
Reklama.
Anna Kamińska przedstawiła wczoraj główne założenia swojego projektu. Jak podkreśla, to jej autorski pomysł. Teraz Kamińska planuje zbieranie podpisów, przewiduje, że uda się zebrać o wiele więcej niż wymagane 100 tysięcy.
Argumentacja Kamińskiej dla jednych brzmi rozsądnie, dla innych absurdalnie. Jej zdaniem, posłowie powinni świecić przykładem, w kraju katolickim nie powinno być tak, że zdradzający lub rozwodnicy stanowią prawo jako posłowie. Dlaczego chce wykluczyć przy okazji kawalerów? Jej zdaniem, skoro Kościół postanowił, że księżmi mogą być wyłącznie kawalerowie, to w parlamencie powinno być na odwrót.
Z jednym wyjątkiem. Jarosław Kaczyński, zdaniem Kamińskiej najprzystojniejszy mężczyzna w obecnym Sejmie może spać spokojny o swoją posadę parlamentarzysty. – Jest mężem stanu, wprowadza dobą zmianę – tłumaczy Kamińska. Wczoraj na spotkaniu z dziennikarzami nie potrafiła jednak wytłumaczyć, jak chce ominąć zarzuty o niekonstytucyjności projektowanej ustawy – te kwestie mają zostać rozwiązane w trakcie prac nad projektem – zastrzegła.
A co z tymi parlamentarzystami, którzy już w trakcie pełnienia mandatu dopuszczą się zdrady małżeńskiej? – Człowiek, który dopuszcza się zdrady małżeńskiej, dopuszcza się po prostu zdrady. Czy jest w polskim Sejmie i Senacie miejsce dla zdrajców? – pyta Kamińska i postuluje, by takich polityków stawiać przed Trybunałem Stanu.
Pomysłodawczyni ma tutaj osobistą motywację, bowiem to jej mąż zdradził ją z partyjną koleżanką.