Nic tak w Polsce nie rozpala emocji jak polityka i sprawy światopoglądowe. Jeżeli połączymy to z procesami sądowymi, mamy gotowy materiał na internetową burzę i oceny polskiego wymiaru sprawiedliwości, w których biorą udział nie tylko internetowi hejterzy, ale i przedstawiciele władzy.
Od jakiegoś czasu, każdy wyrok w kontrowersyjnej sprawie jest bardzo uważnie obserwowany i komentowany w mediach, a nawet na forach internetowych. Szczególne emocje budzą wyroki, które dotyczą spraw światopoglądowych, które wywołują poruszenie zarówno społeczeństwa, ale przede wszystkim polityków. I to nawet tych na najwyższych szczeblach władzy.
Drukarz z Łodzi
Świetnym przykładem jest sprawa z Łodzi, w którym drukarz został uznany za winnego. Przypomnijmy, w czerwcu zeszłego roku, Adam J. odmówił wydrukowania plakatu, który zawierał treści związane ze środowiskiem LGBT z powodu "niechęci do przyczyniania się do promocji ruchów LGBT swoją pracą”. Sąd pierwszej instancji skazał go na 200 złotych grzywny. Po odwołaniu sąd drugiej instancji podtrzymał wyrok skazujący, jednak odstąpił od wymierzenia kary.
Sędziowie nie są bezstronni?
Jak w każdej tego typu sprawie, fora internetowe zostały rozgrzane do czerwoności. Z jednej strony popłynęły pochwały dla sędziego, z drugiej, oskarżenia o stronniczość, poprawność polityczną i wpływanie poglądów sędziów na wydawane przez nich decyzje. Ten ostatni argument bardzo często pojawia się też przy okazji bitwy o zmiany w sądownictwie, którą rozpoczął rząd.
Takie zarzuty pojawiały się zawsze i zapewne pojawiać się będą, jednak o to, jak jest naprawdę, i jak poglądy prawodawców wpływają na przepisy, które tworzą, zapytaliśmy profesor Monikę Płatek, prawniczkę, wykładowczynię Uniwersytetu Warszawskiego.
Czy światopogląd sędziego ma wpływ na wyroki jakie wydaje? Takie zarzuty padły między innymi w stosunku do sędziego, który skazał pracownika drukarni z Łodzi.
Sędzia jest obowiązany do stosowania prawa. Konstytucja w Polsce zabrania dyskryminacji. Poza Konstytucją liczne przepisy wyraźnie stanowią, że jeżeli ktoś świadczy usługi publiczne, to musi to czynić zgodnie z art. 32 Konstytucji, a więc w sposób, który nie dyskryminuje. Czy odmowa świadczenia usług jest możliwa? Tak, ale tylko wtedy, gdy świadczenie byłoby przestępstwem. Poza tym, nie można odmówić świadczeń ze względu na to, że ma się takie lub inne, rasistowskie, homofobiczne, ksenofobiczne przekonania. Nieważne więc też, jakie poglądy ma sędzia. Może być homofobem, mizoginem czy rasistą, ale będąc sędzią jest związany takim samym prawem jak drukarz. Nie ma innego wyjścia niż orzec, że odmowa wykonania usługi ze względu na przekonania jest naruszeniem prawa. Sąd więc ma poglądy i może mieć poglądy, ale orzekać musi zgodnie z prawem.
Kilka miesięcy temu, w tej sprawie wypowiedział się tez minister sprawiedliwości. Wyrok I instancji nazwał „niebezpiecznym precedensem”.
Minister sprawiedliwości, który wyraża odmienny pogląd na tę kwestię, popełnia co najmniej dwa grzechy. Pierwszy grzech to nieuctwo i niedouczenie. Drugim grzechem jest sianie własnej niewiedzy z pozycji którą zajmuje, a która ma rzeczywisty wpływ na nastroje, przekonania i poglądy społeczne.
Czemu w takim razie jesteśmy świadkami takiego postępowania rządzących polityków?
