Poniedziałek rano, Warszawa, niewielka uliczka równoległa do Radzymińskiej, na poboczach zaparkowane samochody. Jeżdżę tamtędy jak wielu rowerzystów do pracy. Wiedziałam, że kiedyś to się stanie, zwyczajnie przeczuwałam i zawsze jeżdżę na tym odcinku naprawdę powoli, bo piesi przechodzący przez tą mało ruchliwą uliczkę rzadko rozglądają się, czy nic nie jedzie.
Przede mną jechał mężczyzna w średnim wieku. Nie jechał szybko, pewnie też wie o zwyczajach tutejszych pieszych. Niestety to nie wystarczyło, żeby ustrzec się wypadku.
Pamiętam to prawie jak film odtwarzany w zwolnionym tempie. Mężczyzna jedzie, a w pewnym momencie z za zaparkowanych samochodów, dziarsko wychodzi starsza pani prosto pod jego rower. Mężczyzna gwałtownie hamuje i leci przez kierownicę, starsza pani pada na do tyłu na plecy i głowę.
Rowerzysta spada na ulicę, a jego rower częściowo na starszą panią. Ponieważ jestem najbliżej zdarzenia zatrzymuję się, trzeba przecież pomóc.
Krew, żal i straszna skrucha
Rowerzysta wstaje z ulicy, miał na szczęście kask, ale jest w szoku, mówi: może ja za szybko jechałem, nie wie co robić. Starsza pani też zszokowana, ale przytomna. Rowerzysta ją przeprasza, pani krzyczy do niego, że teraz to sobie może przepraszać. Wcześniej nie zauważyłam, ale obok zaparkowanego po drugiej stronie uliczki samochodu stoi starszy pan. Pani zaczyna do niego też krzyczeć, że mógłby w końcu przestać nią rządzić, że nie powinien jej kazać przechodzić natychmiast przez ulicę.
Ja w tym czasie patrzę, czy starsza pani, która nadal leży jeszcze na ulicy i nie może się podnieść, jest w miarę cała, widzę jakieś drobne zadrapania na twarzy, podnoszę ją z ziemi i czuję na swoim korpusie falę gorąca. No tak, bardzo mocno rozbity tył głowy. Jestem cała we krwi. W międzyczasie zbierają się gapie ale i ludzie, którzy chcą pomóc. Trzymam starszą panią i mówię, żeby dzwonili po karetkę. Jednak okazuje się, że jesteśmy pod przychodnią, więc prowadzimy panią właśnie tam.
Cały czas jest z nami rowerzysta. Krew prawie odpłynęła mu z twarzy, został z ludźmi w przychodni, żeby poczekać na to, aż lekarze udzielą kobiecie pomocy. Zostawiłam mu swoje dane i pojechałam dalej do pracy. W pierwszej chwili nawet nie wiedziałam, że wyglądam trochę jak rzeźnik. Mam nadzieję, że sprawa zakończy się dla starszej pani pełnym powrotem do zdrowia.
Dlaczego to opisuję? Nie dlatego, żeby zwrócić uwagę na kwestię udzielania pierwszej pomocy, jeśli widzimy, że komuś coś się stało. Chociaż to jest bardzo ważne, to dla mnie oczywiste. Piszę dlatego, że zamiast wieszać psy na rowerzystach powinniśmy najpierw zastanowić się nad swoim zachowaniem na drodze. Tu ewidentnie winna była starsza pani. Rowerzysta nie miał szans, żeby się zatrzymać, nie było przejścia dla pieszych, jechał ulicą.
Zły rowerzysta rozjechał staruszkę?
Oczywiście szkoda mi starszej pani i bardzo jej współczuję, ale ten wypadek wydarzył się dlatego, że nie rozejrzała się, zanim weszła na ulicę. Roweru nie słychać, a rowerzysta, nawet jadący powoli, nie jest w stanie zatrzymać się w miejscu. Zresztą ratując życie takiemu niefrasobliwemu pieszemu i ostro hamując naraża swoje życie i zdrowie, bo prawie na 100 proc. wiadomo, że przeleci rzez kierownicę.
Historie, które mogą doprowadzić do takich wypadków, jak ten którego świadkiem byłam dzisiaj dzieją się każdego dnia. Odsądzani od czci i wiary użytkownicy rowerów czasami są rzeczywiście postrachem chodników, innych rowerzystów na ścieżkach rowerowych i kierowców na ulicach.
Jednak, co wynika nie tylko z moich obserwacji, piesi nie traktują poważnie zagrożenia ze strony jadącego roweru. Przecież w gruncie rzeczy to nie ważne kto zawinił, czyja jest racja itd. Lepiej być ostrożnym, całym i zdrowym.
Wchodzą pod koła, nie patrzą
Pytam innych rowerzystów, czy mają podobne przemyślenia, co do kwestii zachowania pieszych względem rowerzystów. Mateusz mówi mi, że wcale nie dziwi go sytuacja, z dzisiejszego poranka, o której opowiadam.
Włodek, który również często jeździ rowerem, potwierdza to i dodaje, że nawet zachowując dużą czujność, rowerzysta nie jest w stanie przewidzieć, co zrobi pieszy. Dlatego on rezygnuje ze ścieżki rowerowej na rzecz ulicy. Jednak to właśnie na ulicy spotkał dość groźnie wyglądający wypadek.
– Samochód nagle zaczął skręcać w prawo. Musiałem gwałtownie hamować. Oczywiście przeleciałem przez kierownicę. Traf chciał, że przekoziołkowałem i spadłem na plecy, a miałem na nich plecak, więc zamortyzował upadek – opowiada Włodek.
Z kolei Agnieszka mówi, że zawsze najbardziej boi się, że pod koła jej roweru wbiegnie dziecko. Uważa, że powinno się zwracać uwagę dzieciom, żeby na ścieżce rowerowej zachowywały taką samą czujność jak na ulicy.
– Dzieci biegną i nie patrzą. Trzeba je edukować, żeby nie dochodziło do tragedii. Inna sprawa, że na ścieżkach rowerowych spotykam też dużo niefrasobliwych rowerzystów, którzy nie pilnują swojego pasa ścieżki, jadą obok siebie i wykonują zupełnie niesygnalizowane i nieprzewidziane manewry – tłumaczy Agnieszka.
Ścieżka to nie plac zabaw
To prawda, że kwestia edukacji dzieci jest ważna. Jednak ja zauważam często taki oto obrazek: mama idzie chodnikiem, obok na ścieżce rowerowej maluch jedzie na rowerku biegowym. Zwracam uwagę mamie i pytam, czy nie boi się, że dziecku stanie się krzywda. Mama posyła w moim kierunku kilka „ciepłych” słów z tłumaczeniem, że syn przecież jedzie rowerem.
Wystarczy jednak wyobrazić sobie podobną sytuację jak ta, której była świadkiem rano. Jedzie rowerzysta, dziecko nagle skręca rowerkiem biegowym, rowerzysta leci przez kierownicę na dziecko. Lecące kilkadziesiąt kilo spada na kilkanaście kilogramów. Nawet nie chcę myśleć o skutkach.
Dlatego nie ważne, po której stronie jest racja. Zwyczajnie trzeba dbać o swoje bezpieczeństwo i swoich najbliższych. W starciu z rowerem możemy nie mieć szans, tak samo jak w starciu z samochodem. Zanim wejdziesz na ścieżkę rowerową, zdecydujesz się przejść przez ulicę upewnij się też, że nie jedzie rower…
Omal nie przeżyłem czegoś podobnego. Jechałem ścieżką rowerową. Obok był chodnik. W pewnym momencie pani chciała przejść przez ścieżkę, którą jechałem. Nie rozejrzała się i praktycznie weszła pod koła mojego roweru. Wyhamowałem 10 cm od niej. Na szczęście skończyło się wszystko dobrze, ale przecież wystarczyłoby, żeby pani się rozejrzała. Ludzie często nagle wchodzą na ścieżkę rowerową nie patrząc, czy coś jedzie. Szczególnie starsze osoby.