
- Tak, przyznaję, robiłem takie coś. Ale wydaje mi się, że dzisiaj już nie ma większej potrzeby dzwonienia po ambasadach państw afrykańskich - mówi dziś Borek w rozmowie z naTemat, po czym dodaje - W tym regionie ważny jest klucz językowy, wszystko zależy od tego w jakim języku, w jakim kraju się mówi. Tutaj francuski, tutaj angielski, wiadomo na przykład, że Angola to język portugalski i tak właśnie trzeba nazwiska piłkarzy wymawiać. Generalnie warto się do takich rzeczy przykładać, bo komentator to człowiek, który musi przede wszystkim szanować kibica.
Borek zwraca też uwagę na to, że z wymową nie można przesadzać, bo efekt może być wtedy odwrotny od zamierzonego. - Lepiej jest powiedzieć tak po prostu Cristiano Ronaldo czy Frank Ribery, niż silić się na jakieś "Khisztianu Chunaldu" (celowo tak napisane - red.) czy używać tego francuskiego "r". Generalnie takie optimum to inteligentne połączenie prawidłowej wymowy z normalną polszczyzną - analizuje komentator Polsatu.
Lepiej jest powiedzieć tak po prostu Cristiano Ronaldo czy Frank Ribery, niż silić się na jakieś "Khisztianu Chunaldu" (celowo tak napisane - red.) czy używać tego francuskiego "r". Generalnie takie optimum to inteligentne połączenie prawidłowej wymowy z normalną polszczyzną.
Jednym łatwiej, drugim trudniej
On ostatnio miał nieco łatwiej, bo pracuje w telewizji, która do teraz miała prawa na pokazywanie spotkań Ligi Mistrzów. Wtedy komentator może sobie ściągnąć tzw. "press kit" - pakiet informacji, liczący z reguły około 80 stron, udostępniany przez UEFĘ. Takiego szczęścia nie ma Bartłomiej Rabij, pracownik Sportklubu, który specjalizuje się w relacjonowaniu meczów Pucharu Hiszpanii oraz lig południowoamerykańskich.
"Press kitów" nie używają też w Canal Plus. Dlatego, że takich materiałów dla mediów nie tworzy się dla spotkań ligi angielskiej, hiszpańskiej czy francuskiej. Tę ostatnią komentuje na bieżąco Tomasz Smokowski. - Jak się przygotowuję do meczu? Z jednej strony trzeba być na bieżąco z wydarzeniami. Mam u siebie dostęp do dwóch najważniejszych tamtejszych gazet: "France Football" oraz "L'Equipe". Z drugiej, w dniu meczu przygotowuję się już pod konkretne zespoły, które będą się mierzyć, trwa to zazwyczaj koło dwóch godzin - mówi mi Smokowski, który w Canal Plus jest również szefem redakcji sportowej.
Przed samym meczem raczej nie śledzę stron internetowych. Wolę zadzwonić do dwóch znajomych osób, które o meczu powiedzą mi coś więcej niż napiszą media. Przekażą ciekawostki, spojrzą na wszystko nieco innym okiem, zauważą coś więcej.
Borek jest z kolei piłkarskim maniakiem. Wychodzi z założenia, że komentator musi żyć piłką nożną przez 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. - Przed samym meczem raczej nie śledzę stron internetowych. Wolę zadzwonić do dwóch znajomych osób, które o meczu powiedzą mi coś więcej niż napiszą media. Przekażą ciekawostki, spojrzą na wszystko nieco innym okiem, zauważą coś więcej - tłumaczy w rozmowie z naTemat. Dodaje też, że bardzo ważne jest to, by komentator był wypoczęty i skoncentrowany. - Dzień przed meczem trzeba się wyspać a potem żyć higienicznie. Odpowiedni sen, pobudka, śniadanie, jakiś spacer, szukanie gdzieś koncentracji, myślenie o tym co będzie - wymienia. Zupełnie jak piłkarze w dniu meczu, prawda?
Improwizacja przygotowana
Sprawozdawcy są różni. Jedni już przed meczem jakoś przygotowują sobie wstęp, słowa, od których zaczną. Inni stawiają na totalną improwizację. Smokowskiemu bliżej jest do pierwszej z tych grup. - Nie będę ukrywał, że najlepsza improwizacja to improwizacja przygotowana. Ja wychodzę z założenia, że pierwsze słowa są bardzo istotne, bo widza trzeba przyszpilić, sprawić, by nie przełączył programu. Dlatego na kartce piszę sobie zawsze coś, w formie równoważników zdań. Coś co będzie ciekawym początkiem a nie taką "La sztampą" - opowiada Smokowski.
Nie będę ukrywał, że najlepsza improwizacja to improwizacja przygotowana. Ja wychodzę z założenia, że pierwsze słowa są bardzo istotne, bo widza trzeba przyszpilić, sprawić, by nie przełączył programu. Dlatego na kartce piszę sobie zawsze coś, w formie równoważników zdań. Coś co będzie ciekawym początkiem a nie taką "La sztampą".
- Kuba, powiedz mi, co ci komentatorzy mają napisane na tych kartkach przed sobą? Zawsze mnie to intrygowało - spytała mnie niedawno koleżanka, szefowa działu kultura i styl. Rabij wstęp wali z głowy, a zakończenia nie potrzebuje, bo ono może nastąpić w studiu. Przed nim na stole leżą spisane na kartce główne założenia statystyczne i pewne fakty, których przytoczenie może się przydać, gdy nastąpi przerwa w grze. - Piszę sobie na przykład, że dzisiaj urodziny obchodzi John Terry. Albo że jakiś gość gra dziś mecz numer 100. Albo że komuś właśnie urodziło się dziecko. Tego typu rzeczy - tłumaczy komentator Sportklubu.
Podobnie jak piłkarze, komentatorzy także potrzebują lat, by nabrać doświadczenia. Smokowski debiutował na antenie, komentując mecz o nieistniejący już Puchar Intertoto, pomiędzy Górnikiem Zabrze, a niemieckim Karlsruhe. - Jezu, ile ja się do niego przygotowywałem, chyba trwało to z tydzień. Pamiętam, że przede mną leżało z 20 zapisanych drobnym maczkiem kartek A4. I wie pan co? Prawie w ogóle ich nie wykorzystałem.
- Gdzie tam. Jedną.
Wielu początkujących komentatorów myśli, że ich praca to wyścig, w którym udział bierze dwóch zawodników. On, sprawozdawca, i wikipedia. - A przecież to nie są żadne zawody pod hasłem "kto wie najwięcej". Choć przyznaję, że ja, jak zaczynałem, miałem trochę takie ciągoty. Pamiętam jak podszedł do mnie mój ówczesny szef i zwrócił uwagę, że przygotowuję za dużo informacji, że ich jest natłok. Że jestem zbyt dużym gadułą. Dziś widzę, że wtedy miał rację. Ale gadulstwo jeszcze mi trochę zostało - śmieje się Rabij.