Mówi, że więzienia się nie boi. Bo też nie chodzi, jego zdaniem, o zapakowanie go za kraty. Wadim Tyszkiewicz, od 2002 roku prezydent Nowej Soli, usłyszał prokuratorskie zarzuty związane z organizacją meczu sprzed 5 lat z udziałem miejscowej IV-ligowej drużyny piłkarskiej. Jeden z najpopularniejszych samorządowców w Polsce jest przekonany, że celem jest to, by wyeliminować go z życia publicznego. I wyciąga przy tym wniosek, że stosując takie metody, PiS przejmie władzę w całym kraju na wiele lat.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Nie jestem prawnikiem i nie konsultowałem się z prawnikiem. W trakcie przesłuchania w prokuraturze usłyszałem dwa zarzuty. Potem w internecie w kodeksie karnym sprawdziłem, że za przekroczenie uprawnień grozi mi do 3 lat więzienia, a za nakłanianie do popełnienia przestępstwa polegającego na organizacji meczu bez zezwolenia do 8 lat więzienia. Tak wyszło 11...
Ale wie Pan, że w polskim systemie prawnym to się nie sumuje?
Przecież tu nie chodzi o te lata więzienia, jakie miałbym odsiedzieć. Pewnie nikt na więzienie by mnie nie skazał. Tu chodzi o sam fakt. Nawet jeśli tylko wymierzą mi karę grzywny w wysokości 500 zł, ale będę skazany za przestępstwo umyślne, to i tak wyeliminuje mnie to z życia publicznego.
Jednak ogłosił Pan wszem i wobec, że grozi Panu 11 lat więzienia, co brzmi znacznie poważniej niż 500 zł grzywny. Chciał Pan zrobić szum, pokazując, jaka wielka krzywda może Pana spotkać?
Tak, ma pan rację. Jednak nie chodzi mi o robienie z siebie męczennika, ale o pokazanie pewnych mechanizmów: czym zajmuje polska prokuratura i policja w sytuacji takiej, gdy faktyczni przestępcy chodzą po ulicach. Są prawdziwe afery: Amber Gold, SKOK, wyłudzeń VAT-u. A w moim przypadku? Wyciąga się jakąś sprawę wyrażenia opinii o meczu sprzed pięciu lat, przez wiele godzin przesłuchuje się mnie, moich urzędników i działaczy sportowych, stawia się dwa zarzuty...
To przypomnijmy: chodzi o mecz podwyższonego ryzyka z listopada 2012 roku między Arką Nowa Sól a Stilonem Gorzów. Kibiców miało być mniej niż 200 i w takich przypadkach zezwolenie władz lokalnych nie jest potrzebne. Ale było ich więcej niż 200.
Przy czym ja w tej sprawie nie byłem stroną. Nie wydawałem żadnego pozwolenia dotyczącego rozegrania tego meczu. Nie byłem organizatorem. Byłem tam jako zwykły kibic. Przed meczem prezes klubu spytał mnie, co o tym wszystkim sądzę. Powiedziałem mu, że po to samorządowcy budują stadiony, żeby rozgrywano na nich mecze; po to sportowcy trenują, żeby uczestniczyć w rozgrywkach ligowych; i po to jest policja, żeby chronić obywateli, którzy chcą to oglądać, przed zagrożeniem. O.K. – jestem prezydentem miasta, ale to było moje prywatne zdanie. A poza tym, decyzję o rozegraniu meczu podejmował nie jeden prezes, tylko cały zarząd klubu, z którym ja się nie widziałem i nie rozmawiałem.
W sumie jednak stwierdzam, że jestem bardzo dumny z tych zarzutów. Bo przez 15 lat na stanowisku prezydenta miasta podjąłem dziesiątki tysięcy trudnych, często ryzykownych, decyzji. I skoro prokuratura znajduje na mnie tylko taką błahostkę – wyrażenie prywatnej opinii w sprawie meczu, na którym nic złego się nie wydarzyło – to uważam, iż mam prawo czuć się dumny.
Ja wtedy powiedziałem: "równie dobrze możecie oskarżyć także mnie". I słowo stało się ciałem.
Czyli Pan się sam prosił?
W trakcie tego procesu w sądzie zeznawałem jako świadek i stawałem w obronie prezesa klubu. Przyznałem, że powiedziałem prezesowi, iż na jego miejscu ja bym ten mecz rozegrał. Ale dodałem wyraźnie: pod warunkiem, że mecz zostanie rozegrany zgodnie z wymogami prawa.
A tak nie było – i według sądu, i według prokuratury, i według policji. Bo okazało się, że na mecz przyszło ponad 200 osób.
Zarząd klubu, gdy decydował się na rozegranie meczu, nie wiedział, że gdzieś tam na "lewe" bilety, czy przeskakując przez płot, na stadion wejdzie jeszcze dodatkowo około 20 kibiców. Tych, którzy na stadionie znaleźli się bez ważnego biletu, powinna wyłapać policja.
To tak dokładnie policzono, że przekroczona została liczba 200 kibiców?
Tak. Byłem na tym meczu, widziałem ich działania i to było coś wyjątkowego. Policjanci, zamiast się zająć kibolami, którzy byli przed stadionem i próbowali wejść na lewe bilety, biegali z kamerami i nagrywali wszystkich, by móc policzyć kibiców. To wyglądało na ewidentną zemstę za to, że zarząd klubu nie wycofał się z rozegrania meczu, mimo takich oczekiwań policji.
Wie Pan cokolwiek o toku postępowania? Spodziewa się Pan wyroku jeszcze przed przyszłorocznymi wyborami samorządowymi?
Nic nie wiem i dlatego mówię żartem: "PiS strzela, Pan Bóg kule nosi". Jeśli los zdecyduje, że mam być wyeliminowany z życia publicznego, to trudno. Zrobiłem dużo w swoim życiu – 17 lat prowadziłem własną firmę, przez 15 lat "podnosiłem Polskę z ruiny".
Bo Nowa Sól to było miasto upadłe, a dziś jest miastem kwitnącym i jednym z najszybciej rozwijających się w kraju. Jestem dumny ze swoich osiągnięć, a mieszkańcy Nowej Soli są dumni ze swego miasta. Lecz jeśli trzeba będzie przenieść się na wieś i uprawiać marchewkę, to będę to robił.
Bez żalu? Co cztery lata głosowało na Pana ponad 80 proc. wyborców...
Nie jestem tchórzem i nie wystraszę się żadnej złej zmiany – określenia "dobra zmiana" nie używam. Ta zła zmiana teraz dąży do eliminacji wielu dobrych samorządowców, ale nie tylko. Ta zła zmiana zmierza do przejęcia w ogóle władzy w Polsce. Na wszystkich szczeblach. Na długo. I rzeczywiście – ten cel, o którym kiedyś mówił wicepremier Morawiecki, aby PiS rządził do 2031 roku – przy takich metodach jest możliwy do osiągnięcia.