Nie można oceniać czyjegoś stanu emocjonalnego po zdjęciu – mówi w rozmowie z naTemat poseł Stanisław Pięta, który wczoraj udał się w nocy do sklepu monopolowego po orzeszki, a przy wyjściu spotkał tłum manifestantów. – Wyszedłem po zapłaceniu – twierdzi i jak przekonuje, tłumu się nie bał. Ale inaczej mówi poseł PO Rafał Grupiński, który także był na miejscu. – On stał tam w tym sklepie blady, wystraszony – twierdzi.
To jedna z najbardziej kuriozalnych sytuacji czwartkowego wieczoru. Gęsty tłum protestował w centrum Warszawy, m.in. pod Sejmem i na Krakowskim Przedmieściu, a poseł Stanisław Pięta z PiS postanowił... wymknąć się z hotelu sejmowego do sklepu monopolowego. Gorzej było z wyjściem – bo w środku wypatrzyli go rozemocjonowani manifestanci. Według protestujących, którzy szybko pokazali zajście w sieci, poseł Pięta bał się do nich wyjść. On sam tamtą chwilę widzi jednak zupełnie inaczej.
Poszedł po przekąskę
Jeśli uwierzyć Pięcie, w sklepie spędził tylko kilka chwil i wyszedł tuż po tym, jak zapłacił. – Wyszedłem po tym, jak pożegnałem się z pracownikiem, który zamykał i otwierał drzwi z uwagi na tłum ludzi – tłumaczy poseł i atakuje protestujących: – Musiałem wrócić do pokoju, spokojnie wyszedłem pomimo tych wrzasków, obelg, krzyków, wygrażania pięścią, machania palcem pod nosem. Pomimo tych bluzg, chamstwa – kontynuuje. Kiedy dopytuję go o nagrania z jego wizyty w sklepie, poseł obstaje przy swoim, że wyszedł zaraz po tym, jak miał już to, co chciał kupić.
Jak twierdzi, na ulicy nie spotkały go większe nieprzyjemności poza słowami. – Spokojnie przeszedłem do hotelu, gdzie zjadłem zakupioną kolację: krakersy i orzeszki ziemne – wyjaśnia. Ale jeden incydent był, którym zresztą "pochwalił się" na Twitterze. – Ktoś chlusnął woskiem, co dopiero zobaczyłem dokładnie po przejściu przez kordon policyjny – relacjonuje.
– Nikt poza incydentem z woskiem nie naruszył mojej nietykalności cielesnej. Podziękowałem dwóm osobom, to chyba redaktor Meller i poseł Grupiński, którzy próbowali mnie przeprowadzić przez ten wrzeszczący tłum. Ale przeszedłem spokojnie – opowiada.
Odsiecz poselska Rafał Grupiński potwierdza, że do takiej sytuacji rzeczywiście doszło. – Był straszny tłum, strasznie ciasno. Ludzie byli wściekli, a jeszcze zobaczyli Piętę w sklepie. Stał trochę wystraszony w środku, nie bardzo wiedział, jak wyjść. Ktoś po niego przyszedł, jakiś mężczyzna. No i zdecydowali się przejść przez tłum, a ludzie, którzy chcieli się z kolei dostać do Pięty, napierali na innych z tyłu. Więc trzeba było go jakoś tak przeprowadzić bez szkód – relacjonuje.
Starcie z tłumem jednak nie było łatwe. Odnotowano nawet jedną ofiarę: marynarkę Grupińskiego. – Ja miałem marynarkę luźno zarzuconą na ramiona, bo było ciepło, a ludzie się strasznie przepychali, więc mi spadła. Odzyskałem ją, ale została cała zdeptana. Nadaje się tylko do pralni – twierdzi.
W relacji Grupińskiego na miejscu rzeczywiście było ostro. – Pięta był blady, przerażony, bał się może, że wydarzy się jakaś fizyczna napaść, ale nic się takiego nie wydarzyło. Choć nie słuchał tam przyjemnych słów – mówi.
Pięta, który manifestantów w swojej relacji opisuje inaczej, dodaje, że według niego "niektórym było nawet wstyd za zachowanie współuczestników manifestacji". – Patrząc w twarze tych osób zauważyłem, że są to osoby w większości zdezorientowane, zagubione, które do końca nie wiedzą, czego chcą. Raczej od ludzi starszych słyszałem te bluzgi. Ludzie młodzi schodzili mi z drogi. Takie odniosłem wrażenie – mówi.
A na koniec rozmowy jeszcze raz podkreśla, że nie boi się ludzi. – Gdyby tak było, powinienem skończyć z tą robotą – podkreśla.