Wielki silnik, wielkie opony, wielkie nadwozie i wielkie ego właściciela. W Toyocie Land Cruiser wszystko jest największe. Jednocześnie to samochód do bólu praktyczny, który jednak przede wszystkim daje kierowcy nieograniczone możliwości.
Szybko zleciało. Mało kto pamięta, że Land Cruiser jest z nami już od wielu, wielu lat. Japończycy za stworzenie auta terenowego dla wojska zabrali się jeszcze w trakcie II wojny światowej.
W międzyczasie doczekaliśmy się kilku generacji auta, które stało się symbolem niezawodności. Oglądaliście serial "Narcos"? Kolumbijskie kartele uwielbiały Land Cruisera. Auto upodobało sobie także... Państwo Islamskie. To oczywiście "dziedzictwo", z którym Toyota zapewne nie chciałaby mieć nic wspólnego, ale cóż - i jedni, i drudzy po prostu wybierali to, co najlepsze.
Testowany Land Cruiser to dziesiąta generacja auta, o oznaczeniu J150. Co ciekawe, w sprzedaży jest też jedenasta generacja, J200. Jest ona jednak przeznaczona na inne rynki, w Polsce przez jakiś czas była jedynie dostępna w limitowanej edycji.
Pierwsze, co się rzuca w oczy, to oczywiście... wielkość auta. Land Cruiser jest naprawdę potężny. Około 4,8 metra długości i ponad 1,8 metra wysokości. Ten samochód jest wyższy od większości Polaków. Do tego ponad dwie tony masy własnej i gigantyczny zbiornik paliwa. Samochód bez żadnych przeróbek przejeżdża przez wodę o głębokości 70 cm.
Auto z zewnątrz... może się podobać. Masywny grill, duże światła, gigantyczny prześwit, charakterystyczny, pudełkowaty kształt. Toyota Land Cruiser wygląda jak prawdziwa terenówka, którą zresztą jest. Front auta być może jest nieco "azjatycki" (wersja J200 jest jednak ładniejsza, bardziej "amerykańska"), ale to kwestia gustu. Land Cruiserem na pewno nie jest wstyd pokazać się na ulicy.
Środek to z kolei czysty luksus. Ale luksus przywodzący przełom XX i XXI wieku. Co w sumie nie dziwi, bo Toyota Land Cruiser to auto zakorzenione jeszcze w poprzedniej dekadzie. J150 jest produkowany od 2009 roku, w międzyczasie Toyota zdecydowała się na lifting, który dostosował auto do współczesnych realiów.
Dlatego obserwujemy dość dziwny miks. Z jednej strony - wyświetlacz dotykowy pokazujący widok z kamer zamontowanych dookoła auta oraz mnogość systemów bezpieczeństwa (choć w Land Cruiserze twoją gwarancją bezpieczeństwa jest przede wszystkim rozmiar auta). Ale z drugiej - dużo tandetnych plastików w dziwnym żółtym kolorze (mojej dziewczynie od razu skojarzył się ten kolor z amerykańskimi autami sprzed lat).
Na szczęście tych miłych akcentów jest dużo więcej. Świetne skórzane fotele, duża ilość drewna (i to grubego, a nie jakichś sklejek), lodówka w podłokietniku, czy... odtwarzacz blu-ray i ekran LCD zamontowany w podsufitce. W sam raz do oglądania filmów z tylnej kanapy, na której oczywiście jest nieprawdopodobnie dużo miejsca. Już z przodu jest wygodnie, ale z tyłu to zupełnie inna liga.
Koniec końców chodzi jednak o jazdę. Inżynierowie z Toyoty zadbali o to, żeby Land Cruiser był potężny i... niezawodny. W testowanej wersji zastosowany został czterolitrowy silnik wolnossący V6. Efekt to 280 koni mechanicznych. Żadnych turbin, żadnych kompresorów. Czysta, "surowa" moc. Efekt jest porażający. Po pierwsze, ten kolos świetnie wyrywa się do przodu na światłach – do setki rozpędza się poniżej dziewięciu sekund. Po drugie, doskonale radzi sobie w terenie. Przecież nie chcecie walczyć z turbodziurą, kiedy podjeżdżacie kamienistą drogą.
Bo właśnie na bezdrożach czai się dusza Land Cruisera, co oczywiście nie jest żadnym odkryciem. Kiedy inne auta, nawet te uterenowione, poddają się, Land Cruiser po prostu jedzie. Wielka moc pomaga mu pokonywać nawet najtrudniejszy teren, choć oczywiście to tylko połowa sukcesu. Są przecież auta znacznie mocniejsze, które nie ruszą na piachu z miejsca. Land Cruiser jeździ z łatwością w terenie dzięki zaawansowanemu napędowi 4x4.
Land Cruiser klucz do sukcesu bierze z tradycji. Toyota nie kombinowała. Napęd na obie osie jest stały, kierowca ma pod ręką blokadę tylnego i centralnego dyferencjału oraz skrzynię redukcyjną. Tych, którzy jednak nie zjedli zębów zdobywając tajgę, wspomaga elektronika. Kierowca ma do wyboru pięć programów jazdy: skały, kamienie i szutry, muldy, kamienie oraz błoto i piasek. Gwoździem programu jest jednak układ Crawl Control. Najłatwiej to porównać do... terenowego tempomatu. Wciskasz przycisk i Land Cruiser po prostu... jedzie. W zależności od rodzaju podłoża samochód sam dohamowuje każde z kół, aby nie utracić przyczepności.
Dowód? Kiedy robiłem zdjęcia, posadziłem za kierownicą swoją filigranową dziewczynę, co już być może zauważyliście. Śmigała po piaskowni jak po autostradzie, a i przejazd przez wodę nie sprawił jej żadnej trudności. Land Cruiser ma zresztą tak potężne wspomaganie kierownicy, że radziła sobie z nim... jedną ręką.
A kiedy już zjedziecie z piachu, szybko okaże się, że Land Cruiser to... bardzo wygodne rodzinne auto. Niezniszczalne zawieszenie przystosowane do przejazdu przez środek piekła sprawia, że zapominasz o dziurach. Land Cruiser zawsze jedzie po równym asfalcie. Wyrwy, które normalnie omijasz szerokim łukiem, nie stanowią dla niego żadnego wyzwania. Większym wyzwaniem może być za to zaparkowanie tego auta pod sklepem. Ale z drugiej strony zawsze możesz wjechać na krawężnik, który inni kierowcy uznają za betonową zaporę.
Oczywiście nie ma nic za darmo. Ceną za te osiągi jest choćby spalanie. W czasie testów Land Cruiser pożerał około 16-17 litrów na setkę. To i dużo, i mało. Z doświadczenia wiem, że niewiele lepsze wyniki potrafią osiągać auta znacznie mniejsze i słabsze. Ale rachunek na stacji benzynowej mimo to może porazić. A będziecie ją odwiedzać często, nawet pomimo pokaźnego baku.
Niedogodności bledną jednak przy wyjątkowym charakterze (ach, ten wyświechtany zwrot) tego samochodu. Land Cruiser jest autem w starym stylu. Docenią to jednak nie tylko konserwatyści, ale i prawdziwi fani motoryzacji, którzy wspominają czasy, kiedy moc silnika wynikała przede wszystkim z jego pojemności.
A przede wszystkim ci, którzy naprawdę skorzystają z tego auta. Bo sami pomyślcie: gdybyście mieli przejechać pół Afryki, co byście wybrali? Nowoczesne europejskie auto terenowe z milionem czujników i najlepiej podwójnie turbodoładowanym dieslem? Jak się zepsuje to równie dobrze możecie je porzucić i ruszyć w dalszą drogę na słoniu. Land Cruiser was nie zawiedzie, albo... naprawicie go wszędzie na świecie.