Kradzież roweru, bluzy, czy motoru może ujść złodziejowi płazem, jeśli nie pozostawi po sobie śladów. Wszechobecne kamery potrafią jednak czasem nagrać sprawcę. Większość ludzi udaje się z takimi dowodami na policję, ale niektórzy wolą jego wizerunek opublikować w serwisie społecznościowym.
Kamera wyłapała mężczyznę kradnącego rower. Poszkodowany wyciął najbardziej wyraźne klatki, skleił je i podpisał "to jest morda typa, który 18 czerwca 2012 r. we Wrocławiu ukradł rower (…) Udostępniajcie to zdjęcie na fejsie, kwejku, demotach, gdziesię da! A jeżeli ktoś rozpoznaje złodzieja niech pisze w komentarzach na youtube lub dzwoni na policję. Dorwijmy skurw****".
Właściciel sklepu odzieżowego stracił bluzę. Kamery wyłapały sprawcę, który został przez niego odnaleziony na Facebooku. Wziął jego zdjęcie, umieścił u siebie na profilu i podpisał jego imieniem i nazwiskiem. Choć fotografia zniknęła następnego dnia, na pewno trafiła do setek ludzi.
Czy to etyczne i zgodne z prawem? A przede wszystkim – czy jest to skuteczne?
Generał policji, nadinspektor Adam Rapacki – były wieloletni wiceminister spraw wewnętrznych i administracji (zajmował się służbami mundurowymi) – lobbował, by policja mogła umieszczać w sieci zdjęcia osób poszukiwanych listem gończym (możemy je znaleźć na poszukiwani.policja.pl), bez proszenia o zgodę prokuratury.
Co sądzi o takich obywatelskich inicjatywach? – To jest bardziej złożony problem, niż w przypadku osób ściganych listem gończym. Gdy wydawane są listy, organa ścigania zebrały materiały dowodowe i są mocne podstawy, że te osoby popełniły konkretne przestępstwa – mówi Rapacki.
– Gdyby każdy mógł sobie bez ograniczeń publikować wizerunki domniemanych przestępców, mogłoby dojść do patologii, które uderzałyby w bogu ducha winne osoby – tłumaczy nadinspektor i dodaje: – Czasami można zrozumieć właścicieli sklepów, którzy wywieszają zdjęcia złodziei. Jest to forma obrony, która z punktu widzenia odbioru społecznego jest akceptowana. Pozostaje kwestia interpretacji prawnej – mówi były wiceminister spraw wewnętrznych.
Jak wygląda prawo w tej kwestii? Wizerunek złodzieja jest tak samo chroniony, jak każdego innego prywatnego człowieka. Oczywiście jeśli chciałby pozwać umieszczającego zdjęcie – a naprawdę dopuścił się przestępstwa, sąd nie powinien być surowy dla tego, który opublikował fotografię.
Jeśli jednak zdjęcie podpiszemy na przykład: "to jest złodziej", to możemy zostać pociągnięci do odpowiedzialności za naruszenie dóbr osobistych. Chyba że rzeczywiście zostaliśmy okradzeni. Można, jak radzi Tomasz Masztalerz prawnik na alert24.pl zamieścić informację: "poszukuję mężczyzny ze zdjęcia w związku z kradzieżą". Jesteśmy wtedy na pewno "czyści".
Rapacki radzi uważać i przede wszystkim zgłaszać sprawę na policję, szczególnie właśnie jeśli posiadamy materiały dowodowe w postaci fotografii czy materiału filmowego. – To powinna być rola organów ścigania – tłumaczy nadinspektor.
Mimo tego były wiceminister spraw wewnętrznych rozumie osoby, które różnymi sposobami poszukują sprawców i nie potępia ich – szczególnie jeśli mają mocne dowody, a nie tylko podejrzenia. Czy jednak akcje rozsyłania po internecie czy rozklejanie zdjęć sprawcy coś może dać? Wydaje się, że niewiele. – W przypadku właścicieli sklepów, wywieszanie zdjęć może mieć głównie skutek odstraszający dla złodziei – mówi Rapacki i powtarza, żeby przekazywać materiały policji.
A jak to działa w internecie? Podobnie jak wiele innych "akcji", na które rzucają się internauci. Ich pomoc kończy się na słowach otuchy w komentarzach, oraz polubieniu i udostępnieniu. Dlatego niech będzie to dla nas ostateczność – zaufajmy policji.