Jeśli polski oddział weteranów, którzy na ochotnika podjęli walkę z Państwem Islamskim naprawdę istnieje, to właśnie dostał zadanie specjalne. Ma zabić jak najwięcej bojowników ISIS, które przyznało się do organizacji zamachu w Manchesterze. Zginęło w nim polskie małżeństwo i tak wojna z ISIS stała się po raz kolejny wojną Polaków.
"Zabijcie tylu, ilu się da". "Czas zakończyć istnienie państwa terrorystów" – piszą internauci do grupy Polaków walczących w Iraku i Syrii z bojownikami ISiS. W ten sposób byli polscy żołnierze, walczący dziś w tym regionie, mają spełnić oczekiwania rewanżu za tragedię Polaków, którzy ucierpieli podczas ostatniego zamachu w Manchesterze.
Czy faktycznie czują się bardziej zaangażowani?
Tak na pytanie naTemat odpisał dowódca polskiej grupy. To jedyni Polacy walczący twarzą w twarz terrorystami ISIS. Ich działania są nieoficjalne, nie są opłacalnymi żołdem najemnikami. Robią to... za darmo. Ukrywają swoją tożsamość za ciemnymi okularami i chustami. O tym, że dali się we znaki zbrodniarzom z ISIS świadczy to, że już za ich głowy wyznaczono 850 tys. dolarów nagrody.
Zaczęło się jednak od internetowej legendy, którą przed dwoma tygodniami żyło pół polskiego internetu. Ośmioosobowy oddział złożony z polskich weteranów m.in GROM, FORMOZY, Jednostki Wojskowej Komandosów i podobnych weteranów z innych krajów, bierze udział walce z bojownikami tzw. Państwa Islamskiego. Dołączył do Międzynarodowej Grupy Zadaniowej "Gniew Eufratu", w skład której wchodzą siły kurdyjskie wspierane przez USA oraz syryjskie siły demokratyczne. Ich fanpage na Facebooku, na którym relacjonują udział w walkach polubiło 30 tys. osób.
– Początkowo naszym zdaniem miało być szkolenie ludności cywilnej, która rwała się do walki. Kurdowie nie są armią, wojskiem ani żołnierzami. Są partyzantami. Prostymi ludźmi z wiosek i gór, którzy chwycili za broń, żeby walczyć z terrorem kalifatu. Z czasem jednak rzucono nas do zadań bojowych – wyjaśnia Polak. Wywodzący się z elitarnych jednostek żołnierze są przecież profesjonalistami w rzemiośle. Taktyka walk w mieście, choćby oznaczenie celu i sprowadzenie lotnictwa, to dla nich rutyna. Jak wynika z relacji, grupa brała udział w walkach o miasto At-Tabaka, co dokumentuje ten film.
O zaangażowaniu Polaków ciepło wspomniał Przemysław Czarnecki, członek sejmowych komisji obrony oraz spraw zagranicznych: – Nie wyobrażam sobie, żeby Ministerstwo Obrony Narodowej czy Ministerstwo Spraw Zagranicznych potępiło ich za walkę z ISIS – powiedział. MSZ oficjalnie nie komentuje takiej działalności polskich żołnierzy. Zdarzają się jednak komentarze, że husarska ekspedycja i afiszowanie się z polską flagą jest nieodpowiedzialne, bo sprowadzi do Polski rewanż terrorystów.
Przypomnijmy, że oficjalnie w misji na Bliskim Wschodzie przeciwko ISiS biorą udział jedynie polscy lotnicy na F-16. Choć pojawiały się doniesienia, jakoby w walki miał być zaangażowany także GROM.
Niewiarygodna historia
Dlaczego napisaliśmy połowa internetu żyła legendą? Bo druga połowa nie uwierzyła w istnienie polskiego oddziału. Powstanie strony przypisują politycznej propagandzie Kurdów, których celem jest podkreślenie jak bardzo międzynarodowa i różnorodna jest koalicja wspierająca ich walkę. Jeden z użytkowników Facebooka dokładnie wypunktował słabości i uproszczenia relacji Archera.
Nagroda za głowę? Chyba trochę przesadzona, bo taką nagrodę ustalono za głowy kurdyjskich dowódców, a nie jakichś ochotników. Tabletem przywołują lotnictwo? W rzeczywistości zespół urządzeń do komunikacji z lotnictwem jest bardziej skomplikowany. Do tego o walczących Polakach i ich sukcesach nie informuje sztab Syryjskich Sił Demokratycznych, a przecież byłby to dla nich świetny news. Trzeba jednak dodać, że Archer szybko i rzeczowo odniósł się jednak do wątpliwości na facebookowym profilu.
– Nnie zależy nam na uznaniu autentyczności. Robimy swoje i częścią tego dzielimy się na blogu. A ludzie już sobie z tym mogą robić co chcą – odpowiada.
Reklama.
Archer, polski żołnierz walczący przeciwko ISIS
Grupa zadaniowa Gniew Eufratu
Takie dramaty tylko budują naszą chęć do dalszego działania w celu zwiększenia bezpieczeństwa w Europie. Choć od początku jesteśmy zaangażowani na 110 procent, nie możemy się dawać ponosić emocjom, bo to zwykle źle się kończy.