Mecz trwa 90 minut. Czasami, jak jest dogrywka, nawet trochę dłużej. Ty jesteś komentatorem sportowym i przez cały czas musisz opisywać co dzieje się na murawie. Przeciętny Kowalski czy Nowak myśli, że od piłkarza masz łatwiej. Bo wchodzisz na antenę, komentujesz a potem do domu. Ale to nie jest prawda. Moi rozmówcy przekonują, że pod płaszczyzną łatwego i przyjemnego zawodu kryje się ostra, ale i rozwijająca harówka.
Ciekawą historię słyszałem kiedyś o Mateuszu Borku. Wieczorem miał komentować mecz Pucharu Narodów Afryki, bodaj w Eurosporcie. Wcześniej tego samego dnia był w redakcji "Przeglądu Sportowego", z którym wtedy współpracował. Siedział przyklejony do słuchawki. Jak się okazało, dzwonił po ambasadach państw, które miały się mierzyć. Stwierdził, że żaden z niego profesjonalny komentator, jeśli nie będzie umiał odpowiednio wymówić nazwisk biegających po boisku piłkarzy.
Prawidłowa wymowa plus normalna polszczyzna
- Tak, przyznaję, robiłem takie coś. Ale wydaje mi się, że dzisiaj już nie ma większej potrzeby dzwonienia po ambasadach państw afrykańskich - mówi dziś Borek w rozmowie z naTemat, po czym dodaje - W tym regionie ważny jest klucz językowy, wszystko zależy od tego w jakim języku, w jakim kraju się mówi. Tutaj francuski, tutaj angielski, wiadomo na przykład, że Angola to język portugalski i tak właśnie trzeba nazwiska piłkarzy wymawiać. Generalnie warto się do takich rzeczy przykładać, bo komentator to człowiek, który musi przede wszystkim szanować kibica.
Wideoczat z Mateuszem Borkiem, który mówi o pracy komentatora:
Borek zwraca też uwagę na to, że z wymową nie można przesadzać, bo efekt może być wtedy odwrotny od zamierzonego. - Lepiej jest powiedzieć tak po prostu Cristiano Ronaldo czy Frank Ribery, niż silić się na jakieś "Khisztianu Chunaldu" (celowo tak napisane - red.) czy używać tego francuskiego "r". Generalnie takie optimum to inteligentne połączenie prawidłowej wymowy z normalną polszczyzną - analizuje komentator Polsatu.
Jednym łatwiej, drugim trudniej
On ostatnio miał nieco łatwiej, bo pracuje w telewizji, która do teraz miała prawa na pokazywanie spotkań Ligi Mistrzów. Wtedy komentator może sobie ściągnąć tzw. "press kit" - pakiet informacji, liczący z reguły około 80 stron, udostępniany przez UEFĘ. Takiego szczęścia nie ma Bartłomiej Rabij, pracownik Sportklubu, który specjalizuje się w relacjonowaniu meczów Pucharu Hiszpanii oraz lig południowoamerykańskich.
- UEFA daje dziennikarzom furę materiałów i jeżeli taki ktoś jest nieprzygotowany do meczu, to sorry, ale ja tego nie jestem w stanie zrozumieć. Ja w swojej pracy robię wszystko sam, od A do Z. Zdobywam wiadomości, bardzo dużo czytam, do tego oglądam mecze. Około piętnastu tygodniowo. Do tego zajawiam poszczególne mecze na stronie, piszę teksty na bloga. Trochę tego jest. Często słyszę, że jakiś gość w wielkiej telewizji świetnie wypada na antenie. Szczerze? Nie da się tego porównać - przekonuje mnie Rabij.
Mówi też o pewnej ciekawej zależności. Takiej mianowicie, że im lepsze zespoły ze sobą grają, tym krócej się do takiego komentarza musi przygotować. - Załóżmy, że w Pucharze Hiszpanii jest mecz Barcelony z Valencią. Dwa mocne zespoły, do tego dwa, które bardzo lubię i regularnie śledzę ich losy. Przygotowanie się do takiego meczu nie zajęłoby dużo czasu. Ale już jakby grało Getafe z Espanyolem, byłoby zgoła inaczej. Masa pracy, co najmniej parę godzin. To pewnie tak jak z tobą, wiesz. Jak ktoś zamawia u ciebie artykuł, piszesz go szybko i dobrze. Ale już jakby ktoś chciał od ciebie dostać analizę socjologiczną, to też byś pewnie jakoś to zrobił, ale zajęłoby ci to trzy razy więcej czasu - słyszę od Rabija w słuchawce.
Odpoczynek, posiłek, koncentracja
"Press kitów" nie używają też w Canal Plus. Dlatego, że takich materiałów dla mediów nie tworzy się dla spotkań ligi angielskiej, hiszpańskiej czy francuskiej. Tę ostatnią komentuje na bieżąco Tomasz Smokowski. - Jak się przygotowuję do meczu? Z jednej strony trzeba być na bieżąco z wydarzeniami. Mam u siebie dostęp do dwóch najważniejszych tamtejszych gazet: "France Football" oraz "L'Equipe". Z drugiej, w dniu meczu przygotowuję się już pod konkretne zespoły, które będą się mierzyć, trwa to zazwyczaj koło dwóch godzin - mówi mi Smokowski, który w Canal Plus jest również szefem redakcji sportowej.
Borek jest z kolei piłkarskim maniakiem. Wychodzi z założenia, że komentator musi żyć piłką nożną przez 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. - Przed samym meczem raczej nie śledzę stron internetowych. Wolę zadzwonić do dwóch znajomych osób, które o meczu powiedzą mi coś więcej niż napiszą media. Przekażą ciekawostki, spojrzą na wszystko nieco innym okiem, zauważą coś więcej - tłumaczy w rozmowie z naTemat. Dodaje też, że bardzo ważne jest to, by komentator był wypoczęty i skoncentrowany. - Dzień przed meczem trzeba się wyspać a potem żyć higienicznie. Odpowiedni sen, pobudka, śniadanie, jakiś spacer, szukanie gdzieś koncentracji, myślenie o tym co będzie - wymienia. Zupełnie jak piłkarze w dniu meczu, prawda?
Zabawny film z komentarzem Mateusza Borka:
Improwizacja przygotowana
Sprawozdawcy są różni. Jedni już przed meczem jakoś przygotowują sobie wstęp, słowa, od których zaczną. Inni stawiają na totalną improwizację. Smokowskiemu bliżej jest do pierwszej z tych grup. - Nie będę ukrywał, że najlepsza improwizacja to improwizacja przygotowana. Ja wychodzę z założenia, że pierwsze słowa są bardzo istotne, bo widza trzeba przyszpilić, sprawić, by nie przełączył programu. Dlatego na kartce piszę sobie zawsze coś, w formie równoważników zdań. Coś co będzie ciekawym początkiem a nie taką "La sztampą" - opowiada Smokowski.
- Kuba, powiedz mi, co ci komentatorzy mają napisane na tych kartkach przed sobą? Zawsze mnie to intrygowało - spytała mnie niedawno koleżanka, szefowa działu kultura i styl. Rabij wstęp wali z głowy, a zakończenia nie potrzebuje, bo ono może nastąpić w studiu. Przed nim na stole leżą spisane na kartce główne założenia statystyczne i pewne fakty, których przytoczenie może się przydać, gdy nastąpi przerwa w grze. - Piszę sobie na przykład, że dzisiaj urodziny obchodzi John Terry. Albo że jakiś gość gra dziś mecz numer 100. Albo że komuś właśnie urodziło się dziecko. Tego typu rzeczy - tłumaczy komentator Sportklubu.
Dla Borka z kolei ważniejsze od spoglądania na notatki jest obserwowanie tego, co dzieje się na boisku. - Wychodzę z założenia, że w każdej chwili coś bardzo ważnego może się stać. I że często w ostatniej chwili dzieje się to, co najciekawsze. A ja muszę to zaobserwować - mówi.
Kiedyś dwadzieścia kartek, dzisiaj ... jedna
Podobnie jak piłkarze, komentatorzy także potrzebują lat, by nabrać doświadczenia. Smokowski debiutował na antenie, komentując mecz o nieistniejący już Puchar Intertoto, pomiędzy Górnikiem Zabrze, a niemieckim Karlsruhe. - Jezu, ile ja się do niego przygotowywałem, chyba trwało to z tydzień. Pamiętam, że przede mną leżało z 20 zapisanych drobnym maczkiem kartek A4. I wie pan co? Prawie w ogóle ich nie wykorzystałem.
- Dziś ile pan ma kartek przed sobą? Z pięć? - pytam.
- Gdzie tam. Jedną.
Janusz Basałaj rozmawia z Tomaszem Smokowskim:
Wielu początkujących komentatorów myśli, że ich praca to wyścig, w którym udział bierze dwóch zawodników. On, sprawozdawca, i wikipedia. - A przecież to nie są żadne zawody pod hasłem "kto wie najwięcej". Choć przyznaję, że ja, jak zaczynałem, miałem trochę takie ciągoty. Pamiętam jak podszedł do mnie mój ówczesny szef i zwrócił uwagę, że przygotowuję za dużo informacji, że ich jest natłok. Że jestem zbyt dużym gadułą. Dziś widzę, że wtedy miał rację. Ale gadulstwo jeszcze mi trochę zostało - śmieje się Rabij.
Na koniec Rabij chce się jeszcze podzielić jedną refleksją. Mówi, że wzorem dla Polaków powinni być komentatorzy z Brazylii. Wyluzowani, pozbawieni wszelkiego zadęcia, ubrani w polo. - Jak widzę dziś w Polsce komentatora, to najczęściej ma na sobie elegancki garnitur i sili się na mówienie jak najbardziej poprawną polszczyzną. Zupełnie jakby był językoznawcą i nazywał się Andrzej Markowski. A tu przecież zupełnie nie o to chodzi.
Lepiej jest powiedzieć tak po prostu Cristiano Ronaldo czy Frank Ribery, niż silić się na jakieś "Khisztianu Chunaldu" (celowo tak napisane - red.) czy używać tego francuskiego "r". Generalnie takie optimum to inteligentne połączenie prawidłowej wymowy z normalną polszczyzną.
Mateusz Borek
o tym co robi przed meczem:
Przed samym meczem raczej nie śledzę stron internetowych. Wolę zadzwonić do dwóch znajomych osób, które o meczu powiedzą mi coś więcej niż napiszą media. Przekażą ciekawostki, spojrzą na wszystko nieco innym okiem, zauważą coś więcej.
Tomasz Smokowski (Canal Plus)
o tym czy warto improwizować:
Nie będę ukrywał, że najlepsza improwizacja to improwizacja przygotowana. Ja wychodzę z założenia, że pierwsze słowa są bardzo istotne, bo widza trzeba przyszpilić, sprawić, by nie przełączył programu. Dlatego na kartce piszę sobie zawsze coś, w formie równoważników zdań. Coś co będzie ciekawym początkiem a nie taką "La sztampą".