Myślę, że w tej sprawie są świadomi, iż prezentując opinie niezgodne z prawem, starają się narzucić styl przyzwolenia dla lekceważenia standardów poszanowania prawa i praw człowieka. To rzeczywiście ma wpływ na poglądy społeczeństwa, bo przykład idzie w z góry. W takiej sytuacji, z jaką mamy do czynienia, musimy wykazać się ponadprzeciętną starannością w analizowania tego, co się do nas, ze strony władz, mówi. To jest niestety trudne, zwłaszcza, że brak nam dobrego wykształcenia obywatelskiego i świadomości na temat przysługujących nam praw i wolności.
Oskarżenia o stronniczość są często używane w walce z sędziami, której ostatnio jesteśmy świadkami. Po co wszystko?
Oczywiście ma to na celu podważanie pozycji, statusu i zaufania do sędziów. Tym samym próbuje się uzasadnić łamanie konstytucji, niszczenie trójpodziału władzy i ingerowanie w kompetencje innych władz. I niekoniecznie mamy świadomość, że prowadzi to do tego, że jeżeli przyjdzie nam się zmierzyć z ministrem Ziobrą, albo jego kolegami w sądzie, to przegramy, bo albo wymieni skład sądu, albo niepokornemu sędziemu zrobi sprawę karną (jak już to miało miejsce w sprawie, w której miał interes prawny), albo stosownie dobierze prokuratora, tak by sprawa ciągnęła się w nieskończoność (patrz przypadek torturowania i pozbawienia życia młodego człowieka na policji we Wrocławiu). Bez niezawisłych sądów tracimy ochronę przed bezkarnością władzy. Ataki zaś na sąd mają na celu nas zmylić, abyśmy nie dostrzegli, że tracimy ochronę przed władzą i wraz z tym, swoje prawa.
Patrząc na proces tworzenia przepisów prawa, czy możemy dostrzec w nich ślad poglądów ich twórców? Bardzo często prawo tworzą osoby, które nie mają bezpośredniej styczności z daną dziedziną. Popatrzmy chociażby na zmianę prawa w przypadku tzw. „pigułki dzień po”. Twarzami tych zmian byli prawie sami mężczyźni.
Nie, tu nie chodzi o podział na płeć. Przecież z faktu, że jest Pan mężczyzną nie wynika, że tylko z tego powodu jest pan mniej kompetentny. Zgodzimy się, że tak nie jest. A widział pan, ile kobiet z PiS-u zagłosowało za zmianami w dostępie do antykoncepcji awaryjnej? Ale one sądzą pewnie, że ich to nie dotyczy. Są u władzy nie będą więc mieć z tym problemu. Tymczasem pogardliwy, protekcjonalny stosunek do kobiet to problem, zarówno kobiet jak i mężczyzn.
Obecnie rządzącym (i mają to w swoim programie od 2006 roku) marzy się społeczeństwo patriarchalne, hierarchiczne z dominującym mężczyzną i podporządkowaną mu, zredukowaną do ról służebno-domowych kobietą, sprowadzoną do rodzenia i usługiwania. To plan szkodliwy dla całego społeczeństwa. Niszczy połowę potencjału kobiet i połowę potencjału mężczyzn. Kobiety ogranicza pozbawiając korzystania z całości potencjału, mężczyzn ogranicza dając zwodnicze poczucie wyższości z samej racji, że nie są kobietami. Osiadają więc na laurach, rezygnując z wykorzystania posiadanej potencji.
Tymczasem władza wprowadzając receptę na antykoncepcje doraźną dla kobiet i jednocześnie znosząc receptę na potencję dla mężczyzn śle jeszcze inny przekaz. Kobiety traktuje jak niezdolne do samodzielnego myślenia; ale i o moc mężczyzn dba zaledwie pozornie. Antykoncepcja doraźna nie jest groźna; nieprzemyślane zaś użycie środków na męską potencję jest naprawdę groźne dla zdrowia. Nie chodzi więc o zdrowie i dobrostan społeczny, ale o inżynierię, w której kobiety mają być systemowo poniżane, a mężczyźni, tylko pozornie wywyższani. Tam, gdzie one traktowane są jak maszynki do rodzenia, tam oni jak maszynki do płodzenia i ewentualnie mięso armatnie. Tracą więc obie strony, bo tym się kończą zapędy do lekceważenia kobiet. Korzystają zaś na tym mierni u władzy, którzy nie mając kwalifikacji, ani moralnego kręgosłupa zarządzać potrafią społeczeństwem jedynie w autorytarnych, siejących niechęć i niezgodę warunkach.