Miasteczko namiotowe na placu Krasińskich stało przez niemal rok i nikt się zbytnio nim nie interesował. Do minionej nocy. Zostało zlikwidowane przez policję na prośbę miasta. Okoliczności "uprzątnięcia" terenu są co najmniej bulwersujące, bo protestujący stawili opór. A to może być dopiero początek podobnych akcji. Jutro w Warszawie będzie przemawiał prezydent USA Donald Trump.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Adam Słomka, który został ostatni na placu boju, tak relacjonuje całą policyjną akcję: – Dali nam minutę na usunięcie miasteczka i przystąpili do szturmu. Było ich kilkuset, zablokowali całe centrum. Ruszyli na nas z siekierami, maczetami, łomami – jak szarańcza. Kompletnie rozbili miasteczko w pył, zerwali nawet plakat z Donaldem Trumpem! – opowiada Słomka. Ponad 3 godziny trwało "zdobycie" "wozu Drzymały" - siedziby protestujących.
– Na koniec policjanci weszli po drabinach na przyczepkę z której przemawiałem, popchnęli mnie i zrzucili jak worek kartofli. Na ziemi stali inni funkcjonariusze, którzy próbowali mnie łapać, ale przecież nie byli w stanie złapać człowieka z wysokości kilku metrów. Upadłem na ziemię, na szczęście na trawę, i na chwilę straciłem przytomność. Trafiłem do dwóch szpitali. Mam potłuczone żebra – tłumaczy Adam Słomka. Filmik z całej akcji znajdziecie poniżej.
Ze strony policji wygląda to trochę inaczej. Rzecznik Komendanta Stołecznego Policji podkom. Sylwester Marczak zapewnia, że wywożenie przyczep i namiotów ciężarówkami przebiegało spokojnie. W pewnym momencie miasto poprosiło o pomoc. – Kiedy sześcioro osób nie chciało opuścić placu, zainterweniował zespół antykonfliktowy. Część osób została wyprowadzona przez policję, ale na przyczepie pozostał jeden mężczyzna. Mediacje nie przyniosły skutku więc został zniesiony z tego pojazdu, za ręce, nogi – zgodnie z jego godnością. Zadbaliśmy, by nikomu nic się nie stało, dwóch policjantów asekurowało wszystko na dole. Nie było sytuacji, że mężczyzna został zrzucony z pojazdu. Po wszystkim poprosił o wezwanie karetki, bo źle się poczuł. Zabrało go pogotowie i z tego co wiem ok. godziny 5 opuścił szpital.
To było do przewidzenia
Miasteczko namiotowe przed Sadem Najwyższych stało niemal rok. Protestujący z hasłem "Zamknąć Michnika – Uwolnić Miernika" domagali się m.in. uwolnienia Zygmunta Miernika, skazanego za rzucenie tortem w sędzię w czasie procesu Czesława Kiszczaka. Adam Słomka z KNP Niezłomni znany jest w Polsce z wszczynania burd. Raz w Sądzie Najwyższym było o krok o tragedii – jeden z protestujących próbował wyciągnąć policjantowi z kabury pistolet. Na szczęście mundurowy w porę chwycił za broń.
Miasteczka z protestującymi to chleb powszedni w USA. Przed Białym Domem stoją tam cały czas. Jak zapewniał Słomka – strona amerykańska, która też odwiedzała namioty na placu Krasińskich nie miała nic przeciwko. Rządzący w Polsce patrząc na historię protestujących, w obawie przed skandalem, postanowili je jednak usunąć – Można powiedzieć, że mamy do czynienia z terenem priorytetowym w kontekście wizyty prezydenta Trumpa. Jutro ma tam występować – tłumaczy podkom. Sylwester Marczak. Jednak i tak miasteczko było w tym miejscu... nielegalnie. Protestujący nie dostali zgody Zarządu Dróg Miejskich na rozstawienie tam swojego obozowiska. Więc biuro bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego poprosiło o pomoc policję.
– Gdy przyszedł do nas przedstawiciel Hanny Gronkiewicz-Waltz powiedział, że właśnie stała się prawomocna decyzja likwidacji miasteczka. Wydana została 6 dni temu. Jednak jest tydzień na złożenie zażalenia. Wysłałem je wczoraj – mówi Adam Słomka – Nawet 2 dni temu szef MSWiA Mariusz Błaszczak zaproponował byśmy się na jeden dzień przesunęli. Jednak w nocy przeprowadzili na nas szturm niczym ZOMO.
Sylwester Marczak z policji mówił nam, że póki co w Warszawie nie było innych incydentów w związku z przyjazdem Trumpa do Polski. Słomka za to zapowiedział, że nocna akcja tylko ich "rozochociła" i szykują kolejne.