
Myślał, że nic go nie zabije. Transplantacja mózgu, zły brat bliźniak, wieszające się na jego ramionach zazdrosne kochanki... Odważniejszy niż dr Quinn, bardziej cyniczny niż dr House, jedyny i niezastąpiony – doktor Drake Ramoray. Nic dziwnego, że nie macie pojęcia, o kim mowa. Historia Ramoraya nigdy nie została opowiedziana z uznaniem, na jaką ten zasługiwał, kiedy po raz pierwszy pojawił się w drugim sezonie "Przyjaciół”. Podobnie jak dziesiątki innych błyszczących jak gwiazdy na kapryśnym horyzoncie serialowego biznesu bohaterów, został zapomniany, chociaż powinien doczekać się własnego show.
Czym dla młodych (duchem) widzów dwie dekady temu byli "Przyjaciele”, tym teraz jest "Gra o tron”. Na nieszczęście producentów – opowieść powoli dobiega końca i w przyszłym roku twórcy zafundują nam jej ostatni sezon. Nic dziwnego, że najtęższe głowy HBO od miesięcy zastanawiają się, jak przedłużyć życie tej kurze znoszącej złote jaja. Kilka dni temu zapowiedziano, że powstaną aż 4 produkcje nawiązujące do "Gry o tron” – czy będą to historie bohaterów, których już znamy, czy może całkiem nowe opowieści, jeszcze nie wiadomo. Niemniej byłoby dziwne, gdyby nie chciano czerpać sposród rzeszy postaci serialu, z których nawet jednej trzeciej imion nie sposób zapamiętać...
Jeśli jesteśmy już przy wyczekiwanych superprodukcjach, przypomnijmy sobie początkowo świetny i z każdym kolejnym sezonem chylący się ku upadkowi serial "Sherlock”. Dlaczego dwa ostatnie sezony były tak słabe? Między innymi dlatego, że twórcy postanowili brnąć w nieciekawy i zdecydowanie zbyt melodramatyczny wątek żony Johna Watsona, zamiast postawić na którąś z wystrzałowych postaci z poprzednich sezonów. A ponieważ nie ma nic bardziej fascynującego niż przyglądanie się wdrażaniu w życie doskonałego planu przez psychopatycznego mordercę,spin zamiast kręcić kolejne części "Sherlocka”, twórcy powinni bez zwłoki wziąć się za spin off (a właściwie prequel) poświęcony Jimowi Moriaty’emu.
Spośród wszystkich bohaterów seriali komediowych ostatnich lat jest taki jeden, u którego nawet wąsy wyglądają atrakcyjnie – Ron Swanson z "Parks and Recreation”. Nikt inny z takim wdziękiem nie zmiesza z błotem całej ludzkości, nikt inny w kluczowych sytuacjach nie okaże się tak ujmująco bezduszny i rozbrajająco mściwy. Ron Swanson to koszmar podany na słodko, który czyni z opowieści o nudnym Dziale Parków i Rekreacji gdzieś w Indianie prawdziwe rodeo śmieszków. Co tu dużo mówić, lepiej zacytować mistrza:
Kiedy ludzie za bardzo się do mnie zliżają, lubię celowo mylić ich imiona, żeby zdali sobie sprawę, że tak naprawdę mam ich gdzieś.
Każdy pies poniżej 20 kilogramów to kot. A koty są bezużyteczne.
Kapitalizm to sposób na sprawdzenie Boga, kto jest mądry, a kto biedny.
Nie obchodzą mnie ludzie i nie lubię ich. Raz pracowałem z facetem przez 3 lata i nie nauczyłem się jego imienia. Był to najlepszy przyjaciel jakiego miałem. Do tej pory nigdy ze sobą nie rozmawiamy.
– Za każdym wielkim człowiekiem stoi żona z krwią na rękach – pisali o niej twórcy serialu "House of Cards”. Claire Underwood jest jedną z takich postaci, do której szafy zajrzeliśbyśmy równie chętnie, co do jej głowy. Jeśli siła to nowe piękno, pani Underwood należy się tytuł Miss Universe – jest tajemnicza, bezwzględna jeśli chodzi o prowadzenie własnych interesów i budowanie pozycji. Póki co z zapartym tchem znów będziemy podziwiać jej determinację w piątym sezonie serialu, który wróci na ekrany 30 maja, niemniej miejmy świadomość, że wychodząc z cienia Franka, Claire mogłaby rozwinąć skrzydła i wreszcie zacząć otwarcie realizować swoje ambicje.
Od czasu kultowego "Prawa ulicy”, nie ma takiego policjanta z wydziału zabójstw, który mógłby zszokować widzów zbytnim zamiłowaniem do używek albo okresową awersją do higieny osobistej. I choć Stephen Holder z "Dochodzenia” początkowo nie budzi sympatii, wyrasta na najbardziej charakterystyczną i intrygującą postaci serialu. Byłoby naprawdę miło, gdyby twórcy serialu raz jeszcze zaprosili do współpracy Joela Kinnamana i pokazali nam, jakim cudem snującemu się po deszczowym Seattle narkomanowi udało się dostać fuchę w policji.
Nie przepadam za serialami o lekarzach, ale gdyby powstał ten o doktorze Ramorayu, spijałabym każde słowo padające z jego ust. Sama sprawa postaci jest nieco pogmatwana, bowiem doktor Ramoray to fikcyjna postać występująca w serialu, w którym gra jeden z głównych bohaterów "Przyjaciół”, Joey Tribbiani. I choć o bohaterze wiemy niewiele, to jest to wystarczająco dużo by powiedzieć, że byłaby to najbardziej kuriozalna i zabawna opera mydlana na świecie.
