W majówkę wielu Polaków odcięło się od świata, szczególnie tego politycznego. Od czasu do czasu to bardzo zdrowe i po powrocie z urlopu nawet nie ma sensu próbować dowiedzieć się, co przegapiliśmy. Tym razem warto jednak zrobić wyjątek, bo niektórzy uśpienie długim weekendem wykorzystali do wypowiedzenia słów i dokonania czynów, obok których nikt nie powinien przejść obojętnie.
Co mogliśmy przegapić odcinając się w majówkę od internetu i innych mediów? Na pierwszy rzut oka odpowiedź jest prosta. Większość z pewnością stwierdzi, że wszystkie polityczne zaległości już nadrobiło, bo wie o zaskakujących słowach prezydenta Andrzeja Dudy na temat rzekomej konieczności zmiany konstytucji w już w przyszłym roku. Po majówce wszyscy rzucili się do komentowania tej sprawy, ale w rzeczywistości wydarzyło się sporo równie istotnych rzeczy.
Nie tylko nowa konstytucja
Tak naprawdę dziś na dobre powinna rozkręcać się dopiero dyskusja o tym, co na ulicach Warszawy działo się w pierwszym dniu długiego weekendu. Gdy miliony Polaków zaprzątała podróż lub kosztowali pierwszych chwil błogiego relaksu, na pustych ulicach stolicy Polski przez kilka godzin można było zobaczyć obrazki przypominające hitlerowską III Rzeszę. A wszystko za sprawę tego, że Obozowi Narodowo-Radykalnemu umożliwiono świętowanie z rozmachem 83. rocznicy powstania tej organizacji.
Obrazki z III Rzeszy na ulicach Warszawy
Środowisko osławione przemocą rasizmem, ksenofobią, antysemityzmem, szowinizmem i poparciem dla totalitaryzmu maszerowało przez Warszawę w pochodzie, w którym biało-czerwone flagi traktowano na równi z zielonymi sztandarami partyjnymi ONR. Dlaczego nikt nie próbował tego zatrzymać, sprzeciwić się? Nie chodziło tylko o to, że warszawskie ulice zaroiły się od osiłków w glanach. Niedawna "dobra zmiana" w prawie o zgromadzeniach i ochrona zafundowana ONR przez służby podległe MSWiA stanowiły gwarant, że pachnącego neonazizmem święta nikt nie zakłócił.
Kto widział te obrazki, temu włosy na głowie stawały dęba i przecierał oczy ze zdumienia. W majówkę polityką interesowała się jednak tylko garstka obywateli. Zostało kilka felietonów publicystów, których emocje zmusiły do zrobienia sobie przerwy w długim weekendzie. No ale, kto by to czytał przy grillu... Tymczasem zachodnie media obszernie donosiły o zatrzymaniach nielicznych kontrmanifestantów z prodemokratycznej opozycji i utrudnianiu dziennikarzom relacjonowania ONR-owskiej imprezy.
Prezydent nie wszystkich Polaków
Z majówkowym relaksem niezbyt konweniowało się też słuchanie prezydenckich wywiadów. A właśnie okres świąt majowych Andrzej Duda postanowił wykorzystać, by ostatecznie zadać kłam twierdzeniom z kampanii wyborczej, że będzie "prezydentem wszystkich Polaków". 1 maja głowa państwa udzieliła TVP Historia wywiadu, który byłby nudny i szybko zapomniany, gdyby nie rozważania o potomkach rzekomych zdrajców.
– Bardzo wiele wpływowych miejsc we współczesnej Polsce – zwłaszcza po 1989 roku – w mediach i innych wpływowych instytucjach, fundacjach, zajmują osoby, których rodzice czy dziadkowie aktywnie walczyli z Żołnierzami Wyklętymi w ramach utrwalania ustroju komunistycznego. Czyli krótko mówiąc, byli zdrajcami – oznajmił prezydent. Niezamierzona przesada? Emocjonalna wpadka? Nic z tego. Na koniec tego – w oczywisty sposób skierowanego w przeciwników politycznych – zdania głowa państwa podkreśliła, że dzisiaj tak należy tych "zdrajców" definiować. – Ja w każdym razie bym tak powiedział – zaznaczył Andrzej Duda.
Co zatem ważnego mogliście przegapić odcinając się od świata w majówkę? W skrócie: tylko to, że stolica waszego kraju zamieniła się w raj dla skrajnej prawicy, a prezydent znaczącą część swojego narodu zwymyślał od zdrajców lub ich potomków.