Europa bez granic – to jedno z najpiękniejszych haseł Wspólnoty. I choć fizycznych granic rzeczywiście nie ma od dawna, dopiero od jakiegoś czasu zniknęły te bariery łącznościowe. Likwidacja roamingu – poza miliardem plusów, powiedzmy to od razu – doprowadziła do jednej, bardzo istotnej zmiany.
Przypomnij sobie swoje ostatnie zagraniczne wakacje. Na ciepłej greckiej wyspie, na wybrzeżu włoskiej Kalabrii czy w podróży po francuskiej Prowansji. Do tej pory takie wakacje miały w sobie element wypoczynku w totalnej głuszy na Podlasiu, gdzie… nie ma zasięgu. W tych wszystkich wymienionych zagranicznych miejscach zasięg oczywiście jest, ale… co ci z niego tak naprawdę.
Rozmowy i smsy były płatne, ale nie tak znowu strasznie. Dzięki temu w razie potrzeby z telefonu mogłeś korzystać. Ale robiłeś to głównie wtedy, kiedy naprawdę musiałeś. Internet był z kolei skandalicznie drogi. I w praktyce z niego nie korzystałeś. To miało swój niewątpliwy urok: po prostu mogłeś się skupić na wakacjach.
Teraz jest inaczej. Niezależnie od tego, klientem której polskiej sieci komórkowej jesteś, możesz leżeć na plaży i beztrosko przeglądać "Fejsa". Ale czy naprawdę o to chodziło w urlopie? Sam widziałem po swoich rodzicach, którzy wrócili z wakacji na Krecie pod koniec czerwca, że zachowywali się zupełnie inaczej. Czyli bombardowali mnie mejlami, smsami i mmsami. Dlaczego? Bo mogli – po prostu. Tak może już każdy.
– Ze względu na charakter pracy często podróżuję do Włoch. Darmowy roaming rzeczywiście pomaga, już nie muszę kupować bardzo drogich pakietów internetowych, które i tak na nic nie wystarczały – mówi mi Jacek. – Teraz mogę gapić się w telefon w każdej wolnej chwili – dodaje.
Jednak to, co może być fajne na nudnej konferencji (a na dodatek prelegent mówi po angielsku tak, że i tak nie wiadomo, o co mu chodzi), w innych warunkach może być już... niszczące.
Korpo na sycylijskiej plaży
– Dawniej na plaży, jak zaczynałeś się nudzić, po prostu szukałeś sobie zajęcia. Zaczynałeś rozmowę, szedłeś do wody, czy robiłeś sobie wycieczkę po okolicy, wzdłuż morza. Albo czytałeś książkę. Albo rzucałeś piłeczkę. Albo cokolwiek, naprawdę. A teraz? Kilka razy złapałem się na tym, że po prostu kładłem się na leżak pod parasolem i… wertowałem stronę internetową za stroną – twierdzi Grzegorz, który tegoroczny wakacyjny urlop ma już za sobą.
W takich warunkach tak naprawdę… ciężko odpocząć. Bo żeby zrelaksować, trzeba odciąć się od codzienności. – Włączam internet, jestem kilka tysięcy kilometrów od Polski, a widzę tę samą łupankę polityczną, którą obserwuję na co dzień. I po co mi to. Nawet sprawdzałem z nudów skrzynkę mejlową z pracy, czego nikt ode mnie nie oczekiwał – dodaje. – Niestety w pewnym momencie na kilka maili nawet odpisałem. Więc inni zaczęli do mnie pisać. I tak wylądowałem na plaży i zajmowałem się codziennymi sprawami – dodaje.
W efekcie telefon staje się na wakacjach przedmiotem równie istotnym, co na przykład olejek do opalania. I niszczącym wspólny urlop. – Nie mam dzieci, ale wyobrażam sobie, że teraz będą całe dnie spędzały albo w hotelowym basenie, albo w cieniu z telefonem. I to tyle w temacie rodzinnych wakacji – podkreśla Grzegorz.
Jak się postarasz, to i tak zapłacisz
Na dodatek wyobrażenie o darmowym roamingu może być dość zgubne. Z powodu różnych cen transmisji danych w europejskich sieciach komórkowych nie jest tak, że internet jest za darmo – i już. Jest, ale do pewnego limitu. Najczęściej jest on na tyle duży, że jeśli korzystasz z sieci za granicą sporadycznie, to ci go wystarczy. Gorzej, jeśli masz mały limit (co wynika z taniego abonamentu w Polsce) albo żeby uspokoić dzieci, dajesz im swój telefon.
– Ja bym się w sumie nawet obył bez roamingu, ale żona korzystała bardzo dużo. A syn to już w ogóle – mówi mi Tomasz, który w swoim abonamencie ma na miesiąc gigabajt internetu poza Polską. Potem płaci cztery grosze za megabajt.
– Normalnie rachunek za dwa telefony, mój i syna, wynosi około 40 zł. Teraz wyszedł około 70 zł – dodaje. Zapłacił więcej, bo limit został bardzo szybko "rozpracowany". Czyli w skrajnym przypadku ani rodzinnie (bo wszyscy patrzą w ekrany), ani tanio.
Ale oczywiście mogło być gorzej. Tomasz, jak łatwo policzyć, zapłacił za długi urlop 30 złotych więcej. Akurat tyle kosztuje w nieobjętej darmowym roamingiem Szwajcarii… megabajt. Nie ma więc sensu stwierdzenie, że darmowy roaming jest zły. Ale oby telefon komórkowy nie stał się dla nikogo sensem wakacji. Wtedy już lepiej przeleżeć je na kanapie w salonie.