W sprawie niewygodnych dla Prawa i Sprawiedliwości orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego znaleziono prosty sposób – uznano, że nie są to orzeczenia, a zwykłe komunikaty i ich nie opublikowano. Teraz, gdy Sąd Najwyższy wydał orzeczenie, iż prezydent nie mógł ułaskawić m.in. Mariusza Kamińskiego, bo ten nie był jeszcze prawomocnie skazany, politycy PiS też mają już gotową, wygodną dla siebie, interpretację prawa.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Gdy po wygranych przez PiS wyborach ruszyły spekulacje, kto może być kim w rządzie Beaty Szydło, mało kto się spodziewał, że członkiem gabinetu zostanie były szef CBA. Przecież wszyscy wiedzieli, że na Kamińskim ciąży wyrok (wprawdzie nieprawomocny), który zakazuje mu zajmowania stanowisk publicznych. Jednak tuż przed zaprzysiężeniem rządu prezydent Andrzej Duda ułaskawił całą czwórkę skazanych, nie licząc się z tym, iż de facto ułaskawia niewinnych ludzi – dopiero po prawomocnym wyroku można uznać, czy ktoś jest winny, czy nie. Sędziowie byli zaskoczeni, bo żaden prezydent wcześniej tak nie postąpił. Sprawa trafiła ostatecznie do Sądu Najwyższego, a ten dzisiaj orzekł: prawo łaski może być stosowane wobec osób, których winę stwierdzono prawomocnym wyrokiem. "Zastosowanie prawa łaski przed datą prawomocności wyroku nie wywołuje skutków procesowych" – uznał SN, co oznacza, że proces byłego szefa CBA, jego zastępcy i dyrektorów powinien wrócić do apelacji, ale...
Poseł Prawa i Sprawiedliwości Marek Ast, z zawodu radca prawny, członek sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka oraz szef Komisji Ustawodawczej w rozmowie z naTemat zapewnia, że to nie tak. Jego zdaniem – orzeczenie Sądu Najwyższego to "taka wykładnia na przyszłość".
Panie pośle, jest Pan prawnikiem, niejednokrotnie reprezentował Pan Sejm przed Trybunałem Konstytucyjnym – jak Pan rozumie orzeczenie Sądu Najwyższego?
Wyrok Sądu Najwyższego jest pewną interpretacją prawa. W momencie, kiedy prezydent podejmował decyzję w sprawie aktu łaski dla pana ministra Kamińskiego i pozostałych skazanych, można było usłyszeć różne interpretacje: jedni mówili, że tylko w sprawach prawomocnie zakończonych prezydent może zastosować prawo łaski; inni wskazywali, że nie ma jasno sprecyzowanego przepisu, który by wykluczał taką decyzję prezydenta.
Ja traktuję wyrok Sądu Najwyższego jako taką wykładnię, która tę kwestię rozstrzyga. Natomiast sprawa pana Mariusza Kamińskiego jest zakończona, ponieważ sobie nie wyobrażam sytuacji takiej, aby to rozstrzygnięcie Sądu Najwyższego miało skutkować w stosunku do już podjętych przez prezydenta decyzji. Byłby to zupełnie jakiś dziwny precedens. Prezydent podjął w ramach swoich konstytucyjnych uprawnień określoną decyzję, ta konkretna sprawa jest zakończona. Natomiast już na przyszłość, znając taką a nie inną wykładnię Sądu Najwyższego, w podobnych sprawach tego prawa łaski prezydent już stosować nie będzie.
Ale w uzasadnieniu była właśnie o tym mowa: "Zastosowanie prawa łaski przed datą prawomocności wyroku nie wywołuje skutków procesowych". To nie oznacza, że sprawa wraca do takiego etapu, na jakim była przed ułaskawieniem?
Nie, nie... Oczywiście, z tego orzeczenia może wynikać jakiś tam problem prawny, natomiast ja tak bym czytał wyrok Sądu Najwyższego – jako wskazówkę dla prezydenta obecnego i każdego następnego: prawo łaski tak, ale wyłącznie w przypadku wyroku prawomocnego.
Poseł PiS Marek Ast przed Trybunałem Konstytucyjnym w grudniu 2015 r.
Tylko w ten sposób to interpretując, trudno powiedzieć, czy pan Mariusz Kamiński jest ułaskawiony, czy nie.
Ale trzeba pamiętać, że prawo łaski stosowane przez prezydenta tak naprawdę nie podlega kontroli sądowej. Mamy dziś wyrok Sądu Najwyższego, który odnosi się do określonej sytuacji, jednak w tym momencie bardziej jest to wykładnia prawa niż wyrok, który może skutkować jakimikolwiek konsekwencjami w stosunku do tego stanu faktycznego, który mamy.