
– Muszyński ma etykietkę sędziego wybranego jako dublera. No więc to jest podstawowy zarzut, który zawsze będzie dawał o sobie znać. Poza tym w okresie kiedy pełnił swoją funkcję szczególnego pomocnika pani Przyłębskiej w sposób wyjątkowo nietaktowny traktował pana wiceprezesa Biernata – mówi nam były prezes TK Jerzy Stępień. Zaznacza, że sędzia Muszyński łączy dwie funkcje: wiceprezesa i szefa biura TK.
Z PiS
53-letni sędzia Muszyński na stanowisku wiceprezesa TK zastąpił Stanisława Biernata. Miał silne wsparcie ze strony PiS. Z tą partią związany jest od wielu lat. I to tej partii zawdzięcza wiele ciepłych posadek. Był m.in. pełnomocnikiem do spraw stosunków Polski z Niemcami za czasów, kiedy ministrem spraw zagranicznych była Anna Fotyga. W październiku 2015 roku prezydent Andrzej Duda powołał go w skład Narodowej Rady Rozwoju. Również z rekomendacji PiS został członkiem, a następnie zastępcą przewodniczącego Trybunału Stanu.
Z niejasną przeszłością
Nowy wiceprezes Trybunału Konstytucyjnego jest prawnikiem, doktorem habilitowanym nauk prawnych. Absolwent Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, który specjalizuje się w prawie międzynarodowym publicznym, europejskim, a także w stosunkach polsko-niemieckich. Był m.in. pracownikiem MSZ i kierował działem prawnym Ambasady RP w Belinie.
"Gazeta Wyborcza" szeroko opisała niejasną przeszłość sędziego Muszyńskiego. Według anonimowych informatorów gazety, Muszyński po studiach prawniczych w 1993 roku miał zostać przyjęty do UOP-u i wysłany na szkolenie w Ośrodku Kształcenia Wywiadu w Kiejkutach Starych. Potem – według informacji "GW" – miał przez rok pracować w warszawskiej centrali UOP.
Luki w życiorysie to właściwie wydaje się pewne, że miał pewien epizod. I znowu, praca dla wywiadu wolnego państwa nie jest niczym nagannym. Wszystko zależy od tego, co później z ta pracą się robi i czy można swoje doświadczenia wykorzystać. Nikogo z funkcjonariuszy nie będę ganił, jeżeli pracowali dla demokratycznego państwa polskiego. Natomiast w późniejszym doświadczeniu zawodowym może się pojawić kłopot, zwłaszcza jeśli jest to ukrywane. Inaczej byłoby, gdyby to było ujawnione.
Bez autorytetu
– Jego aktywność w sieciach społecznościowych świadczy po prostu o człowieku. To nie ma wpływu na jego formalne kwalifikacje zawodowe. Kwalifikacje do bycia sędzią Trybunału Konstytucyjnego ma. Innych wymogów, jeśli chodzi o prezesa czy wiceprezesa, nie ma – ocenia dr Ryszard Balicki, konstytucjonalista z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Zawsze ciężko ocenić, czy osoba jest kompetentna. Ani Konstytucja, ani ustawa nie precyzują tego. To była ocena tej doskonałości zawodowej, którą musieli zrealizować posłowie. Z punktu widzenia formalnego: wszelkie kwalifikacje ma, jest doktorem habilitowanym nauk prawnych, zajmował się prawem międzynarodowym.
Oczywiście, ta poprzeczka w tym tzw. "TK" jest bardzo nisko. Mamy tam przecież: pirata drogowego, adwokata, który naciągał klientów, pani prezes TK nie nadawała się do bycia dalej sędzią i jeszcze parę lat temu miała negatywne opinie. Więc on nie odbiega od tej złej normy, która tam jest. Autorytet "Trybunału" leży tak nisko, że nie dziwi mnie, że hejter internetowy może zostać wiceprezesem. To pokazuje skalę upadku wszelkich standardów.
Ta nominacja dowodzi, że obóz rządzący postanowił zniszczyć Trybunał Konstytucyjny. Posyłani są tam ludzie, którzy albo nie mają kompetencji moralnych, albo zatajają pewne ciemne strony ich życiorysów. To wszystko jest niezmiennie smutne. Moim zdaniem to dowodzi, że chodzi o zniszczenie sądownictwa konstytucyjnego. Rządzący uważają się za czynnik stojący ponad prawem. To się nie mieści w ich koncepcji sprawowania władzy. Bo trybunał oznaczałby możliwość dezawuowania niektórych decyzji rządzącego. A przecież rządzący definiują się jako bezpośredni pełnomocnik suwerena. A suwerenowi podobno można wszystko.