Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie – cytatem z babci Pawlakowej z filmu "Sami swoi" można streścić stanowisko głowy państwa. Szybko wyjaśniło się, co prezydent Andrzej Duda myśli o orzeczeniu Sądu Najwyższego w sprawie jego decyzji o ułaskawieniu Mariusza Kamińskiego i trzech jego współpracowników z czasów kierowania CBA.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
– Uchwała Sądu Najwyższego nie ma podstawy prawnej – ogłosił na pilnie zwołanej konferencji prasowej zastępca szefa Kancelarii Prezydenta Paweł Mucha. – Nie może być ingerencji władzy sądowniczej w to, co jest prerogatywą głowy państwa – dodawał. Minister Mucha (z wykształcenia prawnik, z zawodu adwokat) dowodził, że Sąd Najwyższy się... pomylił, bo jego uchwała nie jest ani wiążąca, ani skuteczna. Zapewniał jednocześnie, że "wszystkie działania, które były podjęte w sprawie Mariusza Kamińskiego i innych osób zostały podjęte na podstawie konstytucji i zgodnie z obowiązującym prawem".
Drugi prezydencki minister, rzecznik Andrzeja Dudy, Krzysztof Łapiński, wykorzystał okazję i parokrotnie powtórzył, że sprawa tego ułaskawienia i orzeczenia Sądu Najwyższego dowodzi, iż "potrzebna jest nowa konstytucja, która będzie precyzyjna", że "warto się zastanowić nad jej napisaniem".
– Polska potrzebuje demokracji a nie sędziokracji – stwierdził Łapiński, co tylko jeszcze bardziej dowodzi tego, że rządzący prowadzą batalię z wymiarem sprawiedliwości. Wcześniej ignorowali orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, teraz – Sądu Najwyższego.
Przypomnijmy: Sąd Najwyższy uznał, że prawo łaski może być stosowane wobec osób, których winę stwierdzono prawomocnym wyrokiem. Tymczasem Mariusz Kamiński, jego zastępca Maciej Wąsik oraz dwaj dyrektorzy CBA zostali skazani wyrokiem nieprawomocnym na 3 lata oraz 2,5 roku więzienia, a także na 10-letni zakaz zajmowania stanowisk publicznych. Kamiński i Wąsik zostali powołani do rządu, bo Andrzej Duda ich ułaskawił. I teraz prezydenccy ministrowie przekonują, że orzeczenie SN jest bez znaczenia – ich zdaniem akt ułaskawienia jest w mocy, więc ministrowie na stanowiskach mogą pozostać.
Chwilę wcześniej podobne stanowisko zaprezentowała Beata Mazurek. Rzeczniczka PiS-u wskazała sędziom Sądu Najwyższego, gdzie ich miejsce. – Sąd Najwyższy przekroczył swoje kompetencje i nadużył uprawnień – mówiła. Poseł PiS Marek Ast natomiast w rozmowie z naTemat przekonywał, że orzeczenie SN to tylko wykładnia dotycząca przyszłości. W sprawie byłego szefa CBA, jak mówił, niczego to nie zmienia. Problem się pogłębi, gdy orzeczenie Sądu Najwyższego poważnie potraktuje sąd niższej instancji – wówczas będą się toczyć kolejne rozprawy w procesie 4 osób teoretycznie niewinnych, bo bez wyroku prawomocnego, ale z drugiej strony – ułaskawionych z tej niewinności.
Sekretarz Stanu - Zastępca Szefa Kancelarii Prezydenta RP
Prawo łaski jest prerogatywą pana prezydenta. Ta prerogatywa nie podlega żadnej kontroli. Sąd Najwyższy nie może ingerować w sferę prerogatyw prezydenta.