Są samochody i są Mercedesy. Nowa klasa E w wersji kombi tylko potwierdza to powiedzenie. Mamy tu komfort wymieszany z luksusem, bez utraty praktycznego wymiaru auta, które naprawdę potrafi zmienić sposób, w jaki się jeździ. Oto 6 rzeczy, które sprawią, że zachce się wam jeździć właśnie Mercedesem.
Nowa klasa E była dla Mercedesa jedną z najważniejszych premier ostatnich lat. Pierwszy był limuzynowaty sedan, napakowany najnowocześniejszą technologią i elektroniką do granic możliwości. Za literką „E” kryje się jeszcze sportowe coupe, „rodzinne” kombi i podrasowany kombiak w wersji All Terrain. Pojeździliśmy parę dni i kilkaset kilometrów tym najbardziej praktycznym i codziennym, czyli kombi. To wystarczyło, by na myśl o tym samochodzie w głowie od razu kiełkowało kilka rzeczy, z których najbardziej go zapamiętamy.
1. Wygląd
Nie wiem, czy w bezpośredniej konkurencji może być bardziej eleganckie auto. Mogą być ładniejsze, ale chyba nie bardziej eleganckie. Ten samochód to jeżdżący przykład dostojnej elegancji. Wiecie, czasami na ulicy widzicie mężczyznę, który ubiera się ładnie, ale wystarczy tylko, że obok przejdzie np. facet w skrojonym na miarę garniturze tak dobrej jakości, że ten pierwszy od razu wypada dużo bladziej. Tak jest właśnie w przypadku samochodów i tego Mercedesa. Nie muszę chyba mówić, którym z „panów” jest ta klasa E.
To ikona, która chcąc nie chcąc jest symbolem pozycji i prestiżu. I tak też działa. To samochód spory, trochę majestatyczny. Stąd bardzo blisko to słowa „nudny”, dlatego, żeby nie zamknąć kategoriach smutnego karawanu, warto dokupić wizualny pakiet AMG, który trochę podrasuje naszego Mercedesa. Koszt takiej przyjemności to 25 tys. zł – sporo, ale to tylko część tego, ile ogólnie będą kosztowały wszystkie dodatki wizualne i technologiczne. Choć w ten sposób można trochę odmłodzić to auto, jest to raczej model dla kierowcy 35+.
2. Wykończenie w środku
I tu płynnie przechodzimy do tego, co przygotowano dla kierowcy wewnątrz. Generalnie widząc takie auto możesz spodziewać się tego, co czeka w środku, ale i tak nie obędzie się bez lekkiego wzdechnięcia zaskoczenia zmieszanego z zachwytem. Otwierasz drzwi i przed oczami masz dokładnie to, co wyobrażasz sobie, jako eleganckie i luksusowe auto. Trafiłem na model z bardzo wyraźnymi brązowymi skórami i elementami, który prezentował się zjawiskowo. Wszystko ładnie współgra z czarno-srebrnymi elementami reszty wnętrza.
Gdy już po chwili ochłoniemy, zwracamy uwagę na tak naprawdę głównego bohatera wnętrza nowej E klasy: długaaaaśny, podwójny ekran. Wyświetlacz za kierownicą łączy się z tym „zwykłym” na środku deski rozdzielczej, dzięki czemu mamy szeroki ekran. To tam zarządzamy absolutnie wszystkimi funkcjami naszego Mercedesa i z niego dowiadujemy się o wszystkim, co istotne. Co ciekawe, nie jest on dotykowy, ale to nie przeszkadza.
Obsługuje się go przyciskami na kierownicy i/lub pokrętłem i specjalnym panelem pomiędzy dwoma przednimi fotelami. Dla tych, których męczy długie klikanie podczas obsługiwania nawigacji, istnieje możliwość robienia tego za pomocą „rysowania” liter na czytniku. Tylko z kronikarskiego obowiązku wspomnę o ilości miejsca. Jest dokładnie tak, jak możecie się spodziewać: więcej niż wystarczająco. Fotelami możemy dowolnie operować, a robi się to nie normalnie przyciskami z boku, ale dedykowanymi guzikami na drzwiach.
3. Spalanie
To chyba największe zaskoczenie po kilku dniach z tym samochodem. Wskoczyłem nim na trasę, po zakorkowanym wyjeździe z Warszawy wpadłem na drogę ekspresową, a potem zwykła krajówkę. Jadę, jadę, zapominając lekko o spalaniu. W pewnym momencie, gdy zobaczyłem, że zasięg przewidywany przez komputer wynosi ok. 800 kilometrów, pomyślałem, że "musi być nieźle". Przeklikałem się przez opcje i mym oczom ukazał się wynik średniego spalania. 5,5l/100km! Fantastyczny! A w ogóle o tym nie myślałem i nie starałem się go na siłę produkować. 2-litrowy diesel o mocy 194 koni mechanicznych i z 9-stopniową skrzynią biegów zanotował taki wynik. Aż chce się jechać! W samym mieście niestety było już mniej kolorowo, bo spalanie podskoczyło do 8,5l/100km.
4. Sposób, w jaki jeździ
To nie może być przypadek. Nieco ponad rok temu opisywaliśmy Mercedesa GLC. Artykuł był zatytułowany "Samochód, który zmienił sposób, w jaki jeżdżę". I coś w tych Mercedesach jest, bo po kilkuset kilometrach za kierownicą klasy E combi mam bardzo podobne wrażenia. 194-konny 2-litrowy diesel jest tym, czego potrzeba do normalnej jazdy. Zapewnia bezpieczną dynamikę, ale jednocześnie nie jest "potworem".
Niektórzy powiedzą, że od tak wyglądającego auta (oj, pakiet AMG robi robotę) można oczekiwać więcej. I tak, oczekiwać można, ale zupełnie szczerze nie ma takiej potrzeby. E-klasa w ogóle nie prowokuje do agresywnej jazdy. Jedzie tak, jak wygląda: spokojnie, miarodajnie, z klasą. Kierowca praktycznie nie odczuwa zmiany biegów. Podobnie jest z prędkością. Czy to 90, czy 120, czy 140 lub więcej. Po prostu suniesz do przodu połykając kolejne kilometry i nie czujesz nawet, jak to mija. Nie męczy, nie irytuje, po prostu towarzyszy w podróży. Jest naprawdę dobrze.
5. Ten jeden system, który pomaga kierowcy
Dziś nowe samochody są napakowane technologią do granic możliwości. Podejrzewam, że właściciele nie będą w stanie wymienić wszystkich systemów, które czuwają nad ich bezpieczeństwem. Tak jest i w przypadku nowej klasy E, którą nazywa się nawet "arcydziełem inteligencji". Jednak nie o wszystkich systemach tu będzie, a o tym jednym konkretnym. Bo choć większość z nich różnie się nazywa, to tak naprawdę producenci oferują bardzo podobne rozwiązania. Tutaj chciałbym opowiedzieć Wam chwilę o aktywnym tempomacie i asystencie jazdy. Może i brzmi mało sexy, ale spokojnie - nie o nazewnictwo tu chodzi.
Aktywny tempomat raczej jest już znany. Pozwala nam ustawić konkretną prędkość, odległość od poprzedzającego auta i generalnie samochód sam jedzie do przodu, w razie czego odpowiednio hamując. W bardziej zaawansowanej wersji dochodzi do tego kontrola pasa ruchu (żebyśmy nie wyjechali za linię). Jeszcze dalej mamy tzw. asystenta jazdy, który dodatkowo nawet lekko skręca i ostatecznie "sam jedzie". Wszystko to bez dotykania kierownicy przez kierowcę. To taka namiastka autonomicznej jazdy. To wszystko ma także klasa E, ale tutaj inżynierowie poszli jeszcze krok do przodu.
Możemy ustawić prędkość np. 120km/h, włączyć asystenta, puścić kierownicę i... jechać. Sęk w tym, że samochód nie tylko będzie sam jechał do przodu lub hamował, ale także zmieniał pasy! Wystarczy, że np. na dwupasmówce jadąc automatycznie za ciężarówką, włączymy kierunkowskaz. Wtedy auto samo w razie potrzeby zwolni, zmieni pas, wyprzedzi ciężarówkę, a jeśli będziemy chcieli i klikniemy kierunkowskaz w prawo, wróci na pas przed nią. Przypominam, że to wszystko dzieje się bez dotykania kierownicy! Przetestowałem ten system przy wielu prędkościach i w wielu wariantach. Prowokowałem go kierunkowskazem, by zobaczyć, czy będzie próbować skręcać, gdy jestem obok innego pojazdu lub jakiś próbuje wyprzedzać mnie. Nic takiego się nie działo. Czujniki zczytywały wszystko wybornie. Byłem pod sporym wrażeniem. Warto jednak pamiętać, że to wszystko trzeba traktować tylko jako gadżet i system wspierający, a nie wyręczający kierowcę.
Długo myślałem o tym, czy jestem w stanie powiedzieć, która klasa E jest fajniejsza: sedan czy kombi. Nie ma na to prostej odpowiedzi i wszystko zależy od oczekiwań i preferencji kierowcy. Wiem natomiast, że to wybitnie elegancki samochód, który pod względem technologii dostarcza najlepsze, co dzisiejsza motoryzacja ma do zaoferowania. A to trochę kosztuje. Bez 200 tys. zł do nowej klasy E nie ma co podchodzić, ale ostateczna cena będzie dużo większa, gdy dodamy wszystkie interesujące dodatki.