Czy David Bowie jest przekonującym goblinem? Czy Sting dobrze wygląda w eleganckich ciuszkach? Czy Mick Jagger jest rock'n'rollowcem także po wyłączeniu kamery? Wreszcie, czy wszyscy trzej radzą sobie jako aktorzy? Możecie to sprawdzić na festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty, który rozpoczyna się 19 lipca we Wrocławiu.
Na festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty nie zabraknie miejsca dla muzyków, którym zamarzył się aktorski epizod. "Re-mixed. Ze sceny na ekran" pojawi się na Nocnym Szaleństwie. Istne szaleństwo.
Co zobaczymy? Między innymi "Labirynt" z Davidem Bowie w roli głównej. Uważany za kultowy w swym kiczu film opowiada historię kilkunastoletniej Sarah, która ma dość opieki nad młodszym bratem i marzy, by porwały go gobliny. Jej życzenie zostaje spełnione. Brat trafia na zamek Jaretha, króla strasznych stworów, w którego wcielił się właśnie David Bowie. Sarah musi pokonać labirynt, by ocalić brata.
Chociaż do roli planowano zaangażować również Michaela Jacksona i Stinga, ostatecznie postawiono na Davida Bowie. To była świetna decyzja, bo w roli goblina spisał się idealnie. Wzbił się na szczyty swoich umiejętności. Tak samo było w przypadku muzyki, którą skomponował. Aranżacje Bowiego oddają wszystko, co dobre w latach 80. Kostiumy, z których w oczy rzucają się obcisłe, błyszczące rajtuzy, nie pozwolą ukryć dekady powstania filmu. Bowie zagrał dziwnego przybysza już 10 lat wcześniej, w "Człowieku, który spadł na Ziemię".
"Labirynt" i "Człowiek, który spadł na Ziemię" to nie jedyne tytuły, w których ikona muzyki lat 80. błyszczała na srebrnym ekranie. Ładnych parę lat później Davidowi Bowie zamarzyła się rola Elronda we "Władcy Pierścieni". Reżyser Peter Jackson przestraszył się chyba, że nikt nie będzie kojarzył imienia bohatera, widząc w nim jedynie piosenkarza. Ale jak widać poszukiwał do tej kreacji kogoś o androginicznej aparycji. Rolę dostał Hugo Weaving, który zarówno ucharakteryzowany, jak i nie, przypominał swoim wyglądem piosenkarza.
"(I can't get no) satisfaction" zaśpiewał Mick Jagger i pięć lat później postanowił sprawdzić, czy aktorstwo to jest to. W "Performance" z 1970 roku Jagger zagrał gangstera, który ściąga długi od klientów swojego szefa i pewnego dnia zabija jednego z nich. W towarzystwie dwóch kochanek ukrywa się przed policją i własnym bossem. Film obrósł legendą jeszcze przed premierą. Cenzorzy blokowali go ze względu na ociekające przemocą i seksem sceny. Na planie było więc rock'n'rollowo. Tym bardziej, że sceny erotyczne, które Jagger grał z Anitą Pallenberg, nie były udawane.
Iggy Pop jako właściciel studia nagraniowego, Alice Copper jako wampiryczny barman w Montreal club, Moby wcielający się w Beef Bellowsa, metalowego wokalisty z "Secretaries of Steak", i Alex Lifeston - strażnik graniczny. Taka mieszanka dała naprawdę zabawną komedię, pełną czarnego humoru i… wampirów. Brzmi to może dość siermiężnie, ale wcale takie nie jest. Najlepszym tego dowodem jest "Suck" z 2009 roku w reżyserii Roba Stefaniuka. Do obejrzenia zachęca też muzyka, która z takim składem musiała być dobra.
Sting ma na koncie kilkanaście aktorskich ról, z których najbardziej udana okazała się kreacja w "Diunie" Davida Lyncha. Niewielu jednak wie, że jego kariera aktorska zaczęła się od "Quardrophenii", wyreżyserowanej w 1979 roku przez Franka Roddama. Produkcja obrosła kultem ze względu na poruszenie istotnego w historii kultury Brytyjczyków konfliktu między młodzieżowymi gangami Modsów i Rockersów. Występ Stinga dodał jej jeszcze większego smaczku. Wokalista zagrał szefa Modsów o pseudonimie Ace Face. Jego rola została przyjęta bardzo dobrze i na pewno dużo w tym zasługi zespołu The Police, który już wtedy bił rekordy popularności.
Inni reżyserzy szybko dostrzegli potencjał aktorski wokalisty i jego moc do przyciągania widzów przed ekrany. Propozycje posypały się, jak z rękawa. W doborze ról Sting miał jednak pecha. Występem w „Radio On” (1980), „Artemis 81” (1981), czy „Syropie z siarki i piołunu” (1982) nie ma się co chwalić.
Film warto zobaczyć też dla muzyki, jednak nie w wykonaniu Stinga. Tytuł filmu nawiązuje do płyty The Who, na której piosenki opowiadały dojrzewaniu chłopca, wymuszającej służalczą postawę edukacji w szkołach i życiu codziennym w Anglii z lat 60., kiedy starcia modsów z rockersami były na porządku dziennym.
Tupac wciąż żyje. Nie tylko dzięki swojej muzyce, ale także filmom, w których zagrał. Było ich kilka, ale za najbardziej wyrazistą rolę uznaje się jego udział w komediodramacie z 1997 roku o tytule "Gridlock'd". Spoon, Strech i Cooky grają razem w kapeli. W sylwestrową noc Cooky przedawkowuje narkotyki i trafia na pogotowie. Chłopaki postanawiają zerwać z nałogiem. Na odwyk muszą trafić jak najszybciej, i nie chodzi tu tylko o rozbudzoną nadgorliwość i natychmiastową chęć zmian. Muszą dostać kartę medyczną, bo wplątali się w niezłe problemy z mafią narkotykową.
"Prawdziwe historie" Davida Byrne'a to prawdziwy romans filmu i muzyki. Nie dość, że projekt jest autorskim tworem muzyka z Talking Heads, to na dodatek gra w nim samego siebie, wcielając się w rolę narratora. W taki sposób chce opowiedzieć o mieszkańcach małego miasteczka w Teksasie. W filmie czuć klimat jarmuschowskich produkcji. No i ta ścieżka dźwiękowa. W tym wypadku są to piosenki z płyty Talking Heads "True Stories", zazwyczaj w odświeżonej wersji. Film dla miłośników dobrej muzyki i krótkich etiud, które składają się na całość filmu.
W wybranych na T-Mobile Nowe Horyzonty filmach, znajdą się więc zarówno klasyczne propozycje sprzed lat, jak i świeże produkcje. Warto przekonać się, czy gwiazdy rocka radzą sobie równie dobrze na srebrnym ekranie, co na pełnej reflektorów scenie. Wystarczy wziąć udział w festiwalowym Nocnym Szaleństwie.
T-Mobile Nowe Horyzonty
12. Międzynarodowy Festiwal filmowy
Wrocław, 19-29 lipca 2012