Królowa serc, matka zakochanych i reżyserka wzruszeń. Dziś w wieku 71 lat zmarła Nora Ephron. Dziennikarka, pisarka, a przede wszystkim autorka scenariuszy kultowych komedii romantycznych. Bez niej nie byłoby Meg Ryan, spotkania na Empire State Building, mailowych flirtów, orgazmów w kawiarni i całej reszty pięknych historii, którymi karmi się każda dziewczyna od Seattle po Tokyo.
„Masz wiadomość”. To hasło otwiera wszystkie kobiece serca. Choć od premiery filmu minęło 14 lat i w technologii wiele się pozmieniało, to wciąż rumieńce wywołuje historia Kathleen, właścicielki małej księgarni i Joe, bezdusznego pracownika wielkiej księgarskiej korporacji. Nic w tym dziwnego, Nora Ephron, autorka scenariusza tej
komedii była mistrzynią w budowaniu romantycznych napięć i rozpalaniu dziewczęcych marzeń. Zbiegi okoliczności, dotyk przeznaczenia, kilka pomyłek, a na końcu wybuch wielkiej miłości i moc wzruszeń. To był jej przepis na sukces. Sukces kilkukrotny, bo Ephron to nie tylko autorka oglądanego po tysiąc razy „You've got mail”, ale również kultowej „Bezsenności w Seatlle”, uroczej „Julie i Julia”, w końcu niezapomnianego „Kiedy Harry poznał Sally”. Lata 90. to był zdecydowanie jej czas. Czas romantycznych filmów, w których o seksie mówiło się za drzwiami sypialni, czas uroczych aktorek, które nie potrzebowały skandalu, żeby zaistnieć i czas prostych historii, gdzie zakochani nie musieli być ani piękni, ani bogaci, tylko po prostu szczerzy.
Nora Ephron miała zwyczaj mówić, że wszystko, co nam się przydarza, może być piękną historią. Nawet jeśli niebo wali ci się na głowę, ukochany zdradza i wyrzucają cię z pracy. Nie przejmuj się. Z czasem wszystkie wydarzenia nabiorą sensu i humoru. To drugie miało wielkie znaczenie dla autorki bestsellerów. Ephron była osobą, która najdrobniejszy szczegół
potrafiła ubrać w żart. Nie wulgarny i prześmiewczy, ale wywołujący ciepły uśmiech i wzruszenie. Bohaterowie jej filmów to wcale nie cudowni chłopcy i seksowne dziewczyny, a zagubieni nieudacznicy. I za to ich właśnie kochamy. Są zwyczajni, często pogubieni, a co najważniejsze na wskroś samotni. Co i rusz mijają się ze szczęściem, rezygnują z marzeń, by w końcu zupełnie przypadkiem trafić na miłość. I to nie byle jaką, ale taką, za którą każda z nas dałaby się pokroić. Miłość bezgraniczną, szczerą i delikatną, taką jak tylko Ephron potrafiła wskrzesić.
Choć od jej pierwszego filmowego sukcesu, „Kiedy Harry poznał Sally” minęło ponad 20 lat, to wciąż znajduje się on na szczycie najchętniej oglądanych komedii romantycznych. Zanim jednak Ephron stała się królową serc, jej życie wcale nie było tak słodkie. Swoją karierę zaczynała w latach 60. jako dziennikarka w „Newsweeku” i „New York Post”. Jak wspomina wywiadach, od czasu kiedy przeczytała pierwszy komiks o Supermanie,
marzyła o byciu reporterem. Niestety, czasy nie sprzyjały niezależnym kobietom. Zamiast reporterskich zadań, Nora raczej parzyła kawę i redagowała krótkie newsy. Nie poddawała się, jak dziecko dwóch pisarzy, od zawsze wiedziała, że jej przeznaczeniem jest pisanie, niezależnie od tego czy są to opowiadania, artykuły czy scenariusze. Tymi ostatnimi zajęła się, bo jak mówi „wszyscy wtedy w Nowym Yorku je pisali”. Dodatkową motywacją były pieniądze. Ephron była rozwiedziona, miała dwójkę dzieci na utrzymaniu i silną potrzebę odpowiedzenia historii z happy endem.
Jej własne życie długo nie przynosiło jej takich zakończeń. Ephron trzy razy wychodziła za mąż. Jej drugi partnerem był Carl Bernstein – jeden z dziennikarzy, który odkrył aferę Water Gate w tak samo błyskotliwy sposób, jak Nora odkryła jego romans. Ich trudna, miłosna historia została opisana przez nią w scenariuszu do „Zgagi”, w której zagrała ukochana przez pisarkę
Meryl Streep i Jack Nicholson. Nie był to zresztą pierwszy raz, kiedy Ephron sięgała po prywatną historię. Większość jej filmów opiera się na jej własnych doświadczeniach, a szczególnie ostatni „Julie i Julia” opowiadający o samotnej dziewczynie, która postanawia przez rok zrealizować wszystkie przepisy z kultowej książki kucharskiej Julii Child. Gotowanie było drugą po pisaniu pasją Nory. Oddawała mu się z takim samym zacięciem, jak wymyślaniu zbiegów okoliczności, cudownych randek i niekończących się pocałunków.
Dziś syn pisarki poinformował media o śmierci Nory Ephron. Scenarzystka zmarła na zapalenie płuc. Wraz ze śmiercią Ephron na zawsze już odszedł pewien ledwo co uchwytny sposób opowiadania o miłości. Uroczy, lekki i wzruszający. Będzie nam brakowało jej poczucia humoru, delikatności i przewrotnych zbiegów okoliczności. Na jej filmach wychowały się całe pokolenia nastolatek. Swoimi miłosnymi historiami rozbudziła niejedno serce i wywołała setki łez. Dobrze, że zostaną po niej chociaż filmy, bo nic tak nie przywraca wiary w uczucie, jak oglądane ukradkiem "Bezsenność w Seatlle" czy podglądane spod kołdry "Masz wiadomość". Miłość istnieje.