Regularnie obserwujemy duże zmiany w poglądach wielu osób życia publicznego – polityków, dziennikarzy, komentatorów, a nawet naukowców. Jednak jedną z najbardziej spektakularnych przemian dokonanych na oczach opinii publicznej jest wolta Magdaleny Ogórek. Ostatni tweet wydaje się być jej zwieńczeniem. A niektórzy współodpowiedzialni za jej zaistnienie w polityce, dziś mają z tym ogromny problem.
Ostatni głos Magdaleny Ogórek, który miał wybrzmiał na Twitterze wywołał wielkie poruszenie w mediach społecznościowych. Zajęła się nim nawet Rada Etyki Mediów. I niestety, nie był to merytoryczny głos, który mógłby być chwalony i pokazywany jako przykład. Prawicowa publicystka postanowiła włożyć ręce do rynsztoka i wyciągnąć przeszłość ojca obecnego senatora, dawnego marszałka Sejmu Marka Borowskiego. Na reakcję senatora nie trzeba było długo czekać, a komentarze (nawet Tomasza Terlikowskiego) miażdżyły wschodzącą gwiazdę prawicy i telewizji publicznej.
Właśnie. Prawicowa publicystka. Wydaje się, że było to wieki temu, ale zaledwie w 2015 roku, w wyborach prezydenckich Magdalena Ogórek była kandydatką na najwyższy urząd w państwie z ramienia... Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Tempo zmiany poglądów jest zadziwiające i pani Magdalena Ogórek idzie na rekord (tak szybcy nie byli nawet bracia Karnowscy, ani profesor Andrzej Zybertowicz). Jak nastąpiła ta zmiana, i jak patrzy na to polityk, który w znacznej mierze przyłożył rękę do wypromowania tej osoby w przestrzeni publicznej?
Kościół i Sojusz Lewicy Demokratycznej
Jeszcze kilka lat temu, Magdalena Ogórek była znana jako historyk kościoła katolickiego, której wypowiedzi (skądinąd wyważone i merytoryczne) można było słuchać w stacjach radiowych i oglądać na ekranach telewizorów.
Tak naprawdę nikt nie przypuszczał, że oprócz roli ekspertki w tematach kościelnych, Magdalena Ogórek może stać się polityczno-medialną gwiazdą. Jednak nadszedł rok 2015 i rozpoczął się jej regularny upadek. Aż na dno.
9 stycznia 2015 roku, ówczesny przewodniczący Sojuszu Lewicy Demokratycznej Leszek Miller ogłosił, że Magdalena Ogórek będzie kandydatką Sojuszu na prezydenta RP. Nazywa ja nawet "symbolem zmiany, także pokoleniowej, symbolem otwarcia polskiej polityki na młode europejskie pokolenie Polek i Polaków". Przez kilka miesięcy byliśmy świadkami mało udanej kampanii wyborczej, a kandydatka przedstawiła nawet plan reform dla Polski (słynne napisanie prawa od nowa).
Wynik wyborczy był mizerny – 2,4 procent to sromotna porażka zarówno jej samej, jak i SLD, a przede wszystkim Leszka Millera. I właśnie jego postanowiliśmy zapytać, co takiego stało się z byłą kandydatka lewicy na prezydenta.
Leszek Miller o "symbolu zmian"
Mieliśmy do byłego przewodniczącego SLD kilka pytań. Bo kto, jak nie on powinien znać Magdalenę Ogórek? Co myśli o tak szybkiej zmianie poglądów? I jak to możliwe, że kobieta o lewicowych poglądach prawie z dnia na dzień staje się prawicowym miotaczem obelg, antysemickich wpisów i gwiazdą prawicowo-publicznej telewizji?
– Unikam rozmowy na temat Magdaleny Ogórek. To jest dorosła kobieta, która podejmuje suwerenne decyzje. Magdalena Ogórek przez kilka lat była związana z SLD, była blisko partii, a teraz tak wybrała i to jest jej decyzja – tylko tyle na temat swojej politycznej "wybranki" miał do powiedzenia Leszek Miller. Dodał też, że sam chętnie dowiedziałby się o powodach tak radykalnej zmiany.
I tylko tyle. Okazuje się, że polityk, który dwa lata temu namaścił historyczkę kościoła na kandydatkę lewicy na prezydenta, która miała ją odrodzić, ma na temat jej radykalnej zmiany poglądów dwa zdania komentarza. Jeszcze mniej ma do powiedzenia na zarzuty o wprowadzenie swego rodzaju "konia trojańskiego" do polskiej polityki. Taki zarzut ze strony m.in. Sławomira Neumanna komentuje jednym tweetem, na którym widać wspólne zdjęcie Aleksandra Kwaśniewskiego, Tadeusza Iwińskiego, Grzegorza Napieralskiego i... właśnie Magdaleny Ogórek.
Jedno da się jednak stwierdzić: SLD nie istnieje w przestrzeni publicznej, a Magdalena Ogórek jak najbardziej. I wydaje się, że dopiero się rozkręca. A rajd z lewej na prawą stronę polskiej sceny politycznej to żadna przeszkoda. Ale czy to pierwszy taki przypadek? Przecież to tylko polityka.