Mało kto o tym myśli na co dzień. Każdy po prostu chce mieć swoje cztery kąty. Ekonomiści czasami ostrzegają, ale nikt ich nie słucha. Kredytowe eldorado nad Wisłą już dawno wróciło do stanu sprzed kryzysu finansowego. Kredyt, zwłaszcza ten mieszkaniowy, jest łatwo dostępny. Zapominamy, że ten kredyt wkrótce może być znacznie droższy.
Co najmniej co dziesiąty Polak ma kredyt hipoteczny. Wielu z nas zadłużyło się we frankach, ale o tym problemie napisano już wszystko. Teoretycznie w znacznie lepszej sytuacji są ci, którzy mają kredyty w złotówkach.
Trudne hasło, proste obliczenia
Taki kredyt obecnie jest w Polsce bardzo "tani". Z czego to wynika? Ze stóp procentowych. Pod tym niejasnym ekonomicznym hasłem kryje się po prostu wartość pieniądza. Im wyższe stopy, tym droższy pieniądz. A jeśli pieniądz jest droższy, to i droższy jest kredyt, a konkretnie jego spłata.
Na podstawie stóp procentowych wyliczany jest bowiem WIBOR 3M (czyli trzymiesięczny), który ma bezpośredni wpływ na wysokość comiesięcznej raty. I jeśli braliście kredyt w ostatnim czasie, z pewnością wiecie, że stopy procentowe są obecnie na historycznie niskim poziomie. Dokładnie 1,5 proc. I analogicznie, WIBOR 3M oscyluje obecnie ok. 1,70 proc. Żeby zrozumieć, jak to mało, najlepiej odnieść tę wartość do historycznych danych.
Łatwo zauważyć, że jeszcze na początku tego wieku WIBOR był kilkanaście razy większy. Oczywiście dramatyzowaniem byłoby twierdzić, że może znowu tak wzrosnąć. Inne czasy, inny stan gospodarki. Ale obecnie jest wręcz… zbyt niski. I z pewnością wzrośnie.
– Według danych Centrum AMRON w pierwszym kwartale 2017 roku średnia wartość nowego kredytu mieszkaniowego w złotówkach wynosiła 219 030 zł – mówi w rozmowie z naTemat Andrzej Prajsnar, ekspert portalu RynekPierwotny.pl.
Zdecydowana większość z tych kredytów to zobowiązania na wiele, wiele lat. Prawie 40 proc. z nich zawarto na 25-30 lat, co dziesiąty na powyżej 30 lat. To kredyty na szmat czasu, a w tym okresie warunki ekonomiczne mogą się zmienić wielokrotnie. Przecież ostatni kryzys finansowy wybuchł raptem dekadę temu.
O jakich pieniądzach mówimy? Całkiem sporych. Bo i raty, które spłacamy, nie są wcale takie małe. – Szacunki Głównego Urzędu Statystycznego i NBP z 2015 r. wskazują, że wtedy średnia rata kredytu mieszkaniowego oscylowała na poziomie 1100 zł-1300 zł. Od tamtej pory znacząco nie zmieniły się warunki spłaty – mówi Prajsnar.
Czym jest WIBOR
WIBOR (ang. Warsaw Interbank Offered Rate) – referencyjna wysokość oprocentowania kredytów na polskim rynku międzybankowym. Wyznaczana jest jako średnia arytmetyczna wielkości oprocentowania podawanych przez największe banki działające w Polsce, które są uczestnikami panelu WIBOR, po odrzuceniu wielkości skrajnych. Banki podają stawki oprocentowania (w ujęciu rocznym), po jakich są gotowe pożyczyć pieniądze innym bankom, o godz. 11:00 każdego dnia roboczego. Proces wyznaczania wartości WIBOR nazywany jest fixingiem WIBOR.
WIBOR jest transakcyjny, gdyż w ciągu 15 minut od publikacji indeksów ustalonych podczas fixingu uczestniczące w nim banki zobowiązane są do zawierania między sobą transakcji według stawek nie gorszych od zgłoszonych tego dnia.
(...)
WIBOR jest podstawą wyznaczania oprocentowania dla większości kredytów udzielanych przez polskie banki, w tym dla gospodarstw domowych i małych przedsiębiorstw, a także stawką bazową dla wielu transakcji pochodnych zawieranych na rynkach finansowych. Giełda Papierów Wartościowych w Warszawie umożliwia handel transakcjami futures na WIBOR. Czytaj więcej
I tak co miesiąc. W kwestii ewentualnych zmian w ratach kredytu pozornie wydaje się, że chodzi "o drobne". Dlaczego? Bo WIBOR nie zmieni się "nagle". Według Prajsnara (i innych ekonomistów) wskaźnik do końca przyszłego roku nie powinien wzrosnąć o więcej niż pół punktu procentowego. To zrozumiałe – WIBOR nie tylko powoli spada (spadał kilkanaście lat), ale i ewentualnie powoli rośnie. – W przypadku kredytu mieszkaniowego na 25 lat o wartości 250 000 zł, prowizji niewliczanej do raty (2,00 proc.) i marży 2,00 proc., taka podwyżka WIBOR-u o 0,50 p.p. skutkowałaby wzrostem raty o 68 zł, z 1279 zł do 1347 zł – mówi ekspert.
Ale gdyby WIBOR dalej rósł? Takiego scenariusza wykluczyć nie można, a przecież kredyty spłaca się przez wiele lat, najczęściej wręcz bardzo wiele. – Cztery lata temu (w sierpniu 2013 r.) stopa WIBOR 3M wynosiła 2,70 proc. Obecnie wskaźnik oscyluje na poziomie 1,70 proc. W przypadku kredytu mieszkaniowego na 25 lat (o podanych wyżej wartościach – red.) zmiana skutkowałaby wzrostem raty o 139 zł z 1279 zł do 1418 zł – dodaje Prajsnar.
To 11 procent miesięcznej raty. A więc już sporo więcej. A teraz wyobraź sobie, że musisz płacić co miesiąc o 139 złotych więcej przez 30 lat. 360 rat. Nagle kredyt kosztuje cię pięćdziesiąt tysięcy złotych więcej. To oczywiście tylko przykład i to niemożliwy do zrealizowania, ale bardzo obrazowy. A przecież WIBOR może rosnąć jeszcze bardziej. We wspominanym 2013 roku miał miejsce właśnie spory spadek. W sierpniu stopa wynosiła 2,7 proc., ale jeszcze na początku roku była wyższa o jeden punkt procentowy. To kolejne ponad sto złotych różnicy. W sumie już prawie trzysta.
Gwóźdź do trumny
Oczywiście nie dla każdego wzrost WIBOR, który skutkowałby podniesieniem raty o na przykład 300 złotych, byłby tragiczny w skutkach. – Moja miesięczna rata teraz to około 1200 złotych – mówi mi Iza. Pytam ją o graniczny wzrost, który rozszarpie jej domowy budżet. – Ciężko sobie wyobrazić aż taką podwyżkę. Poza tym moje raty są rozplanowane tak, że spadają z biegiem czasu – dodaje.
Rzucam więc kwotę: 300 złotych więcej miesięcznie. – Do przeżycia. Jestem sama, nie potrzebuję dużo na utrzymanie się. Pytanie tylko czy opłacałoby się to mi w dłuższym okresie czasu – odpowiada mi. I podkreśla: – W banku ostrzegali mnie, że ten wskaźnik jest zmienny, wiedziałam, na co się piszę.
Ale nie każdy jest w tak dobrej sytuacji. Niektórym taniejący kredyt mocno zaszumiał w głowie. – Brałam z mężem kredyt na dwadzieścia pięć lat, w 2010 roku. WIBOR wtedy był jeszcze dość wysoki – wspomina Ewa. Po latach bardzo zmalał. – Ktoś może powiedzieć, że wtedy sobie radziliśmy, to i teraz sobie poradzimy. Zwłaszcza że zarabiamy trochę więcej. Ale po drodze niskie koszty życia zachęciły nas do dwójki dzieci. To w sumie może trochę brak przemyślenia sprawy. Teraz budżet domowy jest stabilny, ale jakby nam przyszło co miesiąc płacić dodatkowe 300-400 złotych na kredyt... A dzieci im starsze, tym "droższe" – kontynuuje.
Jacek mieszka sam w dużym, 3-pokojowym mieszkaniu. Rata: 2200 złotych. I oczywiście może wzrosnąć. – To w ogóle było jedno z największych zaskoczeń podczas brania kredytu. Nie zdawałem sobie sprawy z takiej możliwości. Gdy doradczyni kredytowa mi o tym powiedziała, zwątpiłem. Myślałem, że takie wahania to tylko w przypadku brania kredytu w innej walucie – wspomina.
– Sytuacji nie poprawił fakt, że gdy brałem kredyt, stawki były najniższe od lat i usłyszałem wprost, że na pewno "będą rosnąć". Naiwnie sądziłem, że skoro mam stałą ratę, to ona będzie taka cały czas. Zobaczyłem nawet symulację, do jakiego poziomu może wzrosnąć moja rata. W najgorszym przypadku z 2200 zł podskoczyłaby nawet trzykrotnie. To jednak mało realne, ale w przypadku franków szwajcarskich też tak mówili, prawda? – mówi.
Dlatego teraz chce kredyt nadpłacać. Żeby w kryzysowej sytuacji rata bardzo nie wzrosła.
To nie jest bezzasadne straszenie
Oczywiście ktoś może uznać, że nie ma co sobie psuć dobrego humoru, a całe to gadanie jest niewiele warte. Ale nie trzeba żyć w kraju, który około 30 lat temu zbankrutował, żeby wiedzieć, że WIBOR zmienia się nawet w państwach o znacznie stabilniejszych od polskiej gospodarkach.
Brytyjski odpowiednik WIBOR obecnie szoruje po dnie (dosłownie – wynosi 0,25 proc.), ale jeszcze na początku lat 80. sięgał 17 proc. W Japonii obecnie jest… ujemny. Ale pod koniec lat 90. wynosił 6 proc. W Stanach Zjednoczonych w latach 80. sięgał 20 proc. Później spadał nawet do historycznego 0,25 proc (spadki w ostatnich latach to trend światowy). Ale od 2016 znowu rośnie i już wynosi 1,25 proc. W ciągu roku wzrósł pięciokrotnie. Czyli jednak zdarza się. U nas też może.
Tym bardziej, że dochodzi jeszcze kwestia inflacji. Ta, choć przez ostatnie kilka lat w Polsce ujemna, zaczęła znowu rosnąć.