikowana. Będzie żyła tyle, ile ma żyć. Nie można jej pomóc" – mówili lekarze mamie Julii. Dopiero w Poznaniu znalazł się kardiochirurg, prof. Michał Wojtalik, który skierował ich do właściwej osoby – do światowej sławy kardiochirurga dziecięcego prof. Franka Hanleya z ośrodka medycznego w Stanford. Tylko koszt... 500 tys dolarów!
To był 2006 rok, ministrem zdrowia był wówczas kardiochirurg prof. Zbigniew Religa. I on zgodził się na pokrycie 100 proc. kosztów tej operacji w USA! Zabieg się powiódł, udało się zrekonstruować naczynia płucne, połączyć płuca z sercem oraz całkowicie skorygować wadę serca. Dzięki temu Julka od 10 lat żyje. Jednak prof. Hanley uprzedzał, że przyjdzie moment, że potrzebna będzie reoperacja. I ta chwila właśnie nadeszła.
I choć wciąż jedynie Stanford jest lekarz, który potrafi zoperować wadę serca Julii, to po 10 latach nie może ona już liczyć na to, że ministerstwo zdrowia w czymkolwiek jej pomoże. Na stronie zbiórki można znaleźć bardzo gorzkie słowa:
Jednak na Ministerstwo Zdrowia nie można już liczyć, a ludzi tak wspaniałych, jak śp. Profesor Religa, po prostu z nami nie ma.
Amerykański specjalista ostrzega, że nie ma chwili do stracenia. Dlatego dzielna babcia nie zastanawiała się ani chwili, ruszając w miasto i prosząc ludzi o pomoc.
A tzw. patelnia przy wyjściu z metra Centrum to miejsce, gdzie już się zdarzały cuda. Pamiętacie historię pani, która sprzedawała pączki za 1 zł? Jej historią żył cały Facebook i szczęśliwie udało się jej pomóc. Oby i dziś poruszenie na Facebooku, jakie wywołał film z babcią Genowefą i 13-letnią wnuczką Julią, doprowadził do szczęśliwego zakończenia tej historii.
Pomóc można tutaj.
