Obietnica jest zawsze taka sama. Świeże, starannie wybrane i przygotowane produkty. Wszystko smaczne i przede wszystkim zdrowe. Rzeczywistość weryfikuje te wyobrażenia – to, co dostajemy w pudełkach, bardzo często (choć nie zawsze) jest po prostu niejadalne.
To, co we własnych ustach czuło od dawna wielu z nas, właśnie zweryfikował Sanepid. Choć może "potwierdził" to bardziej odpowiednie słowo, bo właśnie skontrolował na Mazowszu 40 dostawców najmodniejszej, a kosztującej średnio ponad 1000 złotych miesięcznie, diety pudełkowej. Jak pisaliśmy w naTemat, ustalenia jeżą włos na głowie.
W prawie co drugiej firmie wykryto naruszenia. A te są po prostu najróżniejsze: brudne sufity i podłogi, nieumyty sprzęt kuchenny do przygotowywania jedzenia, brak prawidłowej wentylacji, brak odzieży ochronnej dla pracowników, brak dopływu bieżącej wody do umywalek czy nawet takie kwiatki, jak brak skutecznego zabezpieczenia zakładu przed myszami i szczurami. Rzeczywiście, coś jest na rzeczy. Świadczą o tym komentarze w internecie:
Wciąż macie apetyt?
Efekt odchudzający gwarantowany
– Nie pamiętam już, ile razy się tym strułam – mówi mi o swoich doświadczeniach z dietą pudełkową Ewa. Obecnie jest diecie 1300 kcal i diecie makrobiotycznej. I jak wyjaśnia, dopiero teraz jest ze swojego cateringu zadowolona.
Wcześniej bywało co najmniej różnie. Dowód? To już szósta firma, z której korzysta. A z poprzednich bynajmniej nie zrezygnowała bez przyczyny. – Cena znaczy bardzo wiele. Tanie masówki cię zabiją – podkreśla.
Jedzenie, które w tym czasie dostawała, było nie tylko niedobre. To byłby jeszcze mały problem. Zdarzało się, że po prostu było zepsute. – Zepsutą zupę dostałam kilka razy. Zdarzało się, że przyjeżdżały takie napompowane pudełka. Jakby baterie się uwolniły. Raz zaryzykowałam i otworzyłam zupę meksykańską. Zjadłam pół łyżki. Gdybym wzięła do ust więcej, zapewne to by się źle skończyło – wspomina zniesmaczona.
– Ale na pewno wielu z tych cateringów spożywczych nie można odmówić działania odchudzającego. Przemiana materii niebezpiecznie przyspiesza po nieświeżym pudełeczku– kończy z przekąsem.
Raz na diecie, raz pod wozem
Rafał jest na "normalnej" diecie 2000 kcal. To jego kolejne podejście do pudełek. Bo raz je ma, raz ich nie ma. W osiągnięciu "pudełkowej stabilności" na pewno nie pomagają mu sami dostawcy.
Bo naciął się nie raz, a właśnie rozpoczął przygodę z piątym dostawcą. – Na razie jest nieźle. Normalne, dobre jedzenie. Ale to wcale nie jest takie oczywiste. Niektórzy po prostu przywożą syf, jest zwyczajnie niesmaczne – tłumaczy mi.
Twierdzi, że próbował cateringu od różnych dostawców. Nawet polecanych przez celebrytów. – To o niczym nie świadczy. Oni reklamują, a ja później mam rozwolnienie. Dostaję jakąś paciaję do jedzenia i ja za to płacę. Z rana chcesz coś normalnego zjeść, a przywożą ci zmielone coś – irytuje się.
Rafał przyznaje jednak, że dieta pudełkowa – o ile akurat ją stosuje – mimo wszystko przynosi mu pewne korzyści. – U mnie w domu zawsze było mało jedzenia, mało produktów spożywczych w ogóle. Często było tak, że śniadanie miałem od pana kanapki, który pojawiał się w biurze dopiero koło dziesiątej, jedenastej. Czasem i później – wspomina.
– Dieta dała mi pewien komfort jedzenia gotowych posiłków. Poczułem się dobrze, kiedy miałem paczkę pod drzwiami o godzinie dwudziestej trzeciej czy o piątej rano – kontynuuje.
Skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle? – Kiedy jadłem dwa miesiące bez przerwy, to rzeczywiście nawet schudłem. Ale jedzenie z pudełek bardzo często jest niedobre. Niesmaczne, źle przyprawione, a po wyjęciu z mikrofali to już w ogóle do niczego. Dlatego rezygnowałem, a potem wracałem, kiedy znowu przytyłem. Ale wtedy albo było niedobre, albo nieświeże. Z drugiej strony raz chciałem przedłużyć umowę, a dostawca upadł – twierdzi.
Pudełko nie musi być złe
Ale skoro Sanepid wykrył nieprawidłowości u połowy dostawców, to logiczne jest, że połowa powinna mieć jedzenie dobre. Takie doświadczenia ma Klaudia. Także jest na diecie makrobiotycznej, także 1300 kcal. Ale wcześniej wcale nie narzekała, bo to dopiero jej drugi dostawca. Przynajmniej za bardzo.
– U pierwszego dostawcy to były dobre jakościowo rzeczy, ale po prostu niesmaczne. Im się wydawało, że jeśli coś jest zdrowe, no to nie trzeba już doprawiać. I to był ból. To jedzenie czasami było niezjadliwe, niedoprawione. To w sumie jest powszechny problem. Albo nie dosalają, albo zapominają używać przypraw. Kiedy dostajesz papkę bez smaku, to jesz, ale tylko dlatego, że szkoda ci wyrzucić – opowiada.
– Teraz jest lepiej, a obecny catering bym stawiała jako wzór. Z ekologicznych produktów, doprawiony, smaczny. Dwa posiłki są ciepłe w termosach. Nikt nie wali o piątej rano do drzwi nad ranem i cały dzień nie odgrzewasz w mikrofali. Normalnie dostarczany jest ciepły posiłek do pracy – kontynuuje.
I jak tłumaczy, to, że ktoś źle reaguje na jedzenie w pudełku, nie oznacza od razu, że jest nieświeże – choć oczywiście może być. – To inny punkt widzenia, o którym ludzie nie wiedzą. Jak dostajesz dietę, to problemy żołądkowe są wynikiem tego, że zaczynasz dostarczać dobrych składników i jelita ci się oczyszczają – zwraca uwagę Klaudia.
Reklama.
Udostępnij: 132
Ewa
U jednego z dostawców zatrułam się pięć razy. Inna firma powinna się z kolei nazywać "ŻRYJ". Mniej więcej adekwatnie wyglądały jej dania. Tak były dawane. Jakaś stara paciaja, walnięty kawał kaszy, wszystko polane jakimś dziwnym czymś.
Rafał
Praktycznie nigdy nie było świeżych warzyw, tylko jakieś mrożone. Brukselki, marchewka, wszystko z paczek z zamrażarki. Rzadko która firma ma świeże, teraz mi się takie zdarzają. Innym razem nie dostałem pudełek, bo kierowca miał stłuczkę. Nikt inny mi ich nie dowiózł.
Klaudia
Trzeba wiedzieć, że to nie zawsze jest wynik tego, że jest niezdrowe, ale czasami może być też po prostu dobre. A niektórzy tylko poczują się gorzej i od razu rezygnują. To, że się źle czujesz, może być wynikiem tego, że twój organizm zaczyna działać na innych zasadach.