Rodzice i nauczyciele długo czekali na tę debatę w Sejmie. Pod wnioskiem o referendum zebrano prawie milion podpisów, ale w dzisiejszej rzeczywistości to przecież bez znaczenia. Nie licząc garstki posłów, PiS nie pojawił się w Sejmie. W przerażający sposób pokazał za to arogancję wobec tysięcy polskich rodziców. Ale gdyby chodziło o Elbanowskich... Scenariusz tej nocnej debaty na pewno byłby inny. Coraz więcej rodziców zadaje dziś zresztą pytanie: "Gdzie oni są? Gdzie są teraz Elbanowscy?"
Od ponad półtora roku nie ma w Polsce takich samych Polaków. Nie ma takich samych dzieci, bo przecież jedne dostały 500+, a drugie nie. Teraz zobaczyliśmy wyraźnie, że nie ma też takich samych rodziców.
Takiej arogancji, jak ta podczas ostatniej debaty w Sejmie, też dawno nie widzieliśmy. Tysiące rodziców miesiącami zbierało podpisy, próbowało rozmawiać, pokazać, jakie szkody reforma wywoła i jak bardzo będzie niszczycielska dla uczniów i polskiej edukacji. Nikt ich nie słuchał, ale dalej robili swoje. Walcząc przecież o swoje dzieci, tak jak kilka lat wcześniej o swoje dzieci walczyli państwo Elbanowscy. Dziś ulubieńcy Prawa i Sprawiedliwości.
Uścisnął dłoń z Tuskiem
Oni też pojawiali się w Sejmie. Zbierali podpisy i chętnie fotografowali się z wielkimi stosami podpisanych kartek. W 2013 roku Tomasz Elbanowski wszedł nawet z dzieckim pod pachą na mównicę, gdy przemawiał premier Donald Tusk. Nikt nie blokował mu wstępu do Sejmu, nie wspominając o mównicy. Co więcej obaj – choć prezentowali skrajne opinie na temat sześciolatków – uścisnęli sobie wtedy dłoń.
Dziś aż trudno sobie taką sytuację wyobrazić – żeby premier Beata Szydło uścisnęła dłoń rodziców walczących o cofnięcie reformy edukacji. Tym bardziej, że na debacie z rodzicami w ogóle jej nie było.
Przed nocną debatą część rodziców w ogóle miała problem z wejściem do Sejmu. Sala była prawie pusta. Na 235 posłów PiS pojawiło się tylko około 20. PiS w upokarzający sposób pokazał rodzicom, że ich trud nie ma dla nich najmniejszego znaczenia. I nikt się z nimi nie liczy.
Gdzie Rzecznik Praw Rodziców?
Ani na stronie Ministerstwa Edukacji Narodowej, ani na Facebooku resortu nawet nie ma wzmianki o sejmowej debacie w sprawie referendum nad reformą edukacji. Rodzice zebrali milion podpisów, ale dla ministerstwa najważniejszym wydarzeniem jest finał konkursu MEN "Wolontariusz Roku".
Wzmianki nie ma również na stronie i profilu Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców, które prowadzą państwo Elbanowscy. Przypomnijmy, że gdy w 2013 roku ich wniosek w sprawie sześciolatków przepadł w Sejmie, Tomasz Elbanowski bardzo chętnie rozmawiał z dziennikarzami.
– To, co widzieliśmy dziś, to było lekceważenie demokracji. Wszyscy my zostaliśmy dziś pozbawieni prawa wyboru. Prawa wyboru w referendum, prawa wyboru do sposobu edukacji naszych dzieci – tak mówił. To on cztery lata temu prezentował wniosek o referendum w sprawie sześciolatków. A dziś ruch Rodzice Przeciw Reformie Edukacji nie uzyskał na to zgody.
Gdzie są Tomasz Elbanowski i jego żona dzisiaj? Gdy takiego samego prawa pozbawia się innych rodziców? Gdzie jest małżeństwo, które stoi za Stowarzyszeniem Rzecznik Praw Rodziców? Bo na pewno nie jest to rzecznik wszystkich rodziców.
"Według PiS rodzicami są tylko P. Elbanowscy"
Bardzo źle Polacy odbierają tę ich nieobecność. Na Elbanowskich nie zostawiają dziś suchej nitki. Po nocnej debacie w Sejmie była minister edukacji Krystyna Szumilas pisze na Twitterze wprost, że gdyby nie państwo Elbanowscy, dziś nie byłoby problemu. "Według PiS rodzicami są tylko P. Elbanowscy, reszta to "gorszy sort"" – podsumowuje. Wielu rodziców właśnie tak się dzisiaj czuje.
"Dawni zagorzali przeciwnicy referendum, politycy Platformy"
Tomasz Elbanowski sam zresztą dolał oliwy do ognia i pokazał, co – jako rodzic – myśli o innych. Na początku czerwca, na łamach "Rzeczpospolitej", dokonał dogłębnej analizy tego, kim są protestujący przeciwko reformie edukacji rodzice. "Dawni zagorzali przeciwnicy referendum, politycy Platformy i działacze związkowi, ze swoimi podkradzionymi hasłami o "woli rodziców" i "wolnym wyborze" są dziś śmieszni" – napisał.
To oburzające – i obrażające – słowa dla tych wszystkich, którzy mają w nosie politykę, a złożyli podpisy pod wnioskiem, walcząc o dobro swoich dzieci.
On, ojciec siódemki dzieci, zareagował w ten sposób na artykuł Michała Szułdrzyńskiego, w którym dziennikarz pisał, że PiS "słucha rodziców, ale pod warunkiem, że są to rodzice Elbanowscy".
Bardzo wielu Polaków dokładnie tak to dzisiaj odbiera. Bez względu na to, czy rodzice, czy nauczyciele, bo przecież jedno nie wyklucza drugiego. I będą tak odbierać nadal. Chyba, że PiS przynajmniej zgodzi się na referendum.
"Kim więc są w debacie publicznej „rodzice"? Czy są nimi działacze partii opozycyjnych lub związków zawodowych zrzeszających nauczycieli, którzy zebrali niemal wszystkie podpisy pod najnowszym wnioskiem o referendum? Oczywiście przewodniczący Schetyna, Broniarz czy Petru z pewnością są ojcami, a pani Kopacz zapewne jest matką. Jednak słowo „rodzice" nie jest pierwszym, które kojarzy się z ich postaciami. No, chyba że ich dzieciom. Temu, że PiS nie słucha mamy Kopacz czy taty Petru, naprawdę trudno się dziwić". Czytaj więcej