Czuję się oszukana jeszcze bardziej niż przy kredycie frankowym. Pan mecenas był w wypowiedziach przeciwko bankom taki ostry, taki twardy. Szybko, łatwo i przyjemnie skasował pieniądze, a jedyne, co ostatecznie mi zaoferował, to polubowne dogadanie się z bankiem – skarży się naTemat pani Marta.
Jej przypadek może być przestrogą dla tysięcy innych osób uwikłanych w pseudofrankowe kredyty. Na sądową batalię z bankiem wydała ponad 3 tysiące złotych, nie osiągając niczego w zamian. Choć jej umowa zawierała bezprawne klauzule, a przez chciwość banków przepłaciła w ratach ponad 30 tys. złotych, to jednak pozostanie z wielkim długiem na prawie 20 lat. Przegrała, bo spóźniła się z pozwem o kilka miesięcy.
10 lat i przedawnienie
Najlepsze lata frankowego eldorado banków przypadły na czas od 2005 do 2008 roku. Okazuje się, że nawet pomimo uznania już przez UOKiK za bezprawne niektórych zapisów umów, posiadacze kredytów nie wywalczą w sądach ani jednego franka rekompensaty. A to dlatego, że roszczenia wobec banku mają charakter majątkowy – te zaś przedawniają się po 10 latach.
Chodzi o tysiące spraw, w których klienci domagają się od banku uwzględnienia nadpłaty rat – a to z racji jednostronnego ustalania kursu waluty przez banki. Opisywaliśmy, jak sąd przyznał klientowi ponad 20 tys. złotych i do tego przewalutował mu kredyt na złotówki. Zdarzały się nawet wyroki zasądzające na rzecz klientów banków nawet 50 tys. zł.
Tak korzystne rozstrzygnięcie spraw jest już właściwie poza zasięgiem klientów mających umowy sprzed 2007 roku. W przypadku pani Marty prawnik jedynie mógł wezwać bank do ugodowego załatwienia sporu. Problem tylko w tym, że przed hasłem "ugoda" i "polubowne" bankierzy w ogóle nie czują respektu. Przedstawiciel banku nie przyszedł nawet na rozprawę.
– To pokazuje, że również prawnicy mają na frankowiczach świetny biznes. A medialny szum i piękne słowa pozwalają im na zarabianie łatwych pieniędzy – mówi zdenerwowana i rozczarowana frankowiczka. Adresat pretensji to jedna z wiodących kancelarii, słynąca z wojen z bankami. Odpowiada tak:
Wojna na wyczerpanie trwa
Co robić? Rafał Olejnik, adwokat i partner zarządzający kancelarii Dowlegal ocenia, że klienci wciąż mogą korzystać z procedury postępowania polubownego przy Rzeczniku Finansowym. Od stycznia 2017 roku kredytobiorcy otrzymali nowe narządzie, zgodne z ustawą o pozasądowym rozwiązywaniu sporów konsumenckich. Opłata od wniosku o wszczęcie postępowania polubownego wynosi jedynie 50 zł. Jak dodaje ekspert, jeżeli nie uda się nawiązać porozumienia z instytucją finansową i nie dojdzie do zawarcia ugody, Rzecznik Finansowy ma obowiązek sporządzenia protokołu-opinii. Zawiera w niej ocenę stanu faktycznego, co może być przydatne na dalszym etapie ewentualnego procesu.
Kilka dni temu jeden z warszawskich sądów 1/3 czasu urzędowania poświęcił wyłącznie na sprawy frankowe. Co 30 minut sędzia rozkładał bankierów na łopatki – mimo że próbowali grać na zwłokę i powoływali świadków rozwlekle opowiadających o procedurach kredytowych. Przez to widać, jak dramatyczna jest ta wojna na wyczerpanie pomiędzy bankami a klientami. Albo wyczerpie się odporność banków na przegrane sprawy, albo zasoby na kontach klientów. Tutaj macie opisane cenniki prawników.
Podjęcie sądowych negocjacji z bankiem było jedyną możliwą formą pomocy prawnej, jaką mogliśmy zaoferować. Klientka zgłosiła się do nas po dziesięcioletnim okresie od dnia podpisania umowy kredytu, w momencie gdy część roszczeń z umowy uległa przedawnieniu. Wniosek o zawezwanie do próby ugodowej, który wystosowaliśmy do banku zabezpieczył te roszczenia klientki, co do których nie minął dziesięcioletni okres. Możliwe, że w przyszłości będziemy wytaczać powództwa w związku z umowami zawartymi ponad 10 lat temu.