
Oni też pojawiali się w Sejmie. Zbierali podpisy i chętnie fotografowali się z wielkimi stosami podpisanych kartek. W 2013 roku Tomasz Elbanowski wszedł nawet z dzieckim pod pachą na mównicę, gdy przemawiał premier Donald Tusk. Nikt nie blokował mu wstępu do Sejmu, nie wspominając o mównicy. Co więcej obaj – choć prezentowali skrajne opinie na temat sześciolatków – uścisnęli sobie wtedy dłoń.
Ani na stronie Ministerstwa Edukacji Narodowej, ani na Facebooku resortu nawet nie ma wzmianki o sejmowej debacie w sprawie referendum nad reformą edukacji. Rodzice zebrali milion podpisów, ale dla ministerstwa najważniejszym wydarzeniem jest finał konkursu MEN "Wolontariusz Roku".
Bardzo źle Polacy odbierają tę ich nieobecność. Na Elbanowskich nie zostawiają dziś suchej nitki. Po nocnej debacie w Sejmie była minister edukacji Krystyna Szumilas pisze na Twitterze wprost, że gdyby nie państwo Elbanowscy, dziś nie byłoby problemu. "Według PiS rodzicami są tylko P. Elbanowscy, reszta to "gorszy sort"" – podsumowuje. Wielu rodziców właśnie tak się dzisiaj czuje.
Tomasz Elbanowski sam zresztą dolał oliwy do ognia i pokazał, co – jako rodzic – myśli o innych. Na początku czerwca, na łamach "Rzeczpospolitej", dokonał dogłębnej analizy tego, kim są protestujący przeciwko reformie edukacji rodzice. "Dawni zagorzali przeciwnicy referendum, politycy Platformy i działacze związkowi, ze swoimi podkradzionymi hasłami o "woli rodziców" i "wolnym wyborze" są dziś śmieszni" – napisał.
"Kim więc są w debacie publicznej „rodzice"? Czy są nimi działacze partii opozycyjnych lub związków zawodowych zrzeszających nauczycieli, którzy zebrali niemal wszystkie podpisy pod najnowszym wnioskiem o referendum? Oczywiście przewodniczący Schetyna, Broniarz czy Petru z pewnością są ojcami, a pani Kopacz zapewne jest matką. Jednak słowo „rodzice" nie jest pierwszym, które kojarzy się z ich postaciami. No, chyba że ich dzieciom. Temu, że PiS nie słucha mamy Kopacz czy taty Petru, naprawdę trudno się dziwić". Czytaj więcej