– Przecież to diabeł, a nie samochód! 375 kW, ile to będzie koni, 450? – spytał kontrolujący mnie policjant, gdy zerknął w dowód rejestracyjny. – 510 – poprawiłem, a w odpowiedzi usłyszałem tylko jęknięcie „o Boże…”. Zestaw, w który jest wyposażona Alfa Romeo Giulia Quadrifoglio ma pełne prawo wywoływać takie reakcje. Dawno żadne nowe auto nie rozpalało takich emocji. I od razu uspokajam, spotkanie z policją nie skończyło się mandatem. Rutynowa kontrola.
To jedna historia. Jest też druga, która doskonale pokaże, jak grzejącym tematem jest nowiutka Giulia. Czekając na parkingu, podeszło do mnie dwóch nastoletnich chłopaków. Zapukali w szybę i nieco stremowani spytali, czy „to jest to, co im się wydaje, że jest”. Gdy usłyszeli potwierdzenie, zaczęli rozpływać się w zachwytach, wiedząc o niej nie mniej niż ja. Dopytywali i o wrażenia, i o szczegóły, o których gdzieś już przeczytali. A dźwięk, który wydaje? Stwierdzili, że to wielkanocny prezent, który przyszedł chwilę wcześniej.
A wszystko dzieje się za sprawą zielonej koniczynki, która jest symbolem wersji Quadrifoglio. Jeśli widzisz ją na Alfie Romeo, to – parafrazując klasyka – wiedz, że coś się dzieje. Paradoksalnie, zielona koniczyna nie ma nic, ale to nic wspólnego z ekologią. Wręcz przeciwnie. To diabeł wcielony, który powstał przy współpracy z Ferrari, a osiągami może bić się z najlepszymi. W końcu jakiś czas temu to właśnie ten samochód pobił rekord legendarnego toru Nurburgring w kategorii sedanów. Ciekawe jest to, że przy tym wszystkim ta Giulia jest stosunkowo niepozorna. Owszem, jest niska, szeroka, z wyraźnie sportową stylistyką i potężnym wydechem, ale na pewno nie wygląda na to, co ma pod maską. Zupełnie jak w przypadku Audi RS6, czyli "kto wie, ten wie". Jest w tym jakaś magia.
To w ogóle dla włoskiego producenta ważny model. W końcu po latach wypuścili coś naprawdę ciekawego w segmencie sedanów, z którego po zakończeniu produkcji kultowej 159-tki nie mieli godnego reprezentanta. Dlatego oczywiście Giulię można kupić także w wersji „dla śmiertelników”. Tutaj do wyboru jest kilka jednostek poukładanych w trzech wersjach: Giulia (od 139 000 zł)/Giulia Super (od 145 500 zł)/Giulia Veloce (od 189 600 zł), zarówno dla tych, którzy chcą po prostu pojeździć, jak i tych, którzy po wciśnięciu gazu chcieliby poczuć coś więcej. Ci drudzy będą mieli nawet nieco więcej do wyboru, bo zestawy te wyglądają obiecująco. Niektóre są nawet z napędem na cztery koła, co dla mnie osobiście jest niekwestionowaną zaletą.
Alfa Romeo Giulia to typowo włoskie auto. Jest piękne i zgrabne. Cieszy oko z każdej strony i bez dwóch zdań robi wrażenie. Jednocześnie nie sposób jej pomylić z żadnym innym samochodem. Nie ma tutaj zbędnych przesadzeń, wszystko jest po coś. Wyraziste, ostre przetłoczenia, sportowe linie na błotnikach, szerokie nadkola, cała masa elementów z włókna węglowego czy aluminium i charakterystyczny trójkątny wlot powietrza z rejestracją z boku. A do tego te „zmrużone” reflektory, które niejako leniwie patrzą na wszystko, co przed nimi i tylko czekają na znak od kierowcy. Alfa Romeo pełną gęba. O tym modelu mówi się głównie w kontekście wersji Quadrifoglio. Tak dużo, że widząc „zwykłe” odmiany Giulii, momentami można poczuć nawet rozczarowanie, że to nie TA Giulia.
Projektantom tego tylnonapędowego auta udało uzyskać się idealny rozkład masy 50:50. Giulia waży ok. 1500 kilogramów, a za pomocą wysuwanego spoilera o nazwie Active Aero Splitter zarządza dociskiem przy wyższych prędkościach dodając autu nawet 100 kg. W centrum tego wszystkiego są specjalne lekkie, sportowe fotele (także z włókna węglowego), które pilnują, by przy ostrzejszych zakrętach kierowca nie leciał tam, gdzie nie powinien.
Piotr Frankowski, jeden z najbardziej doświadczonych polskich dziennikarzy motoryzacyjnych, napisał wprost, że nie podoba mu się elektrohydrauliczny układ hamulcowy, który idealnie sprawdza się przy agresywnej, sportowej jeździe, ale nieco nienaturalnie zachowuje się w normalnych warunkach. Jednocześnie nazwał Giulię Quadrifoglio samochodem idealnie dostosowanym do dzisiejszego odbiorcy i perfekcyjnie skrojonym pod oczekiwania rynku. Szukałem i ja, i redakcyjny kolega, ale tych mankamentów nie znaleźliśmy. Pewnie dlatego, że z racji wieku właśnie my jesteśmy takim odbiorcą. I mam podejrzenia graniczące z pewnością, że w przypadku zdecydowanej większości kierowców jest podobnie.
Broń Boże nie wolno jednak traktować tego samochodu, jako zabawki dla każdego. Przy takich osiągach i parametrach „pokora” to słowo, z którymi na ustach powinniśmy wsiadać do środka za każdym razem. 3-litrowy silnik V6 o mocy 510 koni mechanicznych stworzony wspólnie z Ferrari taką pokorę budzi. Policjant z początku tego tekstu generalnie trafił w sedno. Alfa Romeo Quadrifoglio to diabeł wcielony. Samochód zdecydowanie dla świadomego kierowcy, który nie tylko potrafi jeździć, ale i rozumie samochody oraz prawa nimi rządzące. To naturalnie samochód napakowany elektroniką wspomagającą kierowcę do granic możliwości, ale jednocześnie bardzo wymagający.
Kierowca musi przyzwyczaić się do wrażenia rozrabiającego tyłu przy nagłym wciśnięciu gazu. Taka moc robi swoje. Trzeba się pilnować się, by tyłek mu lekko nie uciekł. Ale spokojnie. Tu bardzo szybko w grę wchodzą systemy wspomagające kontrolę trakcji i pilnują auta, które ostatecznie daje się kontrolować bardzo pewnie, ale na początku nie raz można nabawić się szybszego tętna. Równomierne rozłożenie masy i aktywna szpera sprawiają, że nawet podczas ostrej i dynamicznej jazdy auto jest posłuszne jak na to, do czego się je doprowadza.
Traf chciał, że kilka dni testu trafiło na deszczowe dni. Mokra nawierzchnia i lejący deszcz sprawia, że wtedy to auto staje się niejeżdżalne w charakterze, do jakiego zostało stworzone. Na światłach ogrywa je nawet Kia Picanto, bo buksujące koła i tylny napęd nie pozwalają na szybki strzał do przodu. Zupełnie jak w przypadku Mercedesa C63S AMG, który pod względem wrażeń z jazdy bardzo przypominał mi właśnie Giulię w tej wersji.
Na szczęście deszcz nie pada 365 dni w roku, a wtedy zaczyna się zupełnie inna zabawa. Niektórzy powiedzą, że to bluźnierstwo, ale manualna skrzynia biegów nie jest czymś, czego potrzebuję w takim aucie. Automat, który w razie czego zawsze można obsługiwać manetkami, byłby zupełnie wystarczający. Przy takich osiągach i charakterze jazdy zawracanie sobie głowy manualną skrzynią biegów jest ostatnią rzeczą, którą chcesz robić. To zaledwie 10 tys. zł różnicy w cenie, a wygoda nieziemska. A i sprzęgła nie będzie się niepotrzebnie męczyć, co w tym aucie akurat byłoby więcej niż oczywiste.
Kierowca może dowolnie operować charakterem swojej Giulii za pomocą systemu DNA. Tutaj poza standardowym D (dynamic), który poprawia siłę hamowania i czułość układu kierowniczego, N (natural) do najzwyklejszej jazdy i A (advanced efficiency) odłączający cylindry i ograniczający spalanie, mamy dodatkowo tryb Race. Wtedy diabeł zamienia się w diabła tasmańskiego, wyłącza kontrolę trakcji, sprawiając, że na zakrętach auto sunie bokiem, aktywuje funkcję overboost i poprawia dźwięk wydechu. Ten ostatni jest tak donośny, że redakcyjny kolega powiedział mi, że słyszał, jak odjeżdżam z parkingu nawet przez okno z drugiej strony budynku. Muzyka dla uszu fanów motoryzacji. Na szczęście wybierając konkretne tryby jazdy możemy łatwo manipulować charakterem tego auta. Ekonomiczny tryb A zmienia Giulię w cichego i pokornego sedana. Gwarantuję jednak, że szybko zatęsknicie za tym, co prezentuje się pod literką D.
Giulia Quadrifoglio w środku jest właściwie bardzo prosta. Żadnych udziwnień, żadnych kosmosów, żadnych przesadzeń. Trochę włókna węglowego, trochę skóry i przyciskowy zestaw obowiązkowy. Nie zostawia wątpliwości, co jest najważniejsze – wrażenia z jazdy. A tę kontrolujemy mięsistą kierownicą z czarno-srebrnym metalowym (?) logotypem na środku. A tuż obok… tak, dobrze widzicie. Na kierownicy znajduje się czerwony przycisk zapłonu odpalający naszą Giulię. Jak w rasowych samochodach sportowych. Szczegół, ale dający +10 do fajności.
3,9 sekundy do setki i 307km/h maksymalnej prędkości to wynik, który dobrze oddaje dynamikę, jaką zapewnia ten samochód. Zaspokoi nawet najbardziej wymagających fanów adrenaliny, którzy muszą się liczyć ze spalaniem na poziomie ok. 15l/100km.
Alfę Romeo Giulię można bez zbędnej kokieterii nazwać jedną z najbardziej oczekiwanych i udanych premier ostatnich lat. To piękny model, który znacząco wzbogacił ofertę tego włoskiego producenta. Jest konkurencyjny pod względem osiągów i wrażeń z jazdy w porównaniu do BMW M3 czy Mercedesa C63 AMG, a także atrakcyjny cenowo. O ile 360 tys. złotych może być atrakcyjną ceną. To także zdecydowanie samochód dla kierowcy świadomego i doświadczonego, który dobrze rozumie definicję słowa „pokora”. Jeśli co do tego macie wątpliwości, a Giulii chcielibyście używać także do normalnej, codziennej jazdy, może najpierw warto rozważyć 280-konnego benzyniaka w wersji Giulia Veloce. Emocje na pewno zapewni, a w kieszeni zostanie co najmniej 150 tysięcy złotych